czwartek, 17 lipca 2014

Ciemna strona światła 1

Rozdział 1

Dzień jak co dzień. Każdy normalny mieszkaniec tego miasta szykuje się już na powrót do domu. Niektórzy wychodzą do barów, na ulicę, spotkania. Ulice spowijał mrok. W oddali słychać było ożywający miejski zgiełk. Ale na szczęście tutaj było spokojnie. W skraju dzielnicy Richmond, tuż pod Surrey było pusto. Bo wszystko co się może dziać, dzieje się w centrum Londynu, nie na obrzeżach. Ulubione boisko tutejszych dzieciaków było już zamknięte. Bardzo nieliczni wiedzieli, że pomimo kłódki na bramie można się dostać do środka. Megan była jedną z nich. Prześliznęła się pod luką w siatce ścierając sobie przy tym kolano, ale nie przejęła się tym, tylko pognała w ciemność, na boisko. Kopiąc piłkę czuła się zrelaksowana, odstresowana, wolna. W głowie ułożyła sobie plan, jak pokonać wyobrażonych przeciwników i wciskając grzywkę w splątaną gumką resztę włosów ruszyła naprzód.
-TAK! – okrzyknęła triumfalnie wyskakując w górę, gdy udało jej się osiągnąć cel.
Jak to zwykle bywało, o godzinie 22 zapalano reflektory.
Dziewczyna delikatnie starła pot z czoła i odetchnęła głęboko kładąc się na murawie. Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Pogrążyła się we wspomnieniach i, gdy wyśliznęło jej się to spod kontroli, przybrała minę męczennicy, potrząsnęła głową i wstała. Bez namysłu mocno kopnęła piłkę, która odbijając się od poprzeczki zatrzymała się w siatce.
-Niedługo powinnam być w domu- westchnęła sama do siebie i ruszyła po swój sprzęt.
Prześlizgując się pod płotem poczuła opór, który pociągnął ją do tyłu. Obejrzała się niepewnie i warknęła pod nosem. Właśnie rozerwała swoją ukochaną koszulkę. Z tyłu na plecach miała dosyć dużą szramę  wiszącego materiału, którą rozpruła do dołu i związała.
Przerzucając plecak na jedno ramię wbiegła do parku i zaczęła wspinać się w górę. Zbliżając się do amfiteatru ukazującego panoramę okolicy zaczęła odpalać papierosa. Oparła się o balustradę i patrzyła pusto w przestrzeń. Po swojej prawej stronie zauważyła żar zapalniczki i podskoczyła ze strachu.
-CHOLERA! Przestraszyłeś mnie. Jak długo tu stoisz i się na mnie gapisz?!- spytała prostolinijnie nieznajomego.
Chłopak ubrany cały na czarno, o ciemnej karnacji i czekoladowych oczach był praktycznie niewidzialny w tym krajobrazie. Nie przejął się on jednak brakiem kultury młodej dziewczyny i wzruszył ramionami wkładając papierosa do buzi i chowając zapalniczkę w kieszeń skórzanej kurtki.
Cóż. Megan nie należała do osób, które wiedziały jak zachować się w danej sytuacji. Trzeba jej to wybaczyć. Blondynka prychnęła pod nosem i ponownie spojrzała przed siebie.
-Grałaś w piłkę na stadionie, prawda?- spytał chłopak po chwili, nonszalancko uśmiechając się do trzymanego w ręku tytoniu.
Co racja, to racja, stąd stalker miał idealny widok na boisko.
-Skąd wiesz?
-Na boisku grała jakaś dziewczyna, a ty masz w ręku piłkę.
„Faaaaakt” pomyślała.
-A skąd ta pewność, że grała tam dziewczyna?
-Bo ta gra była słaba- prychnął nieznajomy.
Megan nie była raczej typem osoby ustabilizowanej emocjonalnie. Od razu przeklęła chłopaka pod nosem i zdeptała niedopałek, po czym odeszła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ GODZINĘ PÓŹNIEJ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Halo? To ja, spóźnię się-tłumaczyła dziewczyna przez słuchawkę swojej znajomej próbując zapiąć spódniczkę. Gdy tylko się rozłączyła podciągnęła zamek do góry i teatralnie strzepała niewidzialny kurz z różowej, rozkloszowanej spódnicy. W pośpiechu złapała ze stolika kluczyki od samochodu, torebkę i wsadzając nogi w trampki wybiegła na dwór. Gdy tylko minęła jedną przecznicę, potknęła przez niezawiązaną sznurówkę. Uporawszy się z butami znalazła na parkingu swoje auto i ruszyła z piskiem opon, jak to miała w zwyczaju.
-Chyba nigdy nie nauczę się normalnie odpalać ten samochód- westchnęła i kierując jedną ręką smarowała usta błyszczykiem- szkoda opon- dodała po chwili, po czym skupiła się na dotarciu do celu.
A był nim klub, w którym miała spotkać się z koleżankami. Zaparkowała nieopodal i ruszyła pospiesznym krokiem jak zwykle myśląc o czymś zupełnie innym.
Gdy w końcu przedarła się przez namolnych ochroniarzy poczuła w sobie odbijające się basy muzyki. Mierząc wzrokiem po ludziach w poszukiwaniu dziewcząt, napotkała kogoś innego. Podeszła do niego podskakując i oparła się na ścianie tuż przy nim.
-Stalker z wczoraj, prawda?
Chłopak spojrzał na nią ciepło i pokiwał głową.
-Powinnam być wściekła, obraziłeś mnie, że nie potrafię grać. Ale zamiast tego wolę skopać ci tyłek. Co ty na to? Jutro, w południe, na boisku.
Znowu, bez odzewu, pokiwał głową.
- Jestem Megan.
-Zayn- zaskoczył ją swoim głosem- jesteś tu sama?
-Właściwie nie. Szłam do koleżanek, kiedy zobaczyłam ciebie, poznałam cię praktycznie tylko po zapalniczce i kurtce, bo wtedy ledwo co mogłam się przyjrzeć- przyznała dziewczyna uśmiechając się uroczo i drapiąc po kolanie.
Pożegnali się skinieniem głowy.
Ona dołączyła do znajomych, a on obserwował ją przez jakiś czas.
Wychodził z klubu nad ranem, znudzony tłumem panienek i gejów, którzy kręcili się wokół niego. Stracił Megan z oczu już jakiś czas temu. Mijał właśnie uliczkę na tyłach lokalu, kiedy zauważył chłopaka, który pochylony całował dziewczynę po szyi.
-Ej, nie, nie taka była umowa, puść mnie- jęknęła zażenowana, ale oprawca nie przejął się tym za bardzo.
Zayn rozpoznał ją po głosie, bo latarnia miotała światłem jak szalona i nie dało rady przyjrzeć się twarzy. Bez wahania ruszył w ich stronę i pociągnął chłopaka za koszulkę. Ten zdziwiony spojrzał na mulata i syknął:
-Czego chcesz tutaj, laluniu? Spadaj, nie wtrącaj się- po czym kontynuował obłapianie blondynki.
Zayn bez zastanowienia ponownie szarpnął chłopaka, tym razem za ramię i odciągnął od niego dziewczynę.
-Powiedziała, że sobie nie życzy, tak więc możesz już sobie iść- odezwał się ostrzegawczym tonem.
Oprawca zamachnął się, żeby uderzyć mulata w twarz, ale ten usunął się mu z drogi i kopnął go w brzuch. Chłopak zatoczył się i wrogim wzrokiem mierząc dziewczynę cofnął się, po czym odszedł.
-Wszystko w porządku?- spytał, gdy poszkodowany opuścił uliczkę.
-Nie, prawie go miałam.
-Trzymaj, nie rób tego więcej- podał jej banknot 100 funtów i odsunął się od dziewczyny.
Ta spojrzała na niego piorunującym wzrokiem.
-Ty myślisz, że jestem prostytutką?! Nie obrażaj mnie!- fuknęła rzucając w niego pieniędzmi- miałam mu opchnąć dragi, założyłam się z dziewczynami.
-Nie wyglądało na to, żeby był zainteresowany narkotykami- odparł chłopak wzruszając ramionami, po czym zaczął odchodzić.
-Zaczekaj- zawołała Megan.
Zayn odwrócił się w jej stronę.
-Chodź ze mną do klubu- powiedziała mimowolnie.
-Właśnie stamtąd wracam. Idę do domu.
- No chooodź- zaskomlała ciągnąc go za rękę.
Nie protestując pozwolił dziewczynie zaciągnąć się do klubu. Wypili razem kilka szybkich szotów i ruszyli na parkiet. Ich taniec wyróżniał się spośród innych. Ocierali się o siebie bez słowa, bez podtekstów. Po prostu tańczyli. Bez zobowiązań.


Następnego dnia, Megan siedziała na trybunach stadionu i obserwowała grę dzieciaków, kiedy go ujrzała. Siedział z kolegami i przyglądał się jej, a gdy tylko to zauważyła, przeniósł wzrok na jednego z kumpli przygryzając wargę. Blondynka przechyliła głowę w zamyśleniu, a wtedy chłopak wstał z murawy i wybiegł z boiska. Pojawił się kilka sekund później na schodach trybun i z niepewnym uśmiechem na twarzy podszedł do dziewczyny. Gdy ta go tylko zobaczyła, uśmiechnęła się promiennie:
-Hej – wyszeptała.
-Cześć- przywitał się- gramy dzisiaj?
-Jasne, chodź do szatni się przebrać- pisnęła cichutko i ruszyła przed nim.
Zniknęła mu w jednej z szatni i po chwili pojawiła się z torbą na ramieniu. Rzuciła ją na ziemię i wygrzebując z niej ciuchy na przebranie powiedziała do niego:
-Odwróć się.
Zrobił, jak też prosiła, ale coś go podkusiło, żeby jednak na nią zerknąć. Na jej plecach zauważył liczne blizny i fioletowo czerwone siniaki. Miała je również na ramionach i szyi. Wyglądały dość przerażająco. Nie skomentował tego jednak, nie chcąc jej drażnić.
Kiedy tylko wyszli na boisko, dziewczyna puściła się biegiem przed siebie, dryblując okoliczne dzieci, a on pobiegł zaraz za nią usiłując odebrać jej piłkę.
-Następnym razem cię pokonam- mruknęła pochylając się i biorąc kilka głębokich wdechów.
Zayn natomiast usiadł na trawie z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
-Po co byłeś wczoraj w tym amfiteatrze?- spytała Megan siadając naprzeciw niego.
-Bo tam jest całkiem ładnie. A i nie pokonasz mnie.
-Jak to?!- oburzyła się.
-Bo jesteś za słaba.
-Pffff! Miałeś szczęście i tyle!
-Nie ma tu mowy o szczęściu! Jestem po prostu lepszy!- przekomarzał się z nią wyszczerzając białe zęby. W tym świetle, tej scenerii, Zayn prezentował się naprawdę pięknie. Pogrążył się we wspomnieniach.
Nagle, wyrwał go z nich wrzask koleżanki.
-ZAYN UWAŻAJ!- krzyknęła, po czym rzuciła się w jego stronę i wylądowała na nim, przywierając go do trawy.
Wstała po chwili widząc jego zdezorientowany wyraz twarzy i potrząsnęła lewą ręką próbując ją rozmasować.
-Prawie dostałeś piłką w głowę, ośle- mruknęła niezadowolona.
Chłopak spojrzał na jej nadgarstek i podniósł się, po czym podszedł do niej i chwycił za zranioną rękę.
-Boli? – spytał troskliwie, a ona tylko wzruszyła ramionami.
-Spadam do domu, zapomniałam, że muszę posprzątać- oznajmiła obojętnym tonem i zaczęła się zbierać do wyjścia.
„Co za dziwna baba” westchnął chłopak i ruszył za nią.
-Odprowadzić cię?
-Lepiej nie- mruknęła.
-Zobaczymy się jeszcze kiedyś?
-Może- odparła odwracając się w jego stronę z uśmiechem.
Ale on wiedział, że ten uśmiech nie był prawdziwy. Został na boisku, kiedy ona zniknęła w szatni. Po chwili podbiegł do niego chłopak mniej więcej w jego wieku:
-Lepiej nie rozmawiaj z naszą panią menadżer.
-Dlaczego? Panią menadżer?- spytał mulat niczego nie zrozumiawszy.
-Ona jest menadżerką naszego klubu- odparł energicznie.
-Dlaczego miałbym z nią nie rozmawiać?

