6.
-SiBiTiVi? Co to takiego?-spytałam zdziwiona.
-Sirens Behind The Veil- Powiedziała płomiennowłosa. Parsknęłam
śmiechem, co Sky puściła mimo uszu- wywodzi się od ksywki Loli, czyli Syrenki,
oraz dawnej nazwy gangu, czyli Green Veil.
-Zaraz, zaraz. Nie chcesz mi przecież powiedzieć, że Lola
jest tutaj Ojcem Chrzestnym?- rzuciłam układając fakty w głowie.
-Nic bardziej mylnego, kochana- wtrąciła Costa- prawda,
odziedziczyłam gang po rodzicach, całą firmę i fortunę, ale nie ma osoby, która
by tym wszystkim rządziła. Nie jesteśmy komunistami. Rządzi u nas demokracja,
to jedna z naszych żelaznych zasad, dlatego najlepiej jak jest nas nieparzysta
liczba-dodała z uśmiechem.
-wiecie co... dla mnie i tak wasza nazwa brzmi jak jakiś
mało znany zespół, a nie gang morderców.
Wszyscy zaśmiali się, a atmosfera zrobiła się wesoła.
-Może powinniśmy ochrzcić jakoś nowy nabytek, co? -zaproponował
Vic.
-Moja wcześniejsza propozycja łóżkowa już nieaktualna-
stwierdził Mike.
Spojrzałam na niego zszokowana, z resztą jak wszyscy.
-Jak to?- spytała Sky dławiąc się napojem.
Oliver postukał ją po plecach jedną ręką, druga natomiast
pocierała delikatnie jej kolano.
-Nie musiałem zawlekać jej do sypialni, żeby pokazała górną
część swojej bielizny- zakpił.
Poczułam, jak moja twarz momentalnie zrobiła się czerwona.
-Tamowałam krwotok Jadena...-zaczęłam się tłumaczyć- nie
miałam czasu myśleć o tym, czy pokażę za dużo... a! To dlatego tak się
zawiesiłeś... świnia- skomentowałam.
-Już rozumiem, dlaczego tak gorączkowo chciał cię
przyjąć...- zachichotała Alexis.
Wszyscy zaczęliśmy się z niego śmiać, więc zakłopotany
schował twarz w bandamce, ale potem dołączył do nas.
W pewnym momencie Sky i Lola odwróciły wzrok i namiętnie
gapiły się we framugę drzwi.
-Kol-wymsknęło się obydwu dziewczynom.
-Witam, przyjaciele- odparł głos za moimi plecami.
Wszyscy spojrzeli na owego przybysza, więc pobłądziłam za
nimi i spotkałam się wzrokiem z chłopakiem.
Analizował mnie jak ciekawe znalezisko, jakby szukał mojego
pochodzenia, jakbym była gatunkiem nowym dla ludzkości. Czy jestem aż tak
odrażająca?
-Czyżby chłopcy przywlekli nowy nabytek? Bez konsultacji ze
mną?- spytał marszcząc brwi i spoglądając na kolegów, a potem uśmiechnął się-
Cóż, wybaczam wam- podszedł do mnie, wyciągnął dłoń ,a gdy podałam mu swoją ,
przybliżył ją do ust i delikatnie musnął- Jestem Nathaniel Buzolic.
Matko, co za kultura! Byłam wniebowzięta, ale nie dałam tego
po sobie poznać.
-Jackass Linton- wydukałam.
On jakby napawał się moim głosem, a potem został napadnięty
przez kolegów. Mike i Oliver naskoczyli na niego i powalili na podłogę:
-Gdzie ty byłeś, Panie Chodząca Perfekcjo?- spytał Vic
stojąc nad ludzką piramidką.
-Wiesz, napotkałem pare... niedogodności w trakcie... misji-
odparł Nathaniel próbując zepchnąć z siebie przyjaciół.
Buzolic to całkiem przystojny gość. Porządnie zarysowana
szczęka, śniada cera, głębokie, zielone oczy z małymi zmarszczkami w kącikach,
prosty nos i roześmiane, łososiowe usta. Był szczupły, lecz nie chudy. No i
dosyć wysoki. Brunatne włosy zaczesane do góry, choć paru kosmykom udało się
opaść na czoło dodawały mu szarmanckiego uroku.
-Za mną nikt z was nie tęsknił!- wrzasnął Kellin wchodząc do
pokoju.
-Nie zdążyliśmy- westchnęła Molly.
Kells zaczął wyliczać w głowie wszystkich obecnych, a gdy
rachuba wykryła błąd, zapytał:
-Gdzie mój mały, czekoladowy kompan?
Spojrzałam na niego smętnie. Wszyscy czekali, aż ja objaśnię
sytuację, ale kompletnie nie miałam pojęcia jak to ubrać w słowa. W mojej
głowie włączyła się blokada, więc wyręczyła mnie Sky:
-Idź do Suareza. Jaden dostał dwie kulki.
Czarnowłosy zmartwił się i nie komentując zniknął za
drzwiami.
Siedziałam na kanapie i wsłuchiwałam się w rozmowy. Oni
wszyscy byli dla siebie jak rodzina. Prawdziwa. Nie jak moja, imitacyjna.
Po chwili zadumy poczułam wibracje telefonu. Mój irytujący
dzwonek rozbrzmiał głośno przykuwając uwagę wszystkich w pokoju. Spojrzałam na
ekran i widząc wyświetlone na ekranie imię mojej siostry, wstałam i odebrałam.
-Co jest, Sophie?
-Chciałam spytać co u ciebie, mała.
-W sumie to nic ciekawego. Nudzę się, korzystam z wolnego-
skłamałam.
-Ah