'...Zawsze będę tuż za tobą' 5
Ze snu wybudził Niall’a dźwięk
budzika należącego do Louis’a. Blondyn nie ukrywając zdenerwowania wyklinał
przyjaciela za to, że przerwał mu tak przyjemny i, cóż, przygodowy sen.
- Można prosić o zmianę lokatora? –
pytał sam siebie kryjąc twarz pod kołdrą.
- Raczej nie. Dzisiaj kąpiesz się
jako ostatni, więc robisz śniadanie – ogłaszał brunet skacząc po łóżku
Irlandczyka i próbując ściągnąć z niego pierzynę.
Chłopak nie wysilił się zbytnio
kreatywnością i postawił na tosty jako pierwszy posiłek. W oczekiwaniu na swoją
kolej do kąpieli chwycił długopis i kartkę w celu nabazgrania czegoś na niej.
Nie pojawiał się tam jasny obraz, lecz niewyraźne literki wyglądające jakby
były stworzone przez lekarza. Pisał piosenkę. Zdziwiło mnie, że pojawiły się
tam słowa zanucone przeze mnie ostatniej nocy:
( http://www.youtube.com/watch?v=1iYOOuJLuaY )
‘ If I’m louder, would you see me? Would you lay down in my arms and
rescue me? Cause we are the same, You save me , when you leave it’s gone again…’
Ale poza nimi
napisał wiele innych ciekawych tekstów. Ostatecznie chodziło w niej o tym, że
dziewczyna kocha innego.
Przyszła jego
kolej. Poszedł do łazienki. Przyzwyczailiśmy się do naszych porannych
pogaduszek, ale dzisiaj nie miałam na to ochoty. Na naszym odbijającym postacie
zaparowanym papierze napisałam tylko ‘ Dzień dobry, dzisiaj muszę coś załatwić
‘ i wyszłam. Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie co dzisiaj będę robić.
Nogi przywiodły
mnie na cmentarz. Przy jej grobie nikogo nie było, mimo iż zawsze o tej
godzinie przychodziła mama Carmen. Robiłam to, co ostatnio, kiedy tu byłam.
Rozmawiałam z powietrzem czekając, aż mi odpowie. Chciałabym, żeby tak się
stało, żeby ktoś mi powiedział, że to był kiepski żart, że nic jej nie jest.
Nie wytrzymywałam psychicznie. Pomodliłam się za przyjaciółkę i postanowiłam
iść dalej. Ponownie zaszłam do mojego domu. Zauważyłam, że coś się zmieniło. Na
górze usłyszałam dziwne dźwięki. Pobiegłam więc do swojego pokoju, w którym
zastałam najmniej oczekiwaną osobę. To była moja mama. Siedziała przy
kaloryferze i zanosiła się donośnym lamentowaniem. W ręku trzymała moją
przytulankę z dzieciństwa. Mimo, iż ta kobieta wyrządziła w moim życiu wiele
złego, bo niedługo po rozwodzie z ojcem założyła rodzinę w Nowej Zelandii, to
widząc ją w takim stanie zrobiło mi się przykro. W końcu kto chciałby widzieć
swoją rodzicielkę w takim stanie, myślącą, że jej jedyna córka umrze w
najbliższym czasie i jeszcze być duchem nie mogącym zaprzeczyć temu
wszystkiemu?
Mama zaczęła
mówić do siebie, że musi wziąć się w garść, bo tam ma maleńkie dzieci, musi do
nich wrócić, ale nie w takim stanie w jakim jest. Chwyciła z haka kluczyki do
swojego srebrnego volvo i ruszyła najprawdopodobniej do szpitala.
Wywnioskowałam to z tego, że nie wzięła walizek.
Nie miałam
ochoty ponownie oglądać swojego poobijanego ciała leżącego nieprzytomnie na
łóżku. Postanowiłam, że wrócę do chłopaków. Sama się sobie dziwiłam, co ja
robię. To, co robiła moja matka przyjęłam z tak stoickim spokojem. Co prawda
nigdy nie wykazywała zbytnio matczynych bodźców, ale w końcu mnie urodziła.
Przerażała mnie moja bezduszność. Ha, bezduszność, dobry żart. Na ganku
wielkiego domu należącego tymczasowo do wokalistów dobiegły mnie krzyki.
Wbiegłam czym prędzej, by dowiedzieć się o co chodzi.
- Że co?! –
usłyszałam na wejściu.