-Nie mogę za dużo mielić jęzorem, ale mówię, że to dla twojego dobra- szepnął chłopak, po czym poklepał zdezorientowanego Zayn’a po plecach i wrócił do reszty piłkarzy.


Pierwszy rozdział może być trochę nudny, ale zapewniam, że później będzie ciekawiej!
M.

Brak pomysłów na dalsze dzieje Rewanżu uniemożliwia mi pisanie tego. Na razie wklejam Fanfiction o Zayn'ie. Mam nadzieję, że się spodoba ;)

czwartek, 23 stycznia 2014

Rewanż 9

9.


-Śpisz?- spytał Vic wchodząc do pokoju.
Chwilę temu przebrana w stary, czarny t-shirt z logo jednego z ulubionych anime, czarne spodenki w czerwoną kratę i frotowe, czerwone skarpety ocierałam swoją skórę nawilżoną chusteczką stercząc przed lustrem.
Odwróciłam się do niego plecami.
-Jackie, chcemy żebyś zeszła na dół.
-Ale ja nie zejdę.
Chłopak podszedł do łóżka i pogłaskał moje ramię.
-NIE DOTYKAJ MNIE!- wzdrygnęłam się i odskoczyłam. Usiadłam na łóżku kurczowo przytulając kolana do piersi.
-Jaskass… Nigdy, przenigdy nie zrobię ci krzywdy. Wiem, przez co dzisiaj przeszłaś.
-Nie, nie wiesz. Nigdy nie zostałeś zgwałcony-załkałam. Znowu łzy. Czy nie za dużo ich jak na … no nie wiem… CAŁE ŻYCIE?
-Lola zabije mnie jak cię nie przyprowadzę.
-Kupię ci ładną wiązankę na pogrzeb.
Chłopak zaśmiał się po czym wziął mnie na ręce.
-Błagam, zostaw mnie. Nie dotykaj, boję się- wyjęczałam przez łzy.
-Nic ci nie zrobię, obiecuję. Jesteś ze mną bezpieczna.
Zaufałam mu. Zniósł mnie po schodach. W salonie była Lola, Sky, Nate, Mike, Alexis, Molly i Kellin.
Vic posadził mnie na fotelu z dala od reszty i sam usadowił się na oparciu.
-Gdzie pozostali?- wydukałam.
-Tony i Jaime pracują przed komputerem. Szukamy kryjówki, w której byłyście przetrzymywane… - odparła Lola. Na samą myśl zaczęłam drżeć- Sky, skończyłaś na tym co się działo jak się przebudziłaś.
-Tak, wtedy przyszło kilku z nich. Ten blondyn z akcji rok temu- Horan, Tomlinson, Payne, Jax, Malik i kilku nowych. No i Tomlinson rozpoznał Linton z tamtej akcji. To był on. To on chciał strzelić jej w głowę tamtej nocy. Była dalej nieprzytomna, to się do niej dobrali- wydukała- nigdy nie widziałam niczego potworniejszego.
Ukryłam twarz w dłoniach. Gorączkowo szukałam po kieszeniach spodenek papierosów. Cale szczęście miałam je przy sobie.
Wyciągnęłam jednego włożyłam do ust i już miałam iść na dwór, kiedy Lola powiedziała:
-Zostań w środku, przynieś jej ktoś popielniczkę - Nate wstał i poszedł do kuchni, po czym wrócił ze szklanym naczynkiem i usiadł przy mnie na fotelu obejmując ramieniem. Vic uradowany wolnym miejscem pohasał na kanapę i wskoczył na nią jakby była tym, co daje mu szczęście.
-Nie dotykaj… -powiedziałam do Nathaniel’a, ale ten mi przerwał:
-Nie zrobię ci krzywdy, przysięgam.
Westchnęłam głęboko i włożyłam tytoń do ust.
-Ta żeńska płeć psa, Perrie udawała siłacza, kiedy byłyśmy przywiązane. To ona zrobiła nam te paskudne rysunki na twarzach i ramionach. To ona kastetem podbiła oko Jackass- kontynuowała rudowłosa- ale Jackie i ja dałyśmy jej do wiwatu. Rzuciłam się z krzesłem na ziemię łamiąc je i sprzedałam jej z bańki. Uwolniłyśmy się z Linton, nasza blond anarchistka wzięła żyletkę i wyryła jej SiBiTiVi tak mocno, że chyba nie ma już biedna skóry na czole, co nie, kochana?
Uśmiechnęłam się do niej.
-Złapali nas podczas ucieczki. Jak się ocknęłam na ziemi w porcie myślałam, że już po nas i…
-Który z nich mnie zgwałcił?- przerwałam jej.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze współczuciem.
-Malik… i Tomlinson…
-Zabiję ich- mruknął Nate.
Spojrzałam na niego zszokowana. Jego oczy znowu były puste, jak tamtej nocy. Ścisnęłam jego rękę co przywołało go do porządku.
-Ja zabiję Perrie- warknęłam.
-A ja zamorduję Jax’a- dodała Sky.
-Potem ustalimy kto kogo sprzątnie. Teraz powinniśmy nacieszyć się tym, że wyszłyście z tego cało- przerwała Lola.
-Cało to pojęcie względne- pokreśliłam.
Spojrzałam na cięcia i siniaki na rękach i nogach. Podeszłam do lustra, żeby obejrzeć twarz. Na lewym policzku widniała szkaradna szrama z wizerunkiem Blue Devils. Pod prawym okiem miałam jeszcze bardziej widoczny znak. Zielono- fioletowo-czerwony ślad układający się w ząbki kastetu. Na szczęście dziewczyna nie potrafi celować, bo prawdopodobnie byłabym teraz ślepa.
Usłyszałam swoją melodię, oznaczającą połączenie.
Pobiegłam pędem do góry i oddzwoniłam na numer siostry. Schodziłam po schodach i usłyszałam jej głos.
-Jackass…
-Słucham?
-Może przyjedziesz do nas na weekend?
Zbladłam. Nie mogłam pokazać się im w moim obecnym stanie.
-Wiesz… niezbyt dobry pomysł- odkaszlnęłam teatralnie- ostatnio coś mnie bierze i nie chcę zarazić dziewczynek. Ale obiecuję, że was odwiedzę niedługo.
-Wiem, że jest późno, ale wcale się nie odzywasz. Martwimy się.
-Jestem po prostu… zajęta.
-Okej, dobranoc.
-Dobranoc.
Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco. Spojrzałam na nich ze łzami w oczach. Co za mięczak ze mnie.
-Co jest? – spytała Sky zatroskanym głosem.
-Dzwoniła siostra. Chcą się ze mną widzieć.
-Dlaczego ją okłamałaś?
Oburzyłam się.
-JAK TO DLACZEGO? Moja twarz wygląda jakby wpadła do niszczarki!
Rudowłosa podniosła ręce w geście rezygnacji z dalszej wymiany zdań.
Skryłam się w kącie fotela odsuwając się od Buzzolic’a i owinęłam kolana dłońmi. Dalszą część spotkania przemilczałam. Kiedy wszyscy się rozeszli zostałam sama i biłam się z myślami. W natłoku myśli wyciągnęłam telefon i wystukałam sms’a do starszej siostry o dosyć zastanawiającej treści: „Spodziewajcie się nas na dniach”. Wyrzuciłam komórkę w kąt i spojrzałam przed siebie.
Odskoczyłam jak poparzona.
-Mike! Jezu! Nie strasz mnie!
-Spokojnie, skarbie- powiedział odpalając papierosa.
Siedzieliśmy w milczeniu. Nagle poczułam niemiłosierną potrzebę wygadania się komuś. Komukolwiek.
-Michael…
-Co jest?- spytał klękając nade mną.
Słowa z moich ust zaczęły wypływać niczym piosenka.
-Chciałam ich powstrzymać, sama, ale było ich więcej… A Malik… on jest większy ode mnie, wyższy ode mnie i jest starszy ode mnie i silniejszy ode mnie i presja, którą wywierał na mnie tłum i życie Sky położone na szali. Czuję się jak słabeusz, jakbym nie mogła sama sobie z niczym poradzić. Czuję, że jedyne co potrafię to płakać.
Mike na to położył dłoń na moim kolanie. Ale tym razem nie wzdrygnęłam się. Nie bałam. To wszystko… po prostu zniknęło. Stałam poddając się hipnozie jego czekoladowych oczu.
- Spójrz, nigdy nie myślałem, że mógłbym przejść przez ogień. Nigdy nie myślałem, że mógłbym znieść poparzenie. Nigdy nie miałem siły, aby wznieść się wyżej, dopóki doszedłem do sytuacji bez wyjścia… I po prostu nie było powrotu, kiedy moje serce znalazło się pod ostrzałem zacząłem walczyć.  Więc teraz mam świat w swojej dłoni.
-Czyli co muszę zrobić?
-Przestać płakać, a zacząć walczyć. W przeciwnym razie zginiesz.

Zatrzasnęłam drzwi auta za sobą i podeszłam do drzwi. To była długa droga. Zabrałam ze sobą Nathaniel’a, który od wczoraj nie odstępował mnie na krok, Sky oraz Lolę. Reszta miała swoje zadania i zajęcia, które nie cierpiały zwłoki. Costa okazała się być prawdziwym mistrzem w dziedzinie makijażu. Co prawda przez cały czas miałam ochotę zdrapać z siebie pudrową maskę, wiedziałam, że nie mogę. W innym wypadku moja rodzina będzie mogła podziwiać moje rany.
Nate złapał mnie za rękę i ścisnął ją mocno przywołując mnie na ziemię.
-Nic nie widać? – spytałam próbując przejrzeć się w szklistym kwadraciku w drzwiach.
-Nie- pokręcił głową – wyglądasz pięknie.
Uśmiechnęłam się do niego niepewnie.
Drzwi otworzyła Lauren i od razu rzuciła mi się na szyję. Podniosłam ją i okręciłam wokół mojej własnej osi.
-Jackie! Jackie!- wyśpiewała dziewczynka chowając twarz w moim ramieniu.
Po chwili zmierzyła wzrokiem moich przyjaciół. Postawiłam ją na ziemi, a ta pochylając głowę i nie spuszczając wielkich oczu z Nate’a cofnęła się o krok.
-Hej Lauren, jestem Nathaniel- odparł chłopak uśmiechając się do niej ciepło i wyciągając zza placów misia, który był niewiele mniejszy od dziewczynki.
Blondyneczka pisnęła tupiąc nóżkami w miejscu i wtuliła się w pluszaka, po czym odparła:
-Jesteś chłopakiem mojej siostry? Jesteś bardzo ładny.
Zaczerwieniłam się delikatnie i potrząsnęłam głową by ukryć twarz za wachlarzem włosów.
-To twoja siostra Jack? Matko, jaki z niej słodziak!- przerwała Sky za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.
Weszliśmy do domu. Sophie od razu złapała wspólny język z Lolą. Fakt, moja siostra jest fryzjerką i kocha nietuzinkowe pomysły, a zielonowłosa wprawiła ją w niemałą euforię. Anne siedziała w fotelu wymachując nogami w powietrzu, kiedy przywarłam do niej tak mocno, że gwałtownie wzięła oddech, kiedy już ją puściłam.
-Jak matka? – spytałam dziewczyny jak już wszyscy rozgościliśmy się w salonie.
-Mam się dobrze- odparła kobieta wchodząc do salonu z tacą ciasteczek.
Oniemiałam.
ONA MÓWI?!
Dobra, to było głupie, ale ostatnimi czasy bardzo rzadko się odzywała. Czyżby mieszkanie ze mną zduszało ją w sobie, a pomoc ze strony Sophie pozwalała jej rozkwitnąć?
Miała nieco zapadnięte oczy i wypłowiałe włosy, ale najważniejsze było to, że po odstawieniu przekąsek od razu zbliżyła się do mnie i przytuliła. Byłam nieco zdezorientowana i dopiero po chwili oddałam uścisk owijając się matczynym kokonem. Brakowało mi tego od kilku dobrych lat.
Jednak największym szokiem było dla mnie to, że nie czułam od niej alkoholu.
-Nie piję odkąd tu mieszkam- przyznała mi na ucho.
-To dobrze- odparłam.
Uśmiechnęłam się do Sky z nadzieją, że zrozumie.
Tak, opowiadałam jej o mamie.
Po jej wyrazie twarzy widać było, że zorientowała się o co chodzi. Podniosła kciuki w górę.
Odkleiłyśmy się od siebie i zajęłyśmy miejsca.
Rozmawialiśmy w sumie o wszystkim.
Anne ułożyła się przy mnie jak kociak i oparła się głową o moje ramię. Tak, że jej włosy ocierały się o mój policzek.
Tak. Policzek.
Odskoczyłam gwałtownie przypominając sobie o delikatności dzieła Loli. Anne spojrzała na mnie zdziwiona. Po chwili zdziwienie ustąpiło miejsca przerażeniu. Dziewczynka odskoczyła, przez co spadła z kanapy. Wskazała palcem na mój policzek i wycedziła:
-Diabeł! MASZ NA POLICZKU DIABŁA!- blondynka zaczęła dławić się łzami- Dlatego nie chciałaś przyjechać?! Jesteś jedną z nich?!
Lola drgnęła w miejscu.
Zerwałam się na równe nogi, podbiegłam do siostry i chwyciłam ją za ramiona.
-Spójrz na mnie- syknęłam.
Zero reakcji.
-Anne, spójrz na mnie- ponowiłam.
Nic.
-Nigdy, przenigdy nie zostałabym jedną z nich. Musisz mi zaufać.
Dziewczynka dalej na mnie nie patrząc warknęła:
-To dlaczego masz ich znak na twarzy?
Spojrzałam na Sky i Lolę. Zmarszczyłam czoło w zdziwieniu interpretując co oznacza ich kiwanie głową.
-Czysty przypadek, jakaś dziewczyna uderzyła mnie czymś w barze. Była pijana. Chyba był to pierścionek- skłamałam.
-Dlaczego cię uderzyła?
-Bo była pijana i nad sobą nie panowała. Pewnie mnie z kimś pomyliła.
-Oddałaś jej?
-Nie skarbie, nie hańbię się przemocą.
To zdanie najtrudniej było mi wypowiedzieć.
Wieczorem siedziałam sama na ganku willi. Sky chwilę temu poszła do Oliver’a, ale Cris zapewne znowu jej nie wpuścił.
Położyłam się na hamaku, kiedy ktoś wyłonił się z krzaków. Vic, Jaime, Tony, Kellin, Harry i Nate wracali ze strzelnicy. Mike obejmował zmianę w barze razem z Lolą. Chłopcy zatrzymali się przed wejściem i żegnali mnie z uśmiechem znikając w budynku. Nate postawił krok za próg i krzyknął:
-Zaraz do was dołączę, chłopaki!
Na co odezwał się Kellin:
-Tylko nie róbcie tego na dworze, bo zmarzniecie!
Zaśmiałam się marszcząc nos i siadając na zachwianym materiale. Buzolic dołączył do mnie jak zawsze odbierając mi przy tym równowagę. Złapał mnie za ramię, żebym nie spadła.
-Czemu siedzisz sama?
-Lubię być sama… czasami.
Chłopak prychnął pod nosem. Szturchnęłam jego ramię swoim tak, że stracił równowagę. W następstwie ja również. Zaśmialiśmy się równocześnie. Nate przygryzł wargę.
-Jak się trzymasz po tym wszystkim?- spytał niepewnie.
-Wiesz… ktoś, kogo niezbyt podejrzewa się o krztę dojrzałości powiedział, że mam przestać płakać, a zacząć walczyć. W przeciwnym razie zginę.
-MIKE!- powiedział bez zastanowienia Buzolic.
-Ale z ciebie cham!- skomentowałam.
-Nie, nie, poczekaj. Mi kiedyś powiedział to samo.
-Aha- pacnęłam się w głowę.
-Przeproś.
-Co?- zakpiłam- Za co?
-Za nazwanie mnie chamem.
-Chyba śnisz!
Nate zaczął mnie łaskotać, więc w napływie paniki zaczęłam gorączkowo wymieniać literki.
Kiedy przestał mogłam zacząć swobodnie oddychać. Wtedy wyprostował się i spojrzał na mnie przelotnie, po czym ponownie odwrócił wzrok. Zaczął nucić jakąś melodię stukając palcami o kolana do rytmu, po czym dołączył słowa:
I need you right here, by my side
You're everything I'm not in my life.
We're indestructable, we are untouchable
Nothing can take us down tonight
You are so beautiful, it should be criminal
that you could be mine.

And we will make it out alive
I'll promise you this love will never die!

No matter what, I got your back
I'll take a bullet for you if it comes to that
I swear to God that in the bitter end
We're gonna be the last ones standing

Patrzyłam wtedy na niego zdumiona, próbując nie okazywać szoku w jakim byłam. Nie miał najpiękniejszego głosu na świecie, ale był taki… hmm… kojący.
Kiedy skończył, spojrzał na mnie i wzruszył ramionami:
-Więcej nie pamiętam – podrapał się w tył głowy i ukazał szereg białych zębów.
Mimowolnie położyłam głowę na jego kolanach i zamrugałam zalotnie, by zaśpiewał coś jeszcze.
Nic nie mówiąc uśmiechnął się zawadiacko i zaczął:
You’ve got that smile,
That only heaven can make.
I pray to God everyday,
That you keep that smile.
             ***
One day when the sky is falling,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
Nothing will ever come between us,
'Cause I’ll be standing right next to you,
Right next to you.

Leżałam tak I nawet nie zauważyłam kiedy skończył.
-Czyżbyś śpiewał to mi z premedytacją, Nate? – pomyślałam na głos.
Speszył się.
-Mhm- mruknął.
Usiadłam i odsunęłam się od niego.
Co ja robię? Co się dzieje?
Spojrzałam na delikatnie zachmurzone niebo i starałam się nie myśleć o niczym. Zamknęłam oczy, po czym gwałtownie je otworzyłam.
Dlaczego nie?
Jednak sama zbyt wiele nie musiałam robić. Złapałam Buzolic’a za kark i przysunęłam do siebie. Złączyliśmy swoje usta. Tym razem było to z mojej inicjatywy, więc brunet poczuł się pewnie i naparł na mnie tak, że upadłam na hamak, który zachwiał się mocno powodując upadek chłopaka tuż obok mnie. Zaśmialiśmy się i postanowiliśmy potkwić chwilę w bezruchu obserwując nocne zjawiska.

Następnego wieczora zabrałam się z resztą SiBiTiVi na wieczór karaoke.
Nie muszę wspominać, że wcześniej Lola zabrała mnie, Sky, Molly i Alexis na zakupy, żeby moja garderoba wypełniła się na zielono?
Otóż, miałam na sobie czarne, wąskie spodnie, czarną podkoszulkę, zieloną koszulę w ciemnoszarą kratę i oczywiście bandamkę. Zieloną.
Bar był pełen ludzi, czyżby wszyscy chcieli spróbować swoich sił na wokalu?
Otóż nie. Byli tu dla występu. Stanęłam pod sceną, kiedy wyszły gwiazdy wieczoru. Lola zaprosiła jakieś sławy? Tu również się myliłam. Tłum zaczął gwizdać, poklaskiwać i krzyczeć mi do ucha, kiedy na podniesieniu, przy mikrofonach stanęli Vic i Kellin, gitarę elektryczną przytachał Tony, a z basem wielkim susem wkroczył Jaime. Przy garach, zwanych perkusją usiadł Mike. Bez koszulki, w krótkich spodenkach, tylko z czapką na głowie i chustką na szyi.
Przywitali się z publiką i zaczęli grać.
-Nie śliń się- wyszeptała Sky rechocząc jak żabka.
Zachichotałam, ale taka prawda, byłam pełna podziwu. Piosenka nazywała się „King for a Day”.
-Kiedy oni mają czas pisać teksty? – spytałam.
-Nie mam pojęcia! – wyznała płomiennowłosa i wzruszyła ramionami.
Większym zdziwieniem było dla mnie, kiedy moja towarzyszka wdrapała się na scenę i podniosła ręce, przez co wprawiła publikę w euforię, chwyciła jeden z mikrofonów i wykonała prawdopodobnie swoją część piosenki.
Po tym, jak chłopcy zeszli ze sceny zaczęła śpiewać kawałek Lady Gagi „You and I”. Stałam jak wryta i starałam się nie ponieść emocjom godnym fana. Po zakończeniu utworu powiedziała:
-Przepraszam was, ale Oliver dzisiaj nie wystąpi- tu spojrzała na mnie, ale dlaczego akurat na mnie? Dziewczyna przekrzywiła głowę i z chytrym uśmieszkiem spojrzała na ludzi stojących za mną- wiecie, mamy dla was małe zastępstwo - „O NIE.” – Nasza nowa przyjaciółka mogłaby zaśpiewać. Ciekawe czy ma głos tak dobry, jak, gdy wyje pod prysznicem- tu zaczęły się ochrypłe ryki publiki – Tylko czy chcecie jej posłuchać?- Odwróciłam się za siebie i ujrzałam las rąk uniesionych ku górze. O hałasie jaki usłyszałam nie wspominając – Jackass, właź na scenę!
Pokręciłam głową przecząca i wybałuszyłam oczy. Zaczęłam się cofać. CO ONA ROBI! PRZECIEŻ JA BRZMIĘ JAK RURY SPADAJĄCE PO SCHODACH! Albo jak chomiki w okresie godowym… W każdym razie nie było mowy o jakimkolwiek występie. Ujrzałam Molly, która zwijała się ze śmiechu przy jednym ze stolików. Mój wzrok na niej mówił jedno. „POMOCY”. Dziewczyna zorientowała się o co mi chodzi, więc z uśmiechem pokręciła przecząco głową. Sky zawołała mnie jeszcze raz, a wtedy poczułam, że muszę się stamtąd jak najszybciej ulotnić. Skręciłam w prawo i zaczęłam się przepychać. Nie patrzyłam nigdzie indziej jak w lukę między ludźmi, a kiedy się wydostałam, poczułam ulgę. Nie na długo. Ktoś przewiesił mnie sobie przez ramię trzymając rękę na moich udach. Jego plecy były lepkie od potu.
- Mike, dupku, puszczaj mnie natychmiast!
-Nie ma mowy. Sky cię wywołała, nie kompromituj dziewczyny- zarechotał.
Minęliśmy Vic’a, który ze śmiechu przewrócił się i wpadł do jakiegoś pudła, Jaime’go z kamerą i Alex, która uderzywszy się otwartą dłonią w czoło usiłowała wyciągnąć meksykańczyka z walizki na sprzęt muzyczny.
Młodszy Fuentes postawił mnie dopiero na samym środku sceny, a Sky podała mi mikrofon.
-To jest tylko karaoke, skarbie, nie masz się co denerwować- odparła rudowłosa spoglądając na mnie jak na dziecko.
-Zaraz zwymiotuję- przyznałam.
-Co chcesz zaśpiewać?
-Najlepiej pacierz.
Płomiennowłosa odwróciła się do mnie plecami i pomaszerowała do Harry’ego, który zajmował się sprzętem i podyktowała mu jakiś kawałek.
Pierwsze nuty piosenki Lany Del Rey „Blue Jeans” rozbrzmiewały mi w głowie jak echo, nie wiedziałam kiedy mam się wpasować z tekstem. Gdy tylko otwarłam usta zrozumiałam, że na gardle mam jedną wielką gulę, więc odchrząknęłam wprawiając publiczność w rozbawienie. I zaczęłam śpiewać. Nie widziałam tych ludzi. Robiłam to, co naprawdę lubię. Pierwszy raz poza łazienką. Weszłam w refren i spojrzałam przed siebie, a widząc tłum gorączkowo zmieniłam pole widzenia odwracając wzrok w lewo. Widziałam Nate’a, który tym nieczęsto spotykanym, pustym wzrokiem rozmawiał z Michael’em. Mike coś mu tłumaczył wymachując rękoma. Kiedy skończyłam, nawet nie usłyszałam reakcji ludzi, zeszłam ze sceny i ulotniłam się na górę budynku.

Po chwili wróciłam na dół i usiadłam przy ladzie barowej. Alex postawiła mi drinka. Wypiłam łyka i spojrzałam ukradkiem na scenę. Molly i Styles stworzyli całkiem zgrany, uroczy duet.
-Uhm… Jack? – zaczął młodszy Fuentes siadając tuż przy mnie- sorki, że zabrałem cię siłą na scenę – mruknął brązowowłosy i zniknął.
Sekundę później podbiegł do mnie Kellin i objął ramieniem, po czym cmoknął w policzek.
-Co tam dziecino?- spytał.
Poczułam zapach, jakbym znajdowała się w pobliżu gorzelni.
-Nic, mam zamiar się nawalić.
Chłopak nic więcej nie powiedział, tylko wziął z baru butelkę szkockiej i zapełniał nam szklanki, gdy tylko zostały opróżnione. Później dołączyli do nas Sky i Jaime.
Kiedy już kręciło mi się w głowie i powoli miałam wszystko w głębokim poważaniu, przyszedł Nate. Również nie był trzeźwy. Podchodząc do mnie uśmiechnął się niewinnie. Chwycił mnie za talię i pociągnął w swoją stronę, po czym agresywnie pocałował. Sky zrobiła skwaszoną minę.
Trzymałam ręce na jego klatce piersiowej, jakbym zaraz miała go odepchnął.
-Chcesz ze mną być? – spytał patrząc mi w oczy i uśmiechając się szeroko.
Jego nienaturalny akcent wbijał mi się głęboko w myśli.
Pokiwałam głową twierdząco, więc ponownie przyciągnął mnie do siebie.
Potem dziewczyny wyciągnęły mnie na parkiet. Tańczyłyśmy w kole z Jaime’m i Vic’em, którzy udawali, że są w klubie dla panów. Co chwila jeden klepał drugiego po tyłku i wychodził na środek parkietu wijąc się jak wąż.
Sky porwała Tony’ego, który samotnie sączył drinka i zaczęła z nim tańczyć, Alexis wyrwała Nate’a,a Molly Mike’a. Ja zostałam sama z dwójką szaleńsów. Obydwoje rozbawiali mnie swoim wyrazem twarzy, gdy pokazywali mi taniec irlandzki. Nauczyłam ich mambo, ale typowy dla mężczyzn brak bioder utrudniał sprawę.
Kiedy skończyliśmy zabawę, Harry podjechał po nas van’em, po którego musiał pójść  na tyły budynku. Usiadłam pomiędzy dwiema blondynkami i zasnęłam.

*2 TYGODNIE PÓŹNIEJ*
Po kolejnym zakrapianym wieczorze karaoke obudziłam się o 4 nad ranem z potwornym bólem głowy. Otwarłam oczy i ujrzałam Nate’a. Spokojny oddech upewniał mnie w tym, że śpi. Tylko co on tu robił?
Wstałam ostrożnie i na palcach wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i zastałam Lolę myjącą naczynia. Nalałam do szklanki wody i oparłam się o blat.
-Co ty wyprawiasz?- spytałam jakby robiła najbardziej niedorzeczną rzecz na świecie.
-Na kaca najlepsza praca- skwitowała płucząc talerz.
Po chwili wtargnęła Sky tanecznym krokiem i wyrwała mi szklankę by wziąć sowitego łyka. Spojrzałam na nią wydymając dolną wargę.
-Oli już prawie całkiem wyzdrowiał, ale ten psychol Criz nie chce go wypuścić.
-Gdyby nie Suarez, to nie odratowalibyśmy ani Jaden’a, ani Oliver’a- skomentowała zielonowłosa.
Ciekawe jak miał się mały, ciemnoskóry koleżka.
Usiadłam na kanapie i rozmyślałam o mojej byłej pracy. Dla bezpieczeństwa mojej rodziny musiałam jak najszybciej z niej zrezygnować. Szef nie był z tego tytułu zbyt zadowolony, ale przynajmniej moje miejsce zajęła kobieta, która naprawdę potrzebowała stałej, dobrze płatnej pracy.
-Hej, skarbie, dlaczego nie śpisz? – spytał Nate schodząc z Vic’em i Mike’m ze schodów.
Victor trzymał się za głowę i wkładał pod kran, a Lola biła go ścierką i wyzywała, Nate usiadł przy mnie, a Michael chwycił półmisek czereśni i pochłaniał je jedna po drugiej.
5 nad  ranem, a prawie całe SBTV siedziało na dole i zajadało się czereśniami. Dobre.
Wrzucałam okrągłe, małe owoce do buzi Jaime’go.
-Jesteście sławni- zauważyłam teatralnie wymachując ręką.
Przypomniałam sobie ostatni koncert chłopaków. Lokal tym razem wypełniony był po brzegi.
-Trochę jest, nie? – uradował się Mike- wczoraj jakaś dziewczyna chciała się ze mną przespać.
-Chciała, czy to zrobiła? – spytałam.
- A co? Zazdrosna?- zachichotał Fuentes i wrzucił do ust owoc razem z ogonkiem i zrobił skupioną minę- Patrzcie!- krzyknął, po czym pokazał język z supełkiem splątanym idealnie pośrodku ogonka czereśni- Jestem mistrzem, chcecie przetestować ten szalony język, kobietki?
-She tied a cherry stem for me with Her tong! Ej, to może być dobre! – stwierdził Vic klaszcząc w dłonie.
-Czy ty właśnie skojarzyłeś mnie z dziewczyną?
Zachichotaliśmy wszyscy.
Siedziałam na ziemi z głową na kolanach Buzolic’a. Nurtowała mnie jedna sprawa, więc uniosłam głowę i upewniając się czy nikt nas nie usłyszy szepnęłam:
_Nate, czy my…
-Urwał mi się film, Jackie- odparł.
Na to Sky pochyliła się nad nami i powiedziała:
-A myślicie, że dlaczego ulotniłyśmy się z Costą z pokoju?- wyszczerzyła zęby, a Lola zafundowała jej mocne trzepnięcie ścierką w plecy. Rudowłosa zaczęła się krztusić śliną.
-I ja tego nie pamiętam? – załkał Buzz – chodź na powtórkę, może sobie przypomnę.
Jęknęłam zażenowana.

Pisałam sms’a do matki, kiedy Lola powiadomiła nas, iż idzie na basen.
To tutaj mamy basen?
Poszłam na górę i zastałam na moim łóżku starannie złożone bikini. Lola Costa- pedantyczna przydówdczyni gandu – pomyślałam.
-Zawiążesz mi stanik? – spytała Sky podchodząc do mnie.
-Ja mogę! – wypalił Tony wepchnięty do pokoju przez Vic’a.
-Sio, bo utnę ci ucho!- zagroziła płomiennowłosa.
Chłopak zrezygnowany, ale i wystraszony wybiegł z pokoju na korytarz, po czym odwrócił się i pokazał język.
Pod garażami znajdował się dosyć spory basen, głęboki na 2-3 metry.
Zakryłam swoje ciało białą, halkową, długą koszulą, bo nie lubię pokazywać ciała.
Jaime właśnie skakał do wody na bombę, opryskując Alexis i Molly, Mike biegł do dziewczyn, przewrócił się, a potem wstał i łapiąc obie, kruche blondynki pod pachy wskoczył wraz z nimi.
Lola właśnie powoli wchodziła do wody, a Tony wbiegł mijając nas i bez zastanowienia dał nura.
-Co za dzieciaki- jęknęła Sky.
Usiadłyśmy na brzegu i zanurzyłyśmy nogi w wodzie. Poczułam gęsią skórkę. Brr. Zimno.
-Ja rezygnuję – oznajmiłam.
-Nie ma mowy- przerwał Harry siadając pomiędzy nami z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Tknij mnie, to cię zabiję- mruknęłam.
Jednak Alex i Molly podpływając do nas pociągnęły mnie za obie nogi i podtopiły w lodowatej cieczy.

Wieczorem siedziałam na kanapie z Molly,  Lexi i Harry’m. Nate gdzieś zniknął kilka godzin temu.
-Hej, wy jeszcze tutaj? – spytał Tony zeskoczywszy ze schodów i drapiąc się w tył głowy.
-Co to za pytanie? – skomentowała Lola wychylając się znad kuchennego blatu.
-Nathaniel mówił, że zaraz się tym zajmiecie- odparł meksykańczyk blednąc.
-CZYM ZAJMIEMY? – ponagliłam go.
-Daliśmy mu z Preciado lokalizację, kryjówkę, w której chowają się Blue Devils.

-CO?!- krzyknęli wszyscy zebrani chórem.


Martyna.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rewanż 8

8.


- Nie mogliśmy się doczekać, aż was spotkamy – mruknął facet z podstępnym uśmieszkiem na twarzy.
Był odrażający pod każdym względem.
Za nim wyłonił się drugi. Zdecydowanie drobniejszy i niższy. Był całkiem przystojny. Wyglądał trochę jak Turek albo Pakistańczyk. Ciemna karnacja, brązowe, puste oczy, dobrze zarysowana szczęka okalana zarostem, duże, łososiowe usta. Niezbyt wysoki, bardzo chudy z licznymi tatuażami na rękach.
-Witam, moje drogie panie- mruknął i wycelował we mnie z pistoletu- nie spodziewałyście się nas?
Sky przełknęła ślinę i spojrzała na mnie, po czym warknęła:
-Malik… nie widzę cię, bo twój burakowaty mięśniak zasłania cię swoim wielkim cielskiem. Dalej chowasz się za silniejszymi?
Chłopak prychnął i rzucił w jej stronę:
-Uważaj na słowa, kochaniutka.
-Skończ chrzanić i powiedz mi po co tu jesteście.
Facet, który chwilę temu trzymał nóż przy jej gardle kopnął ją w plecy. Dziewczyna syknęła z bólu.
-Cóż, ostatnio miała miejsce niemiła sytuacja. Zaginął jeden z naszych. Podobno włączyliście się w sprawę, która nie miała z wami żadnego związku. Nieciekawie to rozegraliście. Na swoją niekorzyść, oczywiście.
-Wasz człowiek znalazł się na naszym terytorium, więc jasne jest, że dotyczyło to nas- odcięła się rudowłosa.
-Widzę, że waszym nowym nabytkiem jest chuchrowata lala, której uratowaliście tyłek, nie mylę się? – powiedział patrząc na mnie z pogardą.
-Twoje źródła informacji jak zwykle pełne fałszu i kłamstw.
-Zobaczymy. Jax, wiesz co robić.
Kulturysta kiwnął głową i przyłożył Sky do ust ścierkę. Dziewczyna po chwili wyrywania się opadła na dywan. Chloroform. Cofnęłam się o krok.
-Umiesz mówić, kobieto? – zwrócił się do mnie Malik.
Pokiwałam głową.
-Dobrze, zatem trochę się zabawimy.
Jego podwładny podszedł do mnie. Cofnęłam się jeszcze odrobinę i upadłam. Mięśniak zaczął się śmiać. Tak odrażająco, że miałam dreszcze. Złapał mnie za włosy i pociągnął w górę. Kopnęłam go w brzuch, ale ani drgnął. Przyłożył mi do ust chustkę. Próbowałam się ratować. Wstrzymałam oddech, wbiłam paznokcie w jego ramię tak, że delikatnie puścił moje włosy, wtedy czułam się trochę oswobodzona, więc kopnęłam go w krocze. Jak facet zwijał się z bólu podbiegł Malik i tak mocno przycisnął mi do nosa materiał z chloroformem, że powoli straciłam równowagę i upadłam. Widziałam jeszcze przez chwilę, jak Jax wstaje i poczułam ostry ból. Kopnął mnie w brzuch. Potem widziałam już tylko jak zbiera Sky z ziemi i straciłam przytomność.
Ciemność jest dobra. Przyjemna. Kojąca. Mogłabym spędzić tak wieczność. W bezruchu. Bez zmartwień. Bez wszechobecnego niebezpieczeństwa. Bez bólu. Bez strachu. Kiedy trwałam w tym względnym złudzeniu usłyszałam głos, który mnie wzywał. „Jackie, Jackie!” wołała jakaś kobieta. Jej ton nie był jednak miękki i kojący. Był gwałtowny, zdesperowany.”NIE! NIE! NIE! PROSZĘ!” krzyczałam w myślach.
Ocknęłam się.
Chciałam wstać, ale uświadomiłam sobie, że siedzę. Że jestem przywiązana do krzesła. Światło małej żarówki nie dawało więcej obrazu niż na 3 metry kwadratowe. Obok mnie siedziała Sky. Była zapłakana tusz spływał jej po policzkach Spojrzałam na nią otępiale. Jej głowa skierowana była w dół. Szlochała.
-Jackie- szepnęła- nie chcę być tu sama, proszę, obudź się…
Poczułam się okropnie. Co tu się właściwie działo? Dlaczego Sky płakała?
-Nie śpię, skarbie – szepnęłam i szarpnęłam krzesłem tak, że uniosłam się i podskoczyłam bliżej przyjaciółki. Tak. Przyjaciółki.
Ona odwróciła głowę w moją stronę.
-Jackie, wybacz mi. Nie mogłam nic zrobić…
Uniosłam brwi do góry.
-Co się stało?- spytałam.
Chciałam ją przytulić. Tak bardzo, że od pocierania rękoma o sznur zrobiłam sobie rany. Krew zaczęła spływać po moich nadgarstkach, palcach i kapać na podłogę.
-Sky, CO SIĘ STAŁO? – ponowiłam pytanie.
Jej wzrok był pusty.  Po jej policzku spłynęła kolejna fala łez.
-Ten jeden… on cię rozpoznał. Ten co cię prawie zastrzelił tamtej nocy. On cię rozpoznał. Nie pamiętasz tego? Krzyczałam, ty też krzyczałaś, prosiłaś. Nie pamiętasz?
Uświadomiłam sobie, że moje krzyki w urojonej ciemności były prawdziwe, że tamta kobieta to Sky.
-Nie pamiętam…- stwierdziłam.
-Oni… zrobili ci to… na moich oczach… przyjdą tu zaraz. Przepraszam. Starałam się, ale… nie pozwolili mi dalej krzyczeć.
Zdałam sobie sprawę z tego co chwilę temu miało miejsce. Nie będę mówić o tym głośno. Zaczęłam się trząść, ale musiałam się uspokoić, bo usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Kilka osób weszło do pokoju.
-Widać, że się obudziła nasza droga koleżanka- Malik wszedł w obszar, w którym mogłam go zobaczyć. Za nim stanęło dwóch chłopaków. Niższych, ale trochę potężniejszych niż on. Obydwaj byli ubrani na granatowo z chustami zawieszonymi na nosach.
Mulat podszedł do mnie i pogłaskał po policzku.
-Nie dotykaj jej! – warknęła Sky.
-Kochana, chciałabyś, żebyśmy zapewnili ci taką samą rozrywkę jak blondyneczce chwilę temu? Zamknij się.
-Nie boję się was! – krzyknęła.
Jeden z bocznych Malika podszedł do niej i przejechał jej nożem po policzku.
-Czy teraz będziesz cicho? Mamy znowu zrobić ci krzywdę?
ZNOWU? Spojrzałam na Sky ukradkiem. Na rękach miała mnóstwo fioletowych siniaków i cięć. Były prawie całe we krwi.
-Zostaw ją. Czy to nie o mnie ci chodzi? Zabicie tego dzieciaka było dla mnie czystą frajdą- mruknęłam do niego by odwrócić uwagę.
Chłopak przekrzywił głowę i spojrzał na mnie z nienawiścią. Uderzył mnie w twarz. Poczułam pieczenie na policzku. Z tylnej kieszeni wyciągnął duży nóż i przejechał nim po mojej nodze. Rozciął mi nogawkę i przebił skórę.
-Sprawię, że cała wasza krew wypłynie na tą podłogę.
Z cienia wyłoniła się dziewczyna. Granatowe szorty, stanik, na niego narzucona siatkowana koszulka. Na szyi granatowa bandama. Tlenione blond loki do ramion, upudrowana twarz i niebieskie, fałszywe oczy.
-Zobacz, Jackie, ta blondzia chyba zderzyła się z tirem Astor’a- zadrwiła Sky.
Zaczęłam się śmiać. Wyprowadziłyśmy ją z równowagi. Przechyliła głowę i podeszła najpierw do Sky, potem do mnie. Po kolei wbijała nam swoje naostrzone obcasy w żebra. Potem wróciła do mulata i wtuliła się w niego.
-Co z nimi zrobimy, skarbie? – spytał blondynkę i pocałował ją agresywnie w usta.
-Hmmm… nasze pieski ostatnio nie wychodziły do portu- uśmiechnęła się do niego- ale trzeba się upewnić, że nasze drogie dziewczynki nie wywiną numeru. Co powiesz na to bym chwilę z nimi została sam na sam?
-Oczywiście, to my już wyjdziemy, chodźcie chłopaki- pokierował mulat i wyszedł.
-Sam na sam to znaczy jeden na jednego, ty pusta formo życia- skomentowała ją Sky.
Nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam.
-Zaraz nie będzie ci do śmiechu. Odwdzięczę ci się za zabicie jednego z naszych.
-Wiesz chociaż jak miał na imię?- zadrwiła rudowłosa.
Matko, co za nieulękniona kobieta.
Dziewczyna z kieszeni spodenek wyciągnęła kastet, nałożyła na palce i z całej siły przyłożyła mi w klatkę piersiową. Splunęłam krwią.
Sky oberwała kopniaka w głowę.
-Dalej będziecie takie cwane?- spytała uśmiechając się podle.
-Rozwiąż mnie, to skopię ci dupę ty pusta szmato- warknęła Landon.
Zaczęłam gorączkowo kombinować, by wyplątać się z więzów. Wpadłam na pewien pomysł. Postanowiłam odczekać, aż blondynka opuści pokój.
Dziewczyna jednak nie dawała za wygraną i wyryła mi żyletką na ramieniu demona. Znak ich gangu. Ze Sky zrobiła do samo. Po chwili odpoczynku podeszła do mnie i z całej siły przywaliła mi w oko. Odwróciłam głowę. Całe moje ciało się trzęsło.
Usłyszałam pisk przyjaciółki jak przyłożyła jej żyletkę do policzka i narysowała to samo co na ramieniu. Jak podeszła do mnie naplułam na nią. Oberwałam kolejny raz w twarz i poczułam potworne pieczenie na twarzy.
-Ty… ty… zemszczę się – wydukałam przez zęby.
-Nie będziesz miała okazji, złociutka. Dzisiaj otrzymałyście wyrok. Zginiecie nad ranem- odparła.
-Tylko ją tknij jeszcze raz to wydłubię ci oczy!- krzyknęła Sky i odepchnęła się do tyłu. Upadla na podłogę roztrzaskując tylne nogi krzesła. Przeturlała się tak, że była twarzą do ziemi, po drodze łamiąc kolejną podporę mebla. Oparcie odpadło uwalniając jej ręce. Uwolniła się tak szybko, że blondynka przyglądała się temu dezorientowana. Nie wiem jak Sky czytała w moich myślach, ale zrobiła to dokładnie jak ja chciałam. Wstała ze związanymi rękoma i przyłożyła blondynce głową. Podeszła do mnie szybko od tyłu żebym ją rozwiązała. Obolałe dłonie odmawiały posłuszeństwa. Plątałam linę tak bardzo, że zdarłam opuszki palców. Uwolniłam ją. Potem ona uwolniła mnie. Nasza oprawczyni leżała na ziemi nieprzytomna. Wyciągnęłam żyletkę z jej dłoni i na jej czole wyryłam bardzo widoczny napis „SBTV”, po czym kopnęłam ją w brzuch. Sky napluła na blondynkę i szepnęła: -Uciekajmy.
Otworzyłyśmy drzwi i zostałyśmy oszołomione. Obie straciłyśmy przytomność.
Ocknęłam się przed Sky. Byłam cała we krwi od poprzednich męk w ciemnym pokoju. Czułam słoną morską wodę. Znajdowaliśmy się nad portem. Opuszczonym. Noc spowiła horyzont. Wszędzie słyszałam startujące motory. Usiadłam na betonie. Zatrzęsłam się z zimna. Rozejrzałam się wokół. W kręgu okalając nas było pełno ludzi. Ludzi poubieranych na granatowo. Krzyczeli. Nie, wrzeszczeli. Gwizdali. Podeszłam do Sky na czworaka i położyłam jej ciało na sobie. Nie chciałam, żeby się wyziębiła. Nad nami pojawił się Malik. Kopnął mnie w twarz. Za nim stała Perrie. Czyżby ścięła grzywkę? Zakrywała cale jej czoło. Pomimo bólu na całym ciele włącznie z twarzą zaśmiałam się szyderczo:
-Jak tam czółko, kochana?
-Zamknij się, szmato- warknął mulat- zaraz tego pożałujecie.
Rudowłosa otworzyła oczy.
-Gdzie my jesteśmy? – spytała ochryple.
-Nie wiem- wydyszałam i poczułam jak łza spływa mi po policzku- Sky… Tak bardzo cię przepraszam. Za wszystko.
Dziewczyna usiadła obok mnie i złapała moją twarz w dłonie.
Wzdrygnęłam się i podskoczyłam. Moje ciało dzisiaj zbyt wiele wycierpiało.
-Wyjdziemy z tego, Jackass. Obiecuję!- powiedziała rozglądając się dokoła.
Coś przykuło jej uwagę. Rozdziawiła usta. Spojrzałam w tamtą stronę. Tłum zaczął się rozrzedzać. Z trzech stron nadeszli silni mężczyźni z łańcuchami. Na końcu tych metalowych sznurów były psy. Warczały przerażająco. Piana leciała z ich pysków. Szczekały wygłodniale patrząc na nas.
Mulat wyszedł na środek kręgu stając przy nas:
-Drodzy Blue Devils! Nadszedł dzień sądu! Od dzisiaj Zieloni zaczną się nas bać. Od dzisiaj wojna rozpocznie się na dobre. Ale wygrana leży po naszej stronie. Jest nas więcej. Jesteśmy silniejsi. W naszych rękach leży życie Sky Landon. Największej rozbójniczki SiBiTiVi. Niech ziemia zadrży, kiedy ostatnia kropla jej krwi uleci z jej ciała na tym tu betonie. Niech nasze psy wrosną w siłę oddając ją nam by wybić wszystkich Zielonych i całe ich rodziny. Niech cały świat zacznie się bać naszej potęgi!
Wszyscy zaczęli krzyczeć i wiwatować.
-Potwory- syknęłam wstając.
Sky zrobiła to samo, a potem powiedziała tak, by wszyscy usłyszeli:
-Blue Devils. Nigdy nie dogonicie siłą Sirens Behind The Veil! Jesteście tylko naszym pokarmem. Jemy was na śniadanie. Tak jak to zrobiliśmy z małym Kaspar’em Hollywood’em!
Blondynka spojrzała na nią i chciała podejść, żeby ją uderzyć, ale tego nie zrobiła. Tłum zaczął gorączkowo uciekać w różne strony. Kilka osób zniknęło pod kołami ogromnego Hammera. Z niego wyskoczyły 4 osoby w zielonych bandamach. Moje ciało napotkało opór. Otrzymałam potworny cios w kręgosłup, nie mam pojęcia czym. Upadłam na kolana i zaczęłam pluć krwią. Usłyszałam strzały. Podniosłam głowę. Nade mną i Sky rozpoczęła się bitwa. Malik i jego dziewczyna zniknęli. Rozpoznałam Alexis i Molly, które kryjąc się za drzwiami auta strzelały do Blue Devili.
-Jest ich zbyt wielu!- krzyknęła jedna do drugiej.
Sky od jednego z naszych otrzymała Glock’a i również zaczęła strzelać. Jeden z niebieskich po otrzymaniu kulki w żebra spadł z krawędzi do morza. Wstałam ciężko dysząc. Pod moimi nogami znalazł się mały pistolecik. Jeden z zakapturzonych sprzymierzeńców stanął na dachu auta wyszukując Malik’a. Prawdopodobnie.
Spojrzałam w prawo. Jax, ten mięśniak wyszedł z tłumu panikujących niebieskich ze spluwą w ręku. Celował we mnie. Stałam jak wryta czekając na śmierć. Po moim policzku spłynęła łza. Usłyszałam strzał. Kule leciały prosto na mnie. Otrzymałam jednak tylko jedną. W ramię. Pod moimi stopami leżał Oliver. Jego ciało drżało. Patrzył na mnie ciepło i wysyczał:
-Nie mogłem mu pozwolić.
Uklękłam przed nim i zaczęłam gorączkowo tamować krew. Ujrzałam Sky, która biegiem puściła się w naszą stronę. Kilka ostatnich centymetrów przejechała do nas na kolanach zdzierając je sobie doszczętnie ze skóry. Złapała go za głowę i usadowiła na swoich kolanach. Łzy pojawiły się w jej oczach tak nieopanowanie, że nawet tego nie zauważyła:
-Skarbie! Ty nie umierasz! Nie pozwalam Ci! Oliver, powiedz coś. Nie możesz teraz odejść! Potrzebuję cię!- krzyczała. Jej jęki przykuły uwagę wielu osób.
Chłopak tylko spojrzał na swoją ukochaną i stracił przytomność.
-Nie zostawimy go. Sky, Bierzemy go do Suarez’a! – wrzasnęłam, ale chyba do niej nie dotarło.
Zaczęła zawodzić w niebogłosy. Ocuciłam ją uderzeniem otwartą dłonią w policzek.
Złapałam rękę Oliver’a i przerzuciłam sobie przez ramię. Płomiennowłosa zrobiła to samo. W drugą rękę chwyciłam pistolet i strzelałam na oślep. Podeszłyśmy do auta osłaniane przez dwie blondynki. Wpakowałyśmy Sykes’a na tylne siedzenia. Landon uklękła przy nim i starała się zatamować krew. Molly i Alexis wskoczyły do bagażnika, ja do przodu na miejsce pasażera. Na siedzeniu kierowcy znajdował się Nate. Odpalił samochód i z piskiem opon ruszyliśmy.
-Co zrobimy jak pojadą za nami? – spytałam przyciskając ramię, żebym nie straciła zbyt dużo BRH-.
-Samochód jest kuloodporny – odparł Nathaniel.
Jak dotarliśmy do leśnej willi wszyscy na nas czekali. Harry, Kellin, Tonny i Jaime zabrali Oliver’a do doktorka. Sky pobiegła za nimi. Usiadłam na podłodze w salonie żeby nie zabrudzić kanap. Kiedy wszyscy dołączyli do mnie wchodząc do pokoju Mike zamarł.
Podbiegł do mnie i zawołał do reszty:
-Przynieście pensetę, igłę, nitkę, alkohol i resztę potrzebnych rzeczy! Matko, kochana, co tam się działo?
Spojrzałam na niego otępiała. Zaczęłam płakać.
-Ratujcie Oliver’a. Błagam.
-Oliver jest w dobrych rękach. LOLA ONA MA RANĘ POSTRZAŁOWĄ RUSZ TU TEN ZADEK BO NAM UMRZE NA PODŁODZE! Jak dużo krwi straciłaś?
-Dużo. Sky też. ZAJMIJCIE SIĘ SKY! NATYCHMIAST!- oburzyłam się i odepchnęłam ich od siebie- SKY! SKY! Ratujcie Sky i Oliver’a!
-Ciiii- uspokajał mnie Nate. Wtulił mnie w siebie – oni są w dobrych rękach. Vic i Alexis znają się na opatrywaniu ran, są z Landon i już jej pomagają. Daj też pomóc sobie.
-Nie!- wrzasnęłam- Nie dotykaj mnie! – wstałam i zbiegłam do piwnicy.
Sky siedziała na ławce w korytarzu. Nad nią klęczał Vic i Alexis zszywała jej policzek.
-Oliver, Oliver… - mruczała patrząc w podłogę. Na kafelkach było pełno krwi zmieszanej z jej łzami.
-Prosiłam ich, żeby cię opatrzyli!- wrzasnęła Alex ujrzawszy mnie w takim stanie.
-Ja się nią zajmę- powiedział Vic i stanął nade mną – spokojnie, kochanie, poboli tylko przez chwilę- zaczął mi się przyglądać, po czym zbladł i spytał:
-Lexi, jak się wyjmuje kulę?
-KULĘ?!
-Jackass dostała w ramię.

Po wszystkim, drapałam się po policzku. Oko najprawdopodobniej było fioletowe. Siedziałam na ławce ze Sky. Majaczyła coś do siebie. Przytuliłam ją i szepnęłam:
-Wybacz mi.
Dziewczyna spojrzała na mnie i jakby oprzytomniała:
- Od kiedy się tu przypałętałaś, co chwila ktoś z naszych obrywa, żeby cię ratować. Wszyscy skoczylibyśmy za tobą w ogień, czego przykładem jest... Jest Oli. I wiesz co? Powinnam cię nienawidzić za to, że on teraz walczy o życie, a ciebie nawet nie drasnęło. Ale nie umiem, bo jesteś jedną z nas. Jesteś naszą siostrą. I jeśli będzie trzeba, to oddam za ciebie swoje życie.
Obydwie zaczęłyśmy płakać. Pomimo tego wszystkiego, wciąż miałam jej wsparcie. Cholernie pokochałam tą rudowłosą, pyskatą dziewczynę.
Chwilę potem wyszedł Cris. Przyznam, że pomimo, iż pierwszy raz widziałam tego faceta na oczy, nie miałam siły ani ochoty mu się przyglądać.
Wyszedł tylko i powiedział, kierując słowa do nas obydwu:
-Sykes to silny chłopak. Ale miał też wiele szczęścia. Żadna kula nie weszła na tyle głęboko by uszkodzić jego serce. Dojdzie do siebie.



Cóż, ósemka za nami :)
Martyna.


środa, 1 stycznia 2014

Rewanż 7

7.

Po rozmowie z Vic’em czmychnęłam do swojego pokoju, który miałam dzielić z Lolą i Sky. Nie zapalałam światła, tylko na paluszkach przedostałam się do łazienki i przebrałam w piżamę, którą przygotowała dla mnie na łóżku jedna z dziewczyn. Potem starając się zachować ciszę zeszłam po schodach na dół i wyszłam na ganek. Z kieszeni spodenek wyciągnęłam papierosa i usiadłam na hamaku. Nie… Wpadłam w niego upuszczając tytoń na nogę. Syknęłam, gdy żar zetknął się z moim ciałem i nerwowo strzepnęłam go z siebie.
-Palisz?- spytał Nathaniel wychodząc na taras. Miał na sobie ogromną koszulkę i szerokie bokserki.
-Dlaczego nie śpisz?
-Prawdopodobnie z tego samego powodu co ty, nie mogę zasnąć- odparł siadając obok. Hamak zatrząsł nami tak mocno, że musiałam przytrzymać się pobliskiej kolumny- Przepraszam- dodał widząc moją nieudolną walkę z grawitacją.
Zignorowałam to, ale by go nie martwić wymusiłam uśmiech.
-Nie dziwię się, dlaczego chcieli cię do siebie – prychnął brązowowłosy przyglądając mi się.
Cóż za chamskie spojrzenie! Nie wiem, nie potrafię utrzymywać z kimś kontaktu wzrokowego, a takie spoglądanie jest dla mnie krępujące.
-Co?
-Opowiedzieli mi wszystko. Dzielna dziewczyna. Sky cię lubi, bo jej historia jest podobna.
-Sky jest cudowna- odparłam bez chwili namysłu.
-Tylko się nie zakochaj, bo ona ma chłopaka- zażartował chłopak.
Wyrzuciłam niedopałek na zwilżoną zraszaczem trawę i opadłam na wiszący kilkanaście centymetrów nad ziemią materiał. Kol chcąc nie chcąc stracił równowagę i wylądował ramię w ramię ze mną.
-Ups -wyrwało mi się. Oboje spojrzeliśmy sobie w oczy i zaczęliśmy się śmiać.
-ZAMKNĄĆ SIĘ!- wrzasnął ktoś przez okno. Najprawdopodobniej Kellin.
Podskoczyliśmy jak oparzeni i zerwaliśmy się na równe nogi. Wyszło nam to dosyć nieudolnie, bo zderzyliśmy się. Buzolic przytrzymał mnie za ramiona bym utrzymała równowagę.
-Całkiem fajny z ciebie gość- wyrwało mi się po raz kolejny- nie wyglądasz na mordercę. Jak połowa z was.
-Z nas- poprawił mnie- Cóż, też nie powiedziałbym, że kilka dni temu wpakowałaś dzieciakowi kulkę w głowę. Nie masz wyrzutów sumienia?
Posmętniałam. Oparłam się o parapet przodem do kolegi i spojrzałam w dół zasłaniając twarz włosami.
-Nie- odparłam cicho.
Nathaniel stanął kilkanaście centymetrów ode mnie, jedną rękę wsunął pod mój podbródek i podniósł tak bym na niego spojrzała.
Czy nie przesadzasz z tym kontaktem fizycznym, kolego?
 Jego oczy, wcześniej ciepłe i zatroskane, teraz były raczej oczyma szaleńca. Patrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem, ale zaraz potem mrugnął i potrząsnął głową. DZIWNE. BARDZO DZIWNE!
- Nie bądź smutna. Ja … um… może to zabrzmieć niezbyt zachęcająco, ale kiedy pierwszy raz zabiłem człowieka… Był potworem … Gwałcicielem… Mordercą… wyrzutów sumienia nie mam do teraz. Pamiętam za to jak na jednej z akcji… zabiłem niewinnego chłopaka. Nie masz pojęcia co to za uczucie. Wszystko rozrywa mnie od środka. Dzieciak znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Blue Devil posłużył się nim jak tarczą. Nienawidzę ich- do moich oczu napłynęły łzy, ale starałam się je ukryć- Hej, nie krępuj się- otulił mnie ramieniem. Zadrżałam- robi się zimno, chodźmy do środka. Nie chcesz iść spać?
-Nie, ale chodźmy.
Usiedliśmy na kanapie w salonie. Nastała niezręczna cisza.
-Nie chcę więcej zabijać- mruknęłam przykurczając nogi do brzucha i kładąc się twarzą do Buzolic’a. On skrzyżował swoje nogi na kanapie i usiadł również w moją stronę.
-Nie musisz- odparł spokojnie.
-Masz rację, zawsze jest inne wyjście. Ale nie będę miała skrupułów dla tych, co skrzywdzili  moją siostrę. Tego jednego zabiłam, bo w jego oczach… nie było widać ani trochę żalu czy smutku. Jak wymieniłam moje nazwisko to czuł się z siebie dumny. Jakby to co zrobił Anne było godne podziwu. Matko, jak ja tęsknię za moimi siostrami.
-To dlaczego do niech nie pojedziesz?
-Nie będę ich narażać. Ograniczę też telefon.
-Fakt.
Włączyliśmy telewizję. Po pół godzinie zasnęłam. Obudziłam się w swoim łóżku. Sky siedziała na swoim i prostowała włosy. Chciałam zapytać jak się tu znalazłam, ale rudowłosa mnie uprzedziła:
-Przyniósł cię w nocy. Chyba się polubiliście.
Uśmiechnęłam się:
-Jest w porządku.
-TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ja też mówiłam, że Oli jest W PORZĄDKU.
-Jesteście razem? – spytałam pocierając włosy. Były w tak rozpaczliwym stanie, że postanowiłam od razu iść się wykąpać.
-W sumie… sama nie wiem. Nienawidziliśmy się. Uratowałam mu życie kilka dni przed twoim pojawieniem się. Od tamtego czasu się zbliżyliśmy do siebie- odparła wzruszając ramionami- przygotuj się ładnie, wieczorem idziemy na imprezę.
Wyjrzałam zza łazienkowych drzwi z miną jakbym się przesłyszała.
-To nie jest zbyt ryzykowne?
-Nie, jeśli będzie to zamknięta zabawa w klubie Hell- odparła szczerząc zęby.
Kiwnęłam głową i weszłam pod prysznic.

Wieczorem siedzieliśmy wszyscy w barze. Bez podejrzanych ludzi wyglądał pięknie. Sky i Oliver siedzieli na szklanym stole. Rozmawiali. Dużo rozmawiają. Lola tańczyła z Kellin’em, Molly z Harry’m, a Alexis z Mike’m. Tony i Jaime poszli po alkohol do lodówki na górze mieszkania.
-Jej Alex i Mike tańczą… razem… a lokal jeszcze nie eksplodował! – zdziwił się Nate opadając na kanapę obok mnie.
-Nie lubią się?
-Mało powiedziane. Alex nienawidzi Mike’a, bo kiedyś podwędził jej biustonosz i biegał po całym domu.
-Fuentes to taki duży dzieciak. Gdzie jest Vic?
-Tu jestem, słońce! – odparł chłopak siadając obok nas. Objął mnie ramieniem i rozczochrał mi włosy.
Tony i Jaime w tym momencie wparowali do sali ze srebrnymi butelkami.
-SAKEEEEEEEEEEEEEEEE! – wydzierał się pierwszy z wymienionych tańcząc z alkoholem.
Odtwarzacz losowo puścił jakiś stary kawałek. Dobrze mi znany. Vic uśmiechnął się szelmowsko i wstał, po czym wyciągnął do mnie rękę. Ballada dochodziła do refrenu, a my wyszliśmy na parkiet. Skleiliśmy się w jedno ciało i powoli zmienialiśmy kroki.
-Nie umiem tańczyć – powiedziałam mu do ucha.
-Nie zauważyłem nic, co poparłoby twoją tezę- stwierdził i okręcił mną subtelnie.
Wróciliśmy do stolika i zastałam kilka pełnych kieliszków. Westchnęłam i opróżniłam swoje. Fuj. Nienawidzę alkoholu.
-Mam pomysł jak ochrzcić nową!- krzyknęła Molly – Mike, kładź się na stole!
Otworzyłam szeroko oczy i przeraziłam się nie na żarty. Jaime wiedział co robić, bo pobiegł i wyciągnął z lodówki jakąś puszkę. Meksykaniec  zdjął koszulkę ukazując mozaikę tatuaży na swoim bardzo chudym ciele i położył się jak nakazała mu blondynka. Tony umieścił na jego brzuchu kieliszek z sake.
-Chyba was coś boli- mruknęłam cofając się i krzywiąc na twarzy.
Nate złapał mnie za rękę i rechocząc powiedział:
-Spokojnie, nie zrobi ci krzywdy.
-KTO WAS TAM WIE!- oburzyłam się.
-Dobra, to miał być twój chrzest, zamiast tego pójdziesz odwiedzić Blue Devili z koktajlem Mołotowa. Co ty na to?
Opuściłam ramiona w geście rezygnacji i burknęłam do nich:
-Co mam zrobić?
-Jackie, nie masz się czym martwic- uspokajała mnie Sky- każda z nas przez to przeszła. Uwierz, że to było okropne i do teraz mam odruchy wymiotne.
-DZIĘKI!
- Wystarczy jak bez użycia rąk wypijesz sake, ostudzisz język w bitej śmietanie i weźmiesz owoc z ust tego kretyna- wskazała machinalnie na meksykańca.
Mike podniósł głowę trzymając dwa listki mandarynki w buzi i rzucił płomiennowłosej nienawistne spojrzenie, po czym pokazał środkowy palec.
-Dobra, zaczynaj – nakazała Lola siadając na krześle nieopodal i krzyżując ręce na piersi.
Tony szturchnął Vic’a . Oni wiedzieli.
Pochyliłam się nad chłopakiem i biorąc w usta metalowy kieliszek wypiłam do dna. CO TO ZA ŚWIŃSTWO! Paliło mnie w gardle niemiłosiernie, więc bez zbędnych ceregieli wzięłam się za puszystą śmietankę na brzuchu Michael’a. Ostry posmak zmienił się w potwornie gorzki. Zdesperowana skrzywiłam się. Śmiech rozbrzmiewał w moich uszach. Mike podniósł się do pozycji siedzącej. Ukradkiem zabrałam mu owoc z buzi i przełknęłam. ULGA! Nie do wiary jak bardzo ulżyło mi w tamtym momencie. A wtedy Fuentes nie pytając o pozwolenie złapał mnie w pasie, usiadł tak, że jego nogi opadały ze stołu, przysunął do siebie i pocałował.
Po fakcie odsunęłam się od niego spluwając na podłogę i jęknęłam:
-To z pewnością było gorsze od sake.
Wszyscy parsknęli tak dzikim i nieopanowanym śmiechem, włącznie z Mike’m, że nie mogłam się powstrzymać i również zachichotałam.
Później tańczyłam z Tony’m do jakiejś klubowej piosenki. Wszyscy odwróciliśmy się w stronę kanap, gdy usłyszeliśmy huk i trzask. Sky właśnie odskakiwała od rozbitego szklanego stolika, a Oliver leżał na ostrych kawałkach i się śmiał. Lola spojrzała na nich wściekła:
-Takie rzeczy to się robi w sypialni!- warknęła, a potem spojrzała na ich zdezorientowane miny i zaśmiała się- moi ludzie to sami idioci.

Dwie godziny później siedzieliśmy w salonie w leśnej willi. Ja, Sky, Jaime, Nate i Lola.
-No właśnie, Jackie- zaczęła zielonowłosa przerywając wspominanie dzisiejszych wygłupów. Spojrzałam na nią, więc kontynuowała- jutro razem ze Sky pojedziecie po twoje rzeczy.
Skinęłam głową. Kiedy skierowałam się do pokoju, na schodach dogonił mnie Buzolic. Nic nie mówiąc przyparł mnie do ściany i musnął ustami mój policzek.
-Dobranoc- szepnął .
Stałam jakąś chwilę zdezorientowana, a potem doczekałam się pocałunku. Tym razem w usta. Odsunęłam go od siebie i powiedziałam równie cicho „Dobranoc” i czmychnęłam do pokoju.
Położyłam się na łóżku i zasnęłam w momencie. Obudziłam się o 7 i pędem pobiegłam do kuchni. Napełniłam szklankę wodą i opróżniłam ją do dna.
-Kacyk? – usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i zapytałam chłopaka:
-Dlaczego mnie pocałowałeś?
Kol zmieszał się i spojrzał w bok.
-No wiesz… alkohol…
-Nie tłumacz się tym, byłeś trzeźwy.
-Lubię cię.
-Mówiłam, alkohol nie ma nic do… CZEKAJ, co?
-No, lubię cię. Jesteś fajną dziewczyną.
Podeszłam do niego i wręczyłam szklankę napełnioną lodowatą wodą. Spojrzałam mu w oczy i drwiąco spytałam:
-I co, całujesz każdą dziewczynę, która twoim zdaniem jest fajna?
-Nie- odparł spoglądając w górę i przykrywając górną wargę dolną w geście zamyślenia- jesteś pierwsza.
-Oh- kiwnęłam głową, a potem dodałam sarkastycznie- dziękuję, czuję się wyjątkowa.
Odwróciłam się w celu ucieczki do łazienki, ale chłopak złapał mnie za rękę, odwrócił w swoją stronę i złączył nasze usta. Westchnęłam i zawiesiłam mu ręce na szyi.
-Linton, zbieraj się, jedziemy do ciebie…- powiedziała Sky wchodząc do kuchni. Spojrzała na nas, przechyliła głowę i uśmiechnęła się psychopatycznie- Ops, przepraszam… To tego, wy sobie kończcie co zaczęliście, a ja obejrzę telewizję. Tylko nie za długo.
Jęknęłam zażenowana i poszłam doprowadzić swój wygląd do porządku.

Kiedy odkluczałam drzwi do swojego domu poczułam się dziwnie. Niby minęło dopiero kilka dni, ale świadomość, że mieszkanie będzie puste sprawiała, że nie czułam się tam bezpiecznie. Sky znalazła walizkę w moim pokoju i pomogła mi pakować rzeczy.
-Pójdziesz po kosmetyczkę do łazienki? – poprosiłam.
Rudowłosa zniknęła za drzwiami.
W domu było cicho. Żmudna praca polegająca na składaniu ubrań potwornie mnie irytowała. Po chwili do pokoju weszła Sky.
-Jackass- jęknęła.
Uniosłam głowę. Za jej plecami stał mężczyzna o budowie ciała przypominającej ponadprzeciętnego kulturystę. Trzymał nóż przy jej gardle.
-Co tu się dzieje?- spytałam cofając się kilka kroków.








niedziela, 29 grudnia 2013

Rewanż 6

6.



-SiBiTiVi? Co to takiego?-spytałam zdziwiona.
-Sirens Behind The Veil- Powiedziała płomiennowłosa. Parsknęłam śmiechem, co Sky puściła mimo uszu- wywodzi się od ksywki Loli, czyli Syrenki, oraz dawnej nazwy gangu, czyli Green Veil.
-Zaraz, zaraz. Nie chcesz mi przecież powiedzieć, że Lola jest tutaj Ojcem Chrzestnym?- rzuciłam układając fakty w głowie.
-Nic bardziej mylnego, kochana- wtrąciła Costa- prawda, odziedziczyłam gang po rodzicach, całą firmę i fortunę, ale nie ma osoby, która by tym wszystkim rządziła. Nie jesteśmy komunistami. Rządzi u nas demokracja, to jedna z naszych żelaznych zasad, dlatego najlepiej jak jest nas nieparzysta liczba-dodała z uśmiechem.
-wiecie co... dla mnie i tak wasza nazwa brzmi jak jakiś mało znany zespół, a nie gang morderców.
Wszyscy zaśmiali się, a atmosfera zrobiła się wesoła.
-Może powinniśmy ochrzcić jakoś nowy nabytek, co? -zaproponował Vic.
-Moja wcześniejsza propozycja łóżkowa już nieaktualna- stwierdził Mike.
Spojrzałam na niego zszokowana, z resztą jak wszyscy.
-Jak to?- spytała Sky dławiąc się napojem.
Oliver postukał ją po plecach jedną ręką, druga natomiast pocierała delikatnie jej kolano.
-Nie musiałem zawlekać jej do sypialni, żeby pokazała górną część swojej bielizny- zakpił.
Poczułam, jak moja twarz momentalnie zrobiła się czerwona.
-Tamowałam krwotok Jadena...-zaczęłam się tłumaczyć- nie miałam czasu myśleć o tym, czy pokażę za dużo... a! To dlatego tak się zawiesiłeś... świnia- skomentowałam.
-Już rozumiem, dlaczego tak gorączkowo chciał cię przyjąć...- zachichotała Alexis.
Wszyscy zaczęliśmy się z niego śmiać, więc zakłopotany schował twarz w bandamce, ale potem dołączył do nas.

W pewnym momencie Sky i Lola odwróciły wzrok i namiętnie gapiły się we framugę drzwi.
-Kol-wymsknęło się obydwu dziewczynom.
-Witam, przyjaciele- odparł głos za moimi plecami.
Wszyscy spojrzeli na owego przybysza, więc pobłądziłam za nimi i spotkałam się wzrokiem z chłopakiem.
Analizował mnie jak ciekawe znalezisko, jakby szukał mojego pochodzenia, jakbym była gatunkiem nowym dla ludzkości. Czy jestem aż tak odrażająca?
-Czyżby chłopcy przywlekli nowy nabytek? Bez konsultacji ze mną?- spytał marszcząc brwi i spoglądając na kolegów, a potem uśmiechnął się- Cóż, wybaczam wam- podszedł do mnie, wyciągnął dłoń ,a gdy podałam mu swoją , przybliżył ją do ust i delikatnie musnął- Jestem Nathaniel Buzolic.
Matko, co za kultura! Byłam wniebowzięta, ale nie dałam tego po sobie poznać.
-Jackass Linton- wydukałam.
On jakby napawał się moim głosem, a potem został napadnięty przez kolegów. Mike i Oliver naskoczyli na niego i powalili na podłogę:
-Gdzie ty byłeś, Panie Chodząca Perfekcjo?- spytał Vic stojąc nad ludzką piramidką.
-Wiesz, napotkałem pare... niedogodności w trakcie... misji- odparł Nathaniel próbując zepchnąć z siebie przyjaciół.
Buzolic to całkiem przystojny gość. Porządnie zarysowana szczęka, śniada cera, głębokie, zielone oczy z małymi zmarszczkami w kącikach, prosty nos i roześmiane, łososiowe usta. Był szczupły, lecz nie chudy. No i dosyć wysoki. Brunatne włosy zaczesane do góry, choć paru kosmykom udało się opaść na czoło dodawały mu szarmanckiego uroku.
-Za mną nikt z was nie tęsknił!- wrzasnął Kellin wchodząc do pokoju.
-Nie zdążyliśmy- westchnęła Molly.
Kells zaczął wyliczać w głowie wszystkich obecnych, a gdy rachuba wykryła błąd, zapytał:
-Gdzie mój mały, czekoladowy kompan?
Spojrzałam na niego smętnie. Wszyscy czekali, aż ja objaśnię sytuację, ale kompletnie nie miałam pojęcia jak to ubrać w słowa. W mojej głowie włączyła się blokada, więc wyręczyła mnie Sky:
-Idź do Suareza. Jaden dostał dwie kulki.
Czarnowłosy zmartwił się i nie komentując zniknął za drzwiami.
Siedziałam na kanapie i wsłuchiwałam się w rozmowy. Oni wszyscy byli dla siebie jak rodzina. Prawdziwa. Nie jak moja, imitacyjna.
Po chwili zadumy poczułam wibracje telefonu. Mój irytujący dzwonek rozbrzmiał głośno przykuwając uwagę wszystkich w pokoju. Spojrzałam na ekran i widząc wyświetlone na ekranie imię mojej siostry, wstałam i odebrałam.
-Co jest, Sophie?
-Chciałam spytać co u ciebie, mała.
-W sumie to nic ciekawego. Nudzę się, korzystam z wolnego- skłamałam.
-Ah. No bo tego...- zaczęła siostra.
-Wdziałam, że z tęsknotą nie ma to nic wspólnego. Wal.
-No bo... rozmawiałyśmy z mamą o pewnej sprawie... zadecydowałyśmy, że dla Lauren najlepiej będzie odizolować się od tego miasta na jakiś czas...
-OSZALAŁYŚCIE!!- rzuciłam zbulwersowana.
-Daj mi dokończyć i nie rób scen. Mieszkam sama w ogromnym mieszkaniu, mam dwa pokoje do zagospodarowania, małe poszłyby do szkoły, która jest kilka kroków od domu, miałabym mamę na oku...
-Czekaj, co?- myślałam,  że się przesłyszałam.
-Chcę ci powiedzieć, że doskwiera mi samotność, a ty jesteś pracoholiczką i nie masz twardej ręki do matki i zamieszka ze mną na próbę na ten rok.
-Jasne- odparłam. To, co o mnie powiedziała puściłam mimo uszu. Najważniejsze było, że bez zbędnych wyjaśnień mogłam zapewnić bezpieczeństwo rodzinie- muszę kończyć- dodałam.
Pożegnałam się z Soph i rozłączyłam.
Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco:
- O co chodziło? – spytała Sky.
-Nie interesuj się, jej sprawa- odparł Oliver przytulając ją do siebie i całując w policzek, żeby się nie obraziła.
-Spokojnie, to nic ważnego. Tyle, że jestem uwolniona od rodziny i nie muszę się o nich martwić. Siostra podświadomie mnie wyręczyła. Zabrała ich daleko z miasta- wyjaśniłam.
-No to super!- krzyknął Kellin wyjrzawszy zza framugi drzwi.
-Jak Jaden? – spytałam poprawiając włosy.
-Trzyma się. No, w zasadzie… na razie śpi, ale Doktorek, mówi, że będzie okej.

Siedzieliśmy tak jakiś czas, nudząc się i rozmawiając. Opowiedziałam im historię siostry. O tym jak poprzysięgłam sobie, że będzie to REWANŻ, który zatrzęsie dzielnicą, że nie boję się konsekwencji. Podkreśliłam też historię swojego życia.
-Czyli policja cię lubi- podsumował Harry, który dołączył do nas jakiś czas temu, po zamknięciu baru.
-W sumie to tak. Przecież Porucznikowi Hanks’owi ukradłam pistolet. Nie wiem jak się wytłumaczył komendantowi, ale wiedział o tym.
-Niedługo przestaną cię lubić, a zaczną obserwować, złociutka- dodała Molly oglądając swoje dłonie.
-Chodźcie na strzelnicę- zaproponował nagle Mike.
Wszyscy jęknęli w geście niezgody. Co za nieroby!
-Z chęcią się przetestuję- odparłam uśmiechając się do meksykanina.
Chłopak machinalnie klasnął w dłonie i pokierował mnie do tylnych drzwi delikatnie obejmując mnie w pasie.
Wyszliśmy na tył domu, który był ogromnym terytorium. Znajdowało się tu więcej garaży i ogromny ogród pełen róż. Czerwonych, chabrowych, różowych, herbacianych, czarnych, zielonych.
- Jakim cudem macie tutaj takie kolory kwiatów?- spytałam Mike’a zauroczona klimatem. Przechodziliśmy właśnie przez różany zagajnik.
-Cris, nasz doktorek bawi się genetyką- odparł beznamiętnie i skierował mnie w prawo.
Weszliśmy w tunel drzew, trochę przerażający, ale również pełen czaru. Korytarz rozciągał się jakieś 50 metrów. Rozglądałam się podziwiając strukturę drzew, która zawsze działała na mnie kojąco, kiedy ktoś złapał mnie za ramię. Odskoczyłam jak poparzona i ogromnie zszokowana, odruchowo schowałam się za Mike’m. Ktoś ryknął zabójczym śmiechem, okazało się, że to mój mur obronny. Zdenerwowana uderzyłam go w plecy i pchnęłam przed siebie.
-Co cię tak bawi, kretynie? –warknęłam.
-Przepraszam, że cię wystraszyłem, Linton- odezwał się ktoś za moimi plecami.
Odwróciłam się i ujrzałam Nathaniela.
-JAK ON TO ROBI!- pomyślałam na głos.
-Nie bez powodu dostaję najbardziej ryzykowne zadania, kotku- odparł z uśmiechem, a potem dodał- postanowiłem do was dołączyć, bo Lola mnie szuka. Najprawdopodobniej ukręci mi łeb.
Nie pytałam o co chodzi. Wolałam nie wiedzieć. Wyszliśmy z roślinnego tunelu prosto na strzelnicę. Co tu dużo opisywać. Była na świeżym powietrzu, znajdowało się wiele stanowisk i celów.
Stanęłam przy jednym z nich, a wtedy Kol rzucił mi pistolet. Był to mały, ciemnoszary Glock 9mm. Po obydwu ścianach bocznych i tej naprzeciw nas znajdowały się mury, które miały na celu zagłuszać huk. Mike wskazał mi cel i powiedział, że kto lepiej go uszkodzi, wygrywa. Nathaniel już wystrzelił, trafił kawałek nad środkiem manekina. Potem moja kolej, wycelowałam dokładnie i trafiłam w szyję.
-Dobrze- klasnął Buzolic.
Kolej na Mike’a. Chłopak odwrócił się plecami do celu i przykładając sobie Glock’a do ramienia, nacisnął spust i spojrzał, gdzie trafił. Zaśmiałam się, gdy sama nie mogłam wyszukać wydrążonej w manekinie dziury spowodowanej jego strzałem. Nathaniel zachichotał. Fuentes złapał mnie za nadgarstek i poprowadził do ostrzelanego celu. Stanęliśmy za nim. Mike wskazał na dziurę po moim naboju.
-No i co? To moja zasługa- odparłam szczerząc się do chłopaka.
-Przyjrzyj się uważnie- mruknął.
Faktycznie. Mój traf był przestrzelony. Mike trafił w to samo miejsce co ja.
-FART! – krzyknęłam, po czym zaczęłam się śmiać.
-FART? KOCHANA, ja po prostu jestem najlepszy. Przyznaj to.
-Nigdy w życiu- zaparłam się i skrzyżowałam ręce na piersi.
Chłopak uśmiechnął się podstępnie i przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Puszczaj mnie! – wrzeszczałam i kopałam go po brzuchu. Bezskutecznie. Chłopak przystanął przy koledze, który strzelał jako pierwszy i naradzali się co ze mną zrobić. Wtedy doszły do nas krzyki. Z leśnego tunelu wyłoniła się Lola z nożem w ręku, a za nią biegła Sky i śmiała się jak opętana.
Kol nic nie mówiąc czmychnął za drzewo.
-Nate! NIE CHOWAJ SIĘ ZA TYM GŁUPIM KLONEM! Jak śmiałeś rozwalić kolejny samochód?! Wyłaź!- krzyczała zielonowłosa- Nie mogę uwierzyć w to, że jesteś aż tak nieodpowiedzialny! Mój nowiuteńki Chevrolet! Po prostu cię potnę!
Dziewczyna rzuciła sporym nożem w drzewo. Nathaniel wychylił się i krzyknął:
-Nie trafiłaś! Ha!
-Następnym razem trafię. Bój się dzisiaj zasnąć!
Za rozchichotaną Sky pojawił się Oliver, który złapał ją za rękę i pociągnął w stronę domu. Dołączyłam do Loli, która podirytowana zniknięciem przyjaciółki westchnęła:
- Jak oni mnie denerwują!
Wchodząc do domu zastałyśmy Oli’ego i rudowłosą leżących na gankowym hamaku. Obejmowali się i coś do siebie mówili.
Kiedy wróciłyśmy do salonu, wszyscy rozeszli się po pokojach. Lola wytłumaczyła mi, że od dzisiaj będę mieszkać z nią i Sky w pokoju. Siedziałam sama oglądając telewizję, kiedy pojawił się Vic.
-Nie śpisz?- spytał siadając obok mnie.
-Raczej nie dam rady- odparłam nie odrywając wzroku od serialu „Bones”.
-Dlaczego?
-Za dużo się dzisiaj wydarzyło- prychnęłam- dzisiaj… W TYM TYGODNIU!
-Przyzwyczaisz się- skwitował chłopak, po czym nachylił się nade mną i szepnął- musisz być bardzo ostrożna. Nigdy nie chodź sama. Od dziś śmierć będzie ci bliższa niż cokolwiek innego.


Mam nadzieję, że na razie nie zawodzę :D
Martyna.