wtorek, 28 sierpnia 2012

Just Tonight






JUST TONIGHT 





http://www.youtube.com/watch?v=a_Am4cHMBKM )

Przechadzałam się po parku, łapczywie zaciągając się świeżym powietrzem. Byłam po przejściach z pewnym chłopakiem, zerwałam z nim oraz rzuciłam studia. Teraz mieszkam z mamą by od przyszłego roku rozpocząć naukę w innej szkole, na innym kierunku. 
Nasłuchiwałam śpiewu oddalonego o parę drzew ode mnie ptaka oraz leniwe postukiwanie dzięcioła. Przyglądając się kobiecie karmiącej gołębie, przy której gromadziły się zwierzęta( wyglądała jak matka natura, biła od niej harmonia i miłość do stworzeń) oraz chłopakom tańczącym Freestyle na chodniku miętoliłam w dłoniach szorstki kawał dekoracyjnego papieru. Było to zaproszenie na ślub. Otrzymałam je dziś rano, w sumie to ze dwie godziny temu. Od razu chwyciłam kurtkę i nie przebierając się w normalne, dzienne ubrania popędziłam przed siebie. Nie wiem co mnie bardziej martwiło: to, że jeszcze nie ułożyłam sobie życia, czy to, że w tak szybkim czasie on znalazł ‘tę jedyną’ i spieszy mu się na ołtarz. Przeszedł mnie dreszcz, na same wspomnienie o nim. Tak, nie powinnam teraz mieć do niego żalu o to, ponieważ to ja zakończyłam nasz związek. Pamiętam to jakby zdarzyło się wczoraj.
*retrospekcja* 
Po raz kolejny wyszedł po naszej kłótni nic nie mówiąc i nie wracał od kilku godzin. Była druga w nocy. Dobrze wiedział jak boję się zostawać sama. Nie powinnam rzucać kilku słów, wiem o tym, ale po tym, jak oskarżył mnie o to, że spotkałam się z Dean’em, nie wytrzymałam. Ten chłopak zanim spotkałam Zayn’a był moim najlepszym przyjacielem. Niestety potem szatyn robił się okropnie zazdrosny, zabronił z nim spotykać. Nie chciałam tego, ale robiłam tylko i wyłącznie dla niego. Najgorsze było to, że Zayn dowiedział się, iż mam zamiar studiować. Oznaczało to brak czasu dla niego. Nie chciał pozwolić mi wyjeżdżać, ale powiedziałam, że to moje życie i nie ma prawa się wtrącać. Nie powinnam była tego robić, wiem.
Czułam wszechogarniającą pustkę, która w tamtym momencie przeszywała mój mózg, ale na tym nie zamierzał skończyć. Okryłam się wełnianym kocem, który dostałam od babci. Mimo, iż dawał mi ciepło w niespotykanie szybkim tempie, nie potrafił wypełnić tego, co właśnie ogarniało moje serce. Wkładając słuchawki do uszu myślałam o tym, by jak najszybciej uwolnić się od inwazji, którą spotkało moje ciało i dusza. Po kilku minutach przesłuchiwania ulubionej, smutnej piosenki wyciągnęłam słuchawki z uszu i jednym, płynnym ruchem rzuciłam w kąt jasnobrązowej, zamszowej rogówki. Za bardzo się bałam, by pozwolić uszom na odrobinę relaksu, na to, bym nie była czujna. Po moim policzku spłynęła pierwsza łza tego wieczoru. Nie pasowaliśmy do siebie, wcale. Nie potrafiliśmy się dogadać. Nie było sensu dłużej tego trzymać, skoro nie zgadzaliśmy się w najmniej ważnych sytuacjach. Takie były realia, nie mogłam trzymać go przy sobie, bo prędzej czy później stałoby się to, co zdarzyło się kilka minut po powrocie Mulata. Wyciągnęłam z paczki papierosa, po czym zaczęłam szukać zapalniczki. Jak na złość nie mogłam żadnej znaleźć. Zayn nigdy nie pozwalał mi palić i chował przede mną wszystko, co było szkodliwe. Wypuszczając dym poczułam jak ulatuje ze mnie wszelkie poczucie winy. W tej chwili ten zwitek tytoniu i innych świństw stał się mi bliższy niż On. W sumie, lepsze to, żebym się uzależniła od papierosów niż popadła przez Niego w alkoholizm, albo co gorsza zaczęła ćpać. Nie powinien mi niczego zabraniać. Delektowałam się kolejnym kłębkiem dymu wylatującym z moich ust w kształcie serduszka, kiedy drzwi się otwarły.
We framudze stał Zayn. Miał lekko podkrążone oczy, które były skutkiem bezsenności, a jego złocistobrązowe oczy przykryły czarne jak węgiel źrenice. Jak zwykle przygarbiona sylwetka i ręce zaciśnięte w pięści. Usta utworzyły prostą, cienką, zwartą linię, a brwi delikatnie ściągnął by nadać swojej twarzy jeszcze straszniejszy efekt. Był zły, od razu rzucało się to w oczy. Wchodząc do kuchni mruknął ciche ‘ ochłonąłem ‘ i przeszedł obok by otworzyć szafkę. Wyjąwszy otwieracz do piwa, położył alkohol trzymany wcześniej w ręku na blacie kuchennym. Dopiero wtedy, pod wpływem blasku wydostającego się spod żarówki zauważyłam, ze jest mokry. Najwyraźniej padał deszcz. Pojedyncze krople zjeżdżające po jego szyi spowodowały gęsią skórkę, jak zawsze mój oddech, kiedy schodziłam rano na dół i podchodząc na paluszkach obejmowałam go od tyłu. Zawsze wtedy rumienił się, albo mówił, że chciał śniadaniem zrobić mi niespodziankę. Kolejny skutek deszczu powodował, że jego czarne włosy błyszczały jakby całe wysmarował żelem. Po jego policzku spływała strużka H2O, ale wydała mi się trochę podejrzana, gdyż jej tor zaczynał się od dolnej powieki oka Zayn’a. Podeszłam więc do niego i otarłam tę niezidentyfikowaną mikrolitrową rzeczkę z jego twarzy, po czym odwróciłam się do Niego plecami. Z ciekawości włożyłam palec do ust i nagle wszystko stało się dla mnie jasne. ‘ Dlaczego płaczesz? ‘ spytałam go udając obojętność, ale czułam jak żal ściska mi serce, a na moim gardle pojawia się przeszkoda. Nigdy nie widziałam, żeby płakał, uważałam, że na takie uczucia go nie stać, ale przecież był tylko człowiekiem, jak ja. Nie odezwał się, więc przejęłam inicjatywę. ‘ Zayn, to jest bez sensu ‘ – odrzekłam stanowczo. Sprawiłam sobie tym taki ból, że o stokroć wolałabym żeby on to powiedział. W momencie chłopak odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie przerażony. Poczucie winy przeszywało mnie od środka. ‘ My jesteśmy bez snesu ‘ odparłam w końcu.