- Spokojnie,
Niall, nie denerwuj się. Wcale nie uważamy cię za stukniętego, po prostu
martwimy się. Źle się z tobą dzieje, dobrze o tym wiesz. Postanowiliśmy, że
trzy dni w tygodniu spędzisz tam, a resztę z nami. Może ci pomogą? – tłumaczył
Zayn.
- Nie wyślecie
mnie do żadnego zakładu dla czubków! Jestem całkowicie zdrowy ! Nic nie jest ze
mną nie tak! Jestem dorosły i mam prawo o sobie decydować! Nigdzie nie jadę! – wrzeszczał
blondyn.
- To dla dobra
zespołu… - ciągnął dalej mulat. Reszta chłopaków przyglądała się ich rozmowie w
milczeniu.
- Dla dobra
zespołu?! Nie bądź śmieszny! Jesteście samolubni! Dajcie mi spokój! –
Irlandczyk wstał i miał zamiar pobiec na górę.
Wtedy wpadłam w
furię. Nieposkromiona wściekłość opanowała moje ciało. Zaczęłam miotać
wszystkim, co popadnie. Moim pierwszym calem były talerze. Tłukłam je rzucając nimi
o ścianę. Potem były kwiaty. Miotałam nimi po podłodze. Trochę mi ulżyło, a
wtedy zauważyłam bałagan, który zrobiłam. Wszędzie leżało pełno szkła i ziemi z
nawozem. Kolorowe płatki roślin wylądowały nawet przy drzwiach wyjściowych.
Bałam się jednak, że to nie ja to zrobiłam.
( http://www.youtube.com/watch?v=ML_-d-UFOkg )
- Co… co to
było? – spytał przerażony Liam.
- Tłumaczyłem
wam, że ona tu jest! Teraz mi wierzycie? – lamentował Niall.
Chłopak pobiegł
na górę, za nim jego przyjaciele, a na końcu ja. Usłyszałam trzask drzwi
łazienki i tryskającą wodę. Wiedziałam o co mu chodzi. Liam, Louis, Zayn i
Harry stali pod pomieszczeniem, w którym zamknął się Irlandczyk.
Gdy weszłam do
pokoju ujrzałam jego zapłakaną twarz. Wpatrywał się w zaparowane lustro bez
słowa. Podbiegłam do niego i zaczęłam pisać.
‘ Niall, wpuść
ich’
- Oni mi nie
wierzą – szepnął chłopak z trudem tłumiąc kolejną falę łez.
‘ Wpuść ich,
proszę. ‘
Zrobił tak jak
go poprosiłam.
- Musicie mi
uwierzyć. Nie jestem stuknięty. Udowodnię wam. Podejdźcie do ściany, ja nie
będę nic robił, zobaczycie co się stanie – wydukał blondyn podkręcając ciepło
wody, by szybciej parowała.
Przyjaciele
przywarli do ściany i w wielkim skupieniu oczekiwali na mój ruch.
Nie wiedziałam
od czego zacząć.
‘ Zostawcie go w
spokoju’.
Nie mogli
uwierzyć w to, co widzą. Z pewnością, nie uwierzyliby w całe to przedstawienie,
gdyby nie fakt, że Niall stał w tym samym miejscu co oni, na dodatek z dłońmi
schowanymi w kieszeniach.
- Skąd możemy
wiedzieć, że to ona? – spytał Louis szepcząc do chłopaków.
‘ Osłaniam cię,
jestem tuż za tobą, idź sama, do przodu, jestem tuż za tobą, byłem w tych
chwilach, które tuż za tobą i będę na zawsze, nie pamiętasz Lou?’
Teraz już
chłopak nie miał wątpliwości. Jednak bardzo zmęczyło mnie to pisanie. Dziwne,
wcześniej nie odczuwałam zmęczenia. Wpadłam na pomysł. Kiedyś czytając książki
należące do babci natknęłam się na coś takiego. Wyjaśniłam chłopakom mój plan.
Niechętnie, ale zgodzili się. W ich oczach widziałam przerażenie, ale
wiedziałam, że to był jedyny sposób by mi w pełni zufali.
Kiedy nastał
wieczór przygotowali wszystko jak im powiedziałam. Świece, poduszki i tak
dalej. Najważniejsze było lustro. To nie
miał być zwyczajny seans. Babcia nigdy tego nie robiła, ale wiedziała, że to
jest możliwe. Wszczepiła we mnie wiarę w takie paranormalne przedstawienia.
Kiedy zapadł zmrok wszystko było już gotowe.
Lustro chłopcy oparli na ścianie w pokoju gościnnym. Zapalone
świece i poduszki stworzyły nastrój, oraz służyły jako wyznaczniki ścieżki
prowadzącej do ‘ekranu’.
Niall, Louis,
Harry, Liam i Zayn zaczęli wymawiać moje imię. Wiedziałam, że boją się, że to
nie jestem ja, że to jakaś zmora czy coś, ale Niall mi ufał i to najważniejsze.
Po 12 minutach po drugiej stronie posrebrzanego szkła pojawiła się moja postać.
Chłopcy odskoczyli ze strachu odwracając się za siebie. Jednak nikogo tam nie
było.
- Spokojnie, to
tylko ja. Jestem duchem, i tak wam nic nie zrobię – odrzekłam na początek.
- Ale, ale jak
to? Przecież żyjesz… w jaki sposób jesteś duchem? – spytał Liam.
- Nie mam
pojęcia. Wiem tyle, że jestem z wami od momentu wypadku.
Louis zmieszał
się. Najwyraźniej zauważył, że musiałam widzieć go z Eleanor.
- Teraz mi
wierzycie? – spytał blondyn.
- Ja nie mam
żadnych wątpliwości od momentu, kiedy widziałem tę kałużę na koncercie – wyciągnął
z siebie Liam.
Zaśmiałam się.
Był to raczej śmiech z powodu mojego załamania psychicznego.
- W szpitalu też
wam mówiłam, jak się obudziłam… - powiedziałam.
- Tak, ale nie
mogliśmy tego pojąć – odezwał się Harry.
- Przepraszam –
szepnął Lou – bardzo mi przykro za to, co ci zrobiłem, nie chciałem tego, nie
wiem jak mogłem zniszczyć wtedy naszą przyjaźń, dopiero teraz zauważyłem swój
błąd… - zaczął tłumaczyć, ale nie dałam mu dokończyć.
Miałam może
jedyną okazję do tego, by mu w końcu powiedzieć, co mi leżało na sercu i nie
chciałam tego zmarnować.
- Hej, nic się nie stało. Nie
zmarnowałeś naszej przyjaźni, ona będzie wieczna. To wszystko, te chwile
spędzone z tobą były najlepsze w moim życiu. Po prostu… stało się. Masz prawo
się zakochać. Nigdy nie stanęłabym ci na
drodze do spełnienia twoich marzeń. Jesteś dla mnie najważniejszy. Pamiętaj, nawet
jeśli nie wyzdrowieję, to będę pilnować cię tam z góry. ‘ osłaniam cię, jestem tuż za tobą, idź sam do
przodu, jestem tuż za tobą, byłam w tych chwilach, które już za tobą i będę na
zawsze ‘ Będę, Louie, zobaczysz. Zawsze jakaś cząstka mnie zostanie przy tobie,
pamiętaj. – a teraz zwróciłam się do Niall’a – a tobie dziękuję za wszystko.
Szczególnie za to, że miałeś ochotę ze mną rozmawiać we śnie, rano w łazience
i, że spędzałeś tyle czasu w szpitalu, gdy ja bezczynnie siedziałam przy grobie
przyjaciółki. Jesteś niesamowitym chłopakiem. Taka szkoda, że nie mogliśmy się
poznać w innych okolicznościach. Jeszcze raz Louis, bądź z nią szczęśliwy i
nigdy nie obwiniaj się za to, że nasza przyjaźń się skończyła, bo to podłe oszczerstwo. Zawsze będziemy
przyjaciółmi, w twoim sercu i oczywiście w moim – po policzku zaczęły
spływać mi pojedyncze łzy tworząc ścieżkę dla całego potoku.
- Ale my się przecież nie żegnamy,
zobaczymy się przecież. Wyzdrowiejesz i zabiorę cię nad jezioro, tak jak
obiecałem – odparł Niall również tłumiąc łzy.
Wszyscy szlochaliśmy jak podczas
pożegnania. Nikt nie spodziewał się nagłego napływu wydarzeń.
- To była wspaniała przygoda… -
zaczęłam.
Poczułam się słabo. W odbiciu lustra zauważyłam, że robię
się coraz bardziej przeźroczysta.
- Co się dzieje? – wrzasnął Zayn.
- Serce… - zaczęłam powiedzieć tylko
tyle.
Nastała ciemność. Nic już nie
czułam, nie myślałam, ani nie słyszałam.