http://www.youtube.com/watch?v=33H5zM-ErlA&feature=related )

Tamtej nocy w naszej okolicy rozszalała się burza. Leżałam w naszej sypialni. Dręczyło mnie poczucie winy, jego krzywda. To był błąd.
Pomyślałam, że nie będę psuć mu wesela, ale chciałam go zobaczyć. Mijając kobietę ‘naturę’ przyspieszyłam w stronę domu. 
Po drodze złapała mnie mżawka, która szczerze mówiąc orzeźwiła mój umysł. Wpadłam do niedużej kamienicy i wbiegłam po schodach na samą górę. Przed drzwiami uderzył mnie zapach świeżo zmielonej kawy – takiej jaką pije moja mama. Zamknęłam drzwi z impetem, co nie spodobało się rodzicielce. Łapiąc niemalże w locie swoją porcję kawy czekoladowej usiadłam w kuchni. Ponownie przyglądałam się kopercie, w której było zaproszenie na wesele, po czym rzuciłam ją na stół.
- Masz zamiar iść? – spytała mama.
Na jej czole pojawiła się charakterystyczna zmarszczka, która zawsze oznaczała ciekawość.
- Nie, mamo – odparłam, po czym wzięłam łyk gorącego napoju.
Po śniadaniu poszłam pod prysznic. Zmyłam z siebie wszystkie poranne uczucia i od razu poczułam ulgę. Założyłam na siebie przypadkowe ciuchy i położyłam się na kanapie kładąc sobie książkę telefoniczną na brzuchu. 
Dopiero wieczorem odważyłam się zadzwonić. Szybko wyszukałam potrzebny numer i wykręciłam go w komórce zaraz po tym, jak ustawiłam sobie ‘zastrzeżony’ . Moje serce mało wyskoczyło mi z piersi, kiedy usłyszałam jego zachrypnięty głos mówiący ‘ słucham ? ‘ . Ale potem zdałam sobie sprawę, że nie mam bladego pojęcia po co do niego dzwonię. Trzymając uczucia na wodzy starałam się nie powiedzieć nic głupiego. ‘ Cześć Zayn, to ja. Dziękuję za zaproszenie ‘ . Przez chwilę nie odpowiadał. Chyba go zatkało, że zadzwoniłam do niego. ‘ Nie wierzę ‘ , szepnął. ‘ Nie musisz, ale wiesz, chciałabym się z tobą zobaczyć, o ile to możliwe. ‘ wyrwałam z siebie, choć wcale tego nie chciałam. ‘ Jasne, zawsze, może dzisiaj, zaraz? Pójdziemy na spacer? ‘ - ‘ Jasne, zaraz przyjdę ‘ .
Mieszkaliśmy 3 przecznice od siebie. Zabrałam ze sobą tylko płaszcz i ruszyłam w kierunku jego domu. Co chwila ogarniała mnie panika z powodu bezradności mojego mózgu.

http://www.youtube.com/watch?v=Y7VGOnV2QhU )

Nie wiedziałam co chcę mu powiedzieć, ale stwierdziłam ‘ Tylko dzisiaj mogę mu powiedzieć to, co leży mi na sercu. Dziś jest ostatnia szansa. Just Tonight’. Spotkaliśmy się tak jak kiedyś to robiliśmy – w połowie drogi, po czym skręciliśmy do parku, który totalnie ogarnęły ciemności. W oddali – centrum parku udało się zauważyć latarnie.
- Zayn… - zaczęłam.
Starałam się przerwać niezręczną ciszę, ale pożałowałam tego zaraz po tym, w jaki sposób Mulat spojrzał mi w oczy. Pełnym bólu wzrokiem zerkał na mnie delikatnie. Przechylił głowę na znak ‘ o co ci chodzi? ‘ . Wtedy dotarliśmy do celu. Nasza ulubiona ławka… była ulubiona… była nasza. Usiadłam na niej po turecku, bokiem tak by widzieć jedo twarz i by prawym ramieniem przykryć wystrugane niegdyś ‘ Z + M = love forever ‘ . Chłopak zajął miejsce w ten sam sposób co ja, ale przysłonił się kolanami. ‘ Nie przyzwyczajaj się, to ostatni raz, kiedy możesz go podziwiać, ale nie rób z siebie idiotki ‘ skarciłam się za to, w jaki sposób musiałam na niego spojrzeć.
- Tak? O co chodziło? Czemu chciałaś ze mną porozmawiać? – odrzekł wreszcie.
- W sumie to sama nie wiem. Chciałam się z tobą zobaczyć – odparłam bez chwili zastanowienia.
Chłopak zmrużył oczy analizując to, co w tej chwili powiedziałam, więc szybko dodałam.
- Wiem, że parę razy próbowałeś dowiedzieć się dlaczego zakończyliśmy nasz związek, ale nie chciałam ci odpowiedzieć. Przepraszam, że robię parę dni przed twoim ślubem, ale w końcu mam pewność, że chcę ci to przekazać.
Zayn przekręcił głowę i powiedział:
- Nie szkodzi, na to nigdy nie jest za późno, no mów.
- Uważałam, że nie pasowaliśmy do siebie, zbyt wiele nas różniło, poza tym zabroniłeś zadawać mi się z Dean’em. Rozumiem to, że byłeś zazdrosny, ale żeby go pobić?
- Jak to pobić? – spytał .
Jego oczy zrobiły się większe niż przedtem, brwi przekrzywiły się i widać było jak napięły mu się mięśnie na twarzy.
- No Dean mi powiedział, że go uderzyłeś, miał podbite oko…
- Nigdy w życiu nie uderzyłbym twojego przyjaciela – wtrącił – dobra, ale to już nieważne. Właśnie, użyłaś czasu przeszłego, kiedy powiedziałaś ‘ Uważałam ‘ . Dlaczego to zrobiłaś?
Zmieszałam się. Nagle poczułam swędzenie w okolicach mojej twarzy. Oblałam się rumieńcem, ale cały czas miałam głowę dumnie uniesioną.
- To i tak już nie ma znaczenia – posmutniałam – muszę już iść. Żegnaj Zayn.
Wybiegłam z parku i schowałam się za ostatnim drzewem. Delikatnie wychyliłam głowę zza młodego dębu w celu obserwacji zachowania chłopaka. Przysłaniała mnie ciemność, więc nie mógł mnie zobaczyć, a przechodnie spoglądali na mnie jak na wariatkę. Mulat przez chwilę siedział z twarzą otuloną rękoma, a potem wstał. Zrobił kilka energicznych ruchów nogą i kopał ziemię, zaczął się rzucać na wszystkie strony i krzyknął ‘ KURWA ‘ . Po chwili jednak ogarnął swój stan psychiczny i odpalił papierosa kierując się w stronę domu. Ja w tym czasie czmychnęłam przez półtorej przecznicy i skryłam się za drzwiami mojego mieszkania. Osunęłam się po drzwiach i zaczęłam płakać. 
- O mój boże! Gdzie byłaś? Co się stało? – spytała mama – chodź do kuchni, zrobię herbatę, opowiesz mi wszystko.
Usiadłam na białym, drewnianym taborecie w kuchni, położyłam ręce na stoliku i ukryłam w nich twarz.
- Spotkałam się z Zayn’em , mamo – odrzekłam po chwili z trudem przełykając kolejną falę natarczywych, słonych łez.
- Jak to? Po co? Kochanie, nie powinnaś tego robić… - powiedziała rodzicielka.
- Chciałam go zobaczyć. Powiedział mi, że on wtedy wcale nie dotknął Dean’a. Nie wiem co mam o tym myśleć. Najgorsze jest to, że nadal go kocham. Popełniłam największy błąd swojego życia.
Mama podeszła do mnie i objęła swoimi kruchymi opiekuńczymi ramionami, a ja rozpłakałam się jak dziecko.
Tamtej nocy spałam z nią, wiedziałam, że czuwa. Była moją jedyną osłoną. Czułam się bezpiecznie.

*Dzień ślubu Zayn’a*
Obudziłam się o 10. Wywlekując swoje pełne bólu ciało niechcący skopałam mamie nogi. To kolejna noc, kiedy strasznie rzucałam się po łóżku. Była sobota, więc wyspana leniwie przekierowałam własny umysł w stronę łazienki. Przebierając się w ulubione dresy i wymięty wełniany sweter mój nos rozdrażnił zapach zmielonej kawy oraz słodkie perfumy.
- Dzień dobry – rzuciłam do mamy po czym usiadłam na taborecie i wzięłam łyk gorącego napoju. Karciłam się w myślach za moją łapczywość do otrzeźwiającego płynu, przez co bolał mnie język i gardło.
Wybijała godzina 12. O 11 miała zacząć się ceremonia. Uznałam, że skoro kończy się wolność Zayn’a, to powinnam po raz ostatni odwiedzić naszą ławkę. Chwyciłam płaszcz i wybiegłam z kamienicy. Chłodny wietrzyk otulił moją twarz i w pewien sposób również orzeźwił. Spojrzałam na moje przechodzone trampki z prośbą, by jeszcze się nie rozpadły. Ruszyłam do parku i nasłuchiwałam śpiewu ptaków. Ten niczym nie zmącony koncert przerwał donośny dźwięk bijących dzwonów kościoła nieopodal. ‘ Jestem silna, dam sobie radę ‘ Pomyślałam siadając na TEJ ławce. Po raz ostatni napawałam się wybladłą i zdrapaną zieloną farbą, wystającymi drzazgami, które tylko czekały na okazję by wbić się w twój tyłek, zapadniętą i zmiękłą ramą… Wyryte literki pieczętującą niegdyś naszą miłość zakreślałam opuszkami palców myśląc ‘ To już koniec. Oby był z nią szczęśliwy. Oby ją kochał, a ona jego. ‘










http://www.youtube.com/watch?v=Km75Pc0YzdQ )


- Hej… – usłyszałam znajomy zachrypnięty głos.
Uniosłam głowę i zobaczyłam Zayn’a , który właśnie zajmował wygodnie miejsce obok mnie . Nie zauważyłam żeby miał na sobie smoking. Nakrył mnie na przyglądaniu się mu ukradkiem i przygryzł wargę szeroko się przy tym uśmiechając. ‘ TO NIEMOŻLIWE, JAK MOGŁAM POMYLIĆ DATĘ ŚLUBU?! ‘. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale chciałam być pewna, że popełniłam błąd. Zayn przyłapał mnie na tęsknym dotykaniu naszych inicjałów, przez co wróciła mu pewność siebie.
- Co ty tu robisz? – spytałam patrząc mu w oczy- Nie powinieneś być…
Przerwał mi jak to było w tradycji.
- Nie, nie powinienem. Odwołałem ślub.
Zamarłam. Czułam jak wytrzeszczają mi się oczy i robię się blada. Serce na moment przestało mi bić. ‘ Umarłam na śmierć ‘ pomyślałam by trochę się rozluźnić.
- Ja.. ja… jak to? – wyjąkałam.
- Tak to. Tamtego wieczora zrozumiałem co jest dla mnie ważne… a właściwie kto. Kiedy ze mną zerwałaś oszalałem z rozpaczy, ale szybko się pocieszyłem, wiem. To nie była dobra decyzja by wiązać się z inną kobietą, kiedy wiedziałem, że dla mnie istniejesz tylko ty.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Głos mi się załamał i ugrzązł w gardle. Poczułam nadpływającą falę łez i nim zdążyłam zareagować, wypłynęła ze mnie jak tsunami.
- Przepraszam – szepnęłam.
Osunęłam się mimowolnie i opadłam głową na jego ramię. Otulił mnie nim i znów poczułam się kochana, bezpieczna. 
Zayn nie pozwolił mi mieć wyrzutów sumenia za to co się stało.
Kochałam go i to było najważniejsze. 

*** ZAYN NIE JEST KATOLIKIEM, TYLKO MUZUŁMANINEM, WIEM :D

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

'... Zawsze będę tuż za tobą' 7. EPILOG





'…Zawsze będę tuż za tobą' 7.

[http://www.youtube.com/watch?v=_1LXudxSffQ&feature=related]

EPILOG


*Kilka miesięcy później*

- Już jest okej, Annabel. Moim zdaniem nie potrzebujesz już rehabilitacji, jesteś w pełni zdrowa, ale mimo wszystko musisz uważać – powiedziała doktor Ramos.
- Dziękuję, to naprawdę wspaniała wiadomość dla mnie, pani doktor – odparłam, po czym wręczyłam rehabilitantce drobny prezent - Gdyby nie pani, to nie wiem, co by się ze mną stało, jestem pani dłużniczką, bardzo dziękuję, do widzenia!
- Mam nadzieję, że więcej nie przyjdziesz do mnie do gabinetu, kochana! – rzuciła kobieta kiedy znikałam za drzwiami.
W dość szybkim tempie pokonywałam dziesiątki korytarzy miejskiego szpitala. Miałam serdecznie dość oglądania tych samych żółtych łuszczących się ścian, tych samych szarawych mebli z czerwonymi poduszkami na siedzeniach, oślepiających lamp i przede wszystkim dosyć spędzonego tu czasu. Od mojego wypadku ten budynek należał do najczęściej odwiedzanych. Nawet we własnym domu nie bywałam tak często jak tu.
Na parkingu czekała moja mama. Tak, nie przeczytaliście źle. Przyjechała jakiś miesiąc temu, ponieważ się za mną stęskniła. Chciała spędzić ze mną czas w tym trudnym okresie, chociaż szczerze powiem, że spóźniła się z pół roku. Mimo to, kocham ją. Jako jedyna pozostała mi z całej rodziny.
- Córciu, chciałam z tobą porozmawiać – odezwała się kiedy zapięłam pasy na przednim siedzeniu jej białego Volvo – pomyślałam, że po tym co się stało nie powinnaś być sama. Potrzebujesz kogoś z rodziny, potrzebujesz mnie. Chciałabym ci zaproponować, abyś zamieszkała ze mną w Nowej Zelandii. Dave zgodził się, a dzieciaki bardzo chciałyby cię poznać…
Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl, że mogłabym mieć młodsze rodzeństwo.
- Bardzo miło z twojej strony, mamo, ale nie chcę się stąd wyprowadzać. Mam tu wszystko czego potrzebuję. W wakacje na pewno się do was wybiorę, ale zostaję w Londynie.
- Okej, ale zawsze możesz się do nas zwrócić jakby się coś stało, skręć teraz w prawo i będziemy na lotnisku.
Dzisiaj mama miał lot do domu.
- Możesz używać mój samochód, tylko uważaj na siebie kochana – dodała.
Po wypadku nie miałam czym podróżować, ale jakoś dawałam sobie radę.
- Miłego lotu – pożegnałam się z nią po czym wróciłam na parking.
Przy samochodzie ktoś stał, ale z daleka nie mogłam się przyjrzeć. Jednak poznałam go po złocistej czuprynie.
- Co tu robisz, Niall? – spytałam, po czym pocałowałam go w policzek.
- Myślisz, że dam ci prowadzić? Poza tym dzisiaj skończyłaś rehabilitację i zabieram cię… gdzieś – odparł po czym otworzył drzwi do samochodu po mojej stronie i zamknął gdy tylko wsiadłam.
- I przeszedłeś taki kawał drogi, żeby zabrać mi samochód? – spytałam.
- W sumie to nie taki kawał, ponieważ przecznicę dalej jest Nandos.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Droga minęła nam dosyć szybko, ponieważ cały czas rozmawialiśmy. Nie zabrakło nam tematów. To ma być nasza pierwsza prawdziwa randka, bardzo się cieszę, ponieważ nie muszę jeździć na wózku, tylko chodzę o własnych nogach.
Wychodząc z samochodu potknęłam się o korzeń, ale ktoś mnie w porę złapał. Okazało się, że był to Louis.
- Patrz, jaki mam refleks – zachichotał – bądź ostrożniejsza, fajtłapo.
- Okej, wiem, jeszcze się nie przyzwyczaiłam… - zaczęłam się tłumaczyć, na co chłopak wybuchnął śmiechem.
- Nie tłumacz się, żartowałem.
- Cześć, Ann – usłyszałam za sobą znajomy, ale niepewny głos.
Ujrzałam za sobą brunetkę o ciemnej karnacji i jasnych oczach. Falowane włosy sięgały kawałek za łopatki.
- Witaj Eleanor – przywitałam się z dziewczyną.
- Jak się czujesz? – spytała.
- Nigdy nie czułam się lepiej, dzięki, że pytasz – uśmiechnęłam się do niej promiennie, co nieco ją rozluźniło.
- Kogo  my tu mamy! Witaj mała – krzyknął Zayn, po czym przybiegł i ciepło otulił mnie swoimi ramionami.
Potem przywitałam się jeszcze z Harry’m, który nieco otępiał na widok mnie bez wózka inwalidzkiego, oraz z Liam’em i jego cudowną dziewczyną – ciemnoskórą tancerkę – Danielle.
- Przepraszam, wy tu się zajmijcie organizacją, a ja zabiorę gwiazdę wieczoru na spacer – odparł Niall i chwycił mnie za rękę.
Dopiero teraz zorientowałam się gdzie jesteśmy. Z trzech stron otaczał nas las, a cały widok dopełniało ogromne jezioro. ‘ Spełnił obietnicę ‘ pomyślałam. Zostawiliśmy buty przed plażą i przechadzaliśmy się wzdłuż brzegu. Robiło się coraz chłodniej i ciemniej. Niebo zostało pokryte kocem gwiazd różnej wielkości. Blondyn otulił mnie swoją ulubioną bluzą polo i złapał powrotem za rękę.
- Pięknie tu – odezwałam się wreszcie.
- Zaczekaj, aż ci coś pokażę – odparł z triumfem w głosie.
Zastanawiałam się, co robią pozostali, ale stwierdziłam, że bardziej intrygują mnie wcześniejsze słowa Irlandczyka.
Po chwili weszliśmy do lasu. Przedzieraliśmy się wąską dróżką, prowadzącą w górę. Było mi ciężko, co nie uszło uwadze chłopaka.
- O, przepraszam, nie pomyślałem – powiedział zakłopotany, po czym wciął mnie na ręce i niósł na miejsce.
Kiedy tylko znaleźliśmy się na szczycie pagórka i pojawiła się trawa poprosiłam Niall’a aby mnie postawił.
Pod nogami poczułam miękką zieloną trawę, a wokół rozbrzmiewał cichutki szum wody i pohukiwanie sów.
- Tu tutaj – odparł z zachwytem blondyn, po czym pokazał mi o co mu chodziło.
Staliśmy właśnie nad przepaścią, a właściwie klifem. Obok nas płynął strumyk, który przeradzał się w wodospad i wypełniał jezioro świeżą bystrą wodą. Co chwila widać było młode rybki, które radośnie wskakiwały do większego zbiornika, albo pstrągi, które dzielnie próbowały wspiąć się na górę wodospadu by dotrzeć do strumyka.
Usiedliśmy na ziemi pozwalając by nasze nogi zwisały w dół.
- Nie wiem co powiedzieć – odparłam.
- Wiedziałem, że skądś znam to miejsce i patrz, znalazłem. Wtedy pocałowałaś mnie dokładnie tu, we śnie. To było niesamowite. Nie wiedziałem, że można zakochać się w dziewczynie ze snów, a potem zrozumiałem, że to Ty jesteś moim snem, marzeniem i tak strasznie bałem się o ciebie.
- Już nie musimy się bać, Niall. Nic mi już nie przeszkodzi. Na początku bałam się, tak cholernie się bałam, ale kiedy poznałam ciebie, wiedziałam, że się mną zaopiekujesz. To niesamowite.
- Hmmm… teraz mogę się przekonać jak to jest naprawdę – blondyn wyrwał się z zamyślenia i nieśmiało mnie pocałował. Oddałam jego pocałunek równie ostrożnie, ale później nie było nam to potrzebne. Poczuliśmy się bezpiecznie w swojej obecności. Ostrożność stopniowo przerodziła się w namiętność, ale po chwili naszych dzikich pocałunków stwierdziliśmy, że powinniśmy wracać.
Zastaliśmy wszystkich opatulonych kocykami przy ognisku. Stwierdziłam, że jeszcze muszę coś zrobić, a właściwie parę rzeczy.
Podbiegłam po kryjomu do Zayn’a przez chwilę napawając się swoją wolnością biegania. Przytuliłam go i szepnęłam na ucho ‘ Dziękuję, że spełniłeś moją prośbę ‘ po czym ucałowałam go w policzek. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a potem zarumienił i odwrócił wzrok. Ha, niby taki Bad Boi, a się zawstydził. Potem poprosiłam Louis’a na rozmowę.
- O co chodzi.
- Słyszałam co mówiłeś wtedy w szpitalu. Nie myśl o tym, widzę, że się zadręczasz, ale zupełnie niepotrzebnie. Nie powinieneś się obwiniać za moją głupotę. Nie miałeś wpływu na nic, co mi się przydarzyło, Mo może na jedną rzecz – Lou pochylił głowę jakby czekał na wyrok.
W tym momencie rzuciłam mu się na szyję i szepnęłam :
- Gdyby nie ty, nie poznałabym tego Irlandczyka, który od teraz będzie źródłem mojego szczęścia, dziękuję przyjacielu.


Koniec.


Mam nadzieję, że to opowiadanie Wam się podobało. Moim zdaniem było to moje największe osiągnięcie w życiu, serio. Bardzo miło mi się pisało ten dramat, kiedy wiedziałam, że z chęcią go czytacie. Mam nadzieję, że nowe opowiadanie również Wam się spodoba . Komentujcie, podawajcie dalej, a ja z równie wielkim uśmiechem na twarzy jaki mam teraz biorę się za pisanie kolejnych opowiadań.

Pozdrawiam, Martyna.

czwartek, 5 lipca 2012

'...Zawsze będę tuż za tobą' 6





‘…Zawsze będę tuż za tobą’ 6.



(http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=9XjZ5KhBCrI#! – podkład)



*Perspektywa Niall’a*
- Co się dzieje? – wrzeszczałem w niebogłosy.
Nie dało się pojąć, że mogłem ją widzieć, słyszeć, a teraz nie.
- Jedziemy do szpitala, prędko ! – Louis zanosił się płaczem.
- Czekam w samochodzie – krzyknął Harry zza drzwi.
Wbiegliśmy do auta jak poparzeni. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Do kliniki mieliśmy 15 minut drogi.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – spytał Lou.
- Próbowałem, ale mi nie wierzyliście! – odpowiedziałem.
- Mogłeś od razu nam ją pokazać – odparł Zayn.
- Nie chciała. Pierwszego dnia była taka przerażona. Nie wiedziała co się dzieje, dlaczego jest duchem, przyszła do mnie we śnie i wtedy rozmawialiśmy, uczyła mnie jak panować nad sobą, kontrolować sen. Potem opracowała nową formę komunikacji, poranne mazanie po szybie. Przyzwyczaiła się do tego, czym jest, ale wciąż nie chciała zdradzać wam naszej tajemnicy.
Nastała cisza. Dojechaliśmy na miejsce. Wyskoczyłem zanim Harry zdążył zaparkować. Biegłem w znajome mi już miejsce pragnąc sprawdzić co się dzieje. Zaraz za mną wystartował Louis.
Z Sali wychodziła pielęgniarka, z którą porządnie się zderzyłem.
- Przepraszam, co się dzieje, z tą dziewczyną? – spytałem dysząc ze zmęczenia.
W końcu dawno nie biegałem, a to przyniosło mi wiele wysiłku.
- Zatrzymanie akcji serca. Lekarze trochę późno zareagowali, są teraz na Sali i ją reanimują – odpowiedziała, po czym minęła nas i ruszyła w stronę sąsiedniego pokoju.
Czekaliśmy na wyrok 2 minuty dłużące się niczym 4 godziny. Liam, Zayn i Harry jeszcze nie dotarli do nas, ale słychać ich było z daleka. Lou objął mnie ramieniem i posadził na krześle naprzeciw sali.
Przyszedł lekarz. Mówił cholernie powoli, że miałem ochotę mu przywalić. Targały mną różne emocje, to normalne, ale nigdy nie czułem takiej potrzeby pobicia kogoś.
- To koniec. Przykro nam. Robiliśmy co w naszej mocy.
- Gówno prawda! Gdybyście przyszli szybciej zamiast siedzieć z dupami i popijać kawę na pewno dałaby radę! – skowyczał Lou.
- Przykro mi – powtórzył doktor i odszedł.
Mój przyjaciel natychmiast rzucił się na podłogę.
- Nie wybaczę sobie tego  ! To moja wina! Jestem idiotą, bydlakiem! Nienawidzę się! – chłopak kołysał się jakby był chory psychicznie.
Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Zayn’a. Liam zaczął coś tłumaczyć siedzącemu histerykowi, a Harry starał się go podnieść. Mulat natomiast stał naprzeciw mnie i rozkładał ręce. Bez wahania przytuliłem się do niego i rozkleiłem jak małe dziecko. Dopiero teraz zauważyłem, że podczas tamtego wyśnionego pocałunku zakochałem się w niej. Zakochałem się w duchu.
Jakiś czas później ja i Lou weszliśmy na salę. Nie mogłem uwierzyć, jak szybko się ogarnął. Z bladym uśmiechem podszedł do łóżka, na którym leżało białe jak ściana ciało podłączone jeszcze do aparatury. Cichy długi pisk zanosił się po czterech ścianach.
Klęknąłem nad jej ciałem i razem z przyjacielem wtuliliśmy się w pościel. Chlipaliśmy jak głupi. Jeden za drugim prowadziliśmy monolog związany z jej osobą. Chwilę potem na salę weszła pielęgniarka.
- Zaraz zabieramy ją do kostnicy, macie dwie minuty.
‘ 2 minuty’ pomyślałem. Kobieta nadal stała przy drzwiach czekając aż wyjdziemy.
- Mała, to już koniec – zerwał się Louis cicho pochlipując.
- Nie, to nie koniec – odrzekłem jakby to było do mnie, potem znów spojrzałem na nią i powiedziałem – obiecałem, że zabiorę cię nad jezioro, po tym wszystkim, a ty obiecałaś, że na pewno wyzdrowiejesz. Wtedy, kiedy pocałowałaś mnie we śnie poczułem coś, mimo iż wiem, że to głupie, ale powiem to. Zakochałem się w duchu, ale nie tylko. Zakochałem się w tobie, jako tej niewidzialnej materii i jako temu ciału leżącemu teraz na białej pościeli. Kocham cię – pocałowałem ją w usta.
Obróciłem się na pięcie i powoli wychodziłem z sali. Z nadzieją odwracałem się za każdym razem, kiedy prawa lub lewa noga dotykała podłoża. Pragnąłem aby obudziła się i przytuliła mnie. Bardzo chciałem poczuć jej dotyk. Mimo iż wcześniej go nie czułem, wiedziałem, że go znam. Ta dziewczyna była w moich snach, myślach, nauczyła mnie jak kontrolować samego siebie, sprawiła, że z gówniarza stałem się hmm… mężczyzną. W trzech słowach : zawładnęła moim światem. Wyszedłem z Sali i wtuliłem się w Liam’a.
- Trzeba żyć dalej, mały – powiedział Harry.
W tym momencie nie wściekłem się za to, że nazwał mnie per. ‘mały’, bo szczerze mówiąc miałem to gdzieś. Mozolnym krokiem zaczęliśmy wychodzić z kliniki. Poczułem jak moje serce pęka.
- Życie się ułoży… - Liam próbował mnie pocieszyć.
(podkład: http://www.youtube.com/watch?v=JHdgN8t_EYw)
Louis zanosił się płaczem i protestował, chcąc zostać przy niej. Zayn mu na to nie pozwolił. Robił tak jak prosiła,  opiekował się nami.
Ostatni raz odwróciłem i spojrzałem w stronę drzwi wejściowych do kliniki. Nadzieja ponoć umiera ostatnia, nie w tym przypadku. Zaczęło do mnie docierać, że więcej mnie nie odwiedzi. Mimowolnie łzy wydarły się spod mojego panowania i robiły stróżki na wyschniętej cerze.
‘To już koniec’ pomyślałem.
- Chłopcy! – usłyszałem za swoimi plecami.
Ujrzałem tę samą kobietę na którą wpadłem przed salą i tę samą kobietę, która wyprosiła nas z pokoju.
- Szukam was po całym szpitalu – zaczęła zadyszana.
‘ Co za kretynka, powinna wiedzieć, że wracamy do domu, nic nas tu więcej nie trzymało’ pomyślałem.
- Czegoś zapomnieliśmy? – spytał Liam.
- Właściwie to tak, nie pożegnaliście się z nią, o wy trzej, a na was czeka doktor.
- Świetnie – mruknął Louis pod nosem.
- Przepraszamy panią, ale jesteśmy wyczerpani, wracamy do domu – odparł Zayn.
- Doktor nalega… - wtórowała kobieta.
Poszliśmy za nią.
- Poczekajcie, wszyscy – nakazał lekarz – tak więc. Niewiele razy na świecie stawały się takie rzeczy, ale są one notowane, jako prawdziwe. Osoba uznana za martwą, po usłyszeniu głosu osoby, którą kochała, poczuciu jej dotyku na swoim ciele, nagle, tak jakby… hmmm… jej funkcje życiowe się przywracają.
- Co chce nam pa przez to powiedzieć? – spytał Louis cały trzęsąc się z powodu mieszania uczuć. Nie wiedział, co ma zrobić, czy płakać , czy się śmiać z histerii.
- Chcę wam powiedzieć, że zaraz po waszym wyjściu jej serce znów zaczęło bić…
Nie daliśmy mu dokończyć. Razem z Lou wbiegliśmy jak oszaleli do pokoju. Aparatura wydawała powolne i krótkie popiskiwanie. Jej ciało nie było białe, a delikatnie różowe, usta z granatowego, przybrały kolor łososiowy, włosy odzyskały połysk, a jej sylwetka delikatnie unosiła się i opadała.
Mój przyjaciel spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Dobra robota, Niall. Dziękuję ci, jest dla mnie ważna – odparł i położył rękę na moim ramieniu.
- Ale o co chodzi? – spytałem zdezorientowany.
- O to, że dzięki tobie przezwyciężyła to, to twoja zasługa. Jestem twoim dłużnikiem. Dziwne co? Kochamy jedną dziewczynę równocześnie, ale nie tak samo, bezsensowne, ale prawdziwe. Mnie pisane jest być tym złym, przez którego stało się z nią, co teraz  się dzieje, a tobie jest pisane być tym, który się nią zaopiekował, kiedy ja nie mogłem.
- Niesamowite – poparłem przyjaciela.
Siedzieliśmy przy niej całą noc w oczekiwaniu na jej pobudkę.
·         Perspektywa tej Annabel    *

Otworzyłam oczy. Spojrzałam na zegarek, było bardzo wcześnie. Wiedziałam, przez co przed chwilką  przeszłam, ale dla mnie to już się nie liczyło. Po prostu wrzuciłam to do kartonu wspomnień. Spojrzałam w lewo i zauważyłam dwóch chłopaków śpiących na krzesłach obok mojego łóżka. Delikatnie pogładziłam Niall’a po włosach. Niestety obudził się.
- Tęskniłem – odparł.
Na jego twarzy pojawił się szeroki i promienny uśmiech, który z łatwością mógłby służyć mi za źródło szczęścia do końca życia.
- Mam jedno pytanie – szepnął – jak to się stało, że dałaś radę, mimo iż wszyscy już myśleliśmy, że… - nie dałam mu dokończyć.
Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, po czym powiedziałam.
- Miłość, która ma dla mnie jednakowe znaczenie z imieniem Niall.





Tak więc wielki finał zakończony! Został nam jeszcze tylko Epilog i pożegnamy się z '...zawsze będę tuż za tobą' . Szczerze mówiąc nie cieszę się z tego powodu, nie wiem jak Wy, ale naprawdę nie mam już na to pomysłów. Ale to nie oznacza, że zakończę pisanie smutnych love story. Proszę o lawinę komentarzy ! Z góry dziękuję
lajk = komentarz
no like = komentarz

Danke ! :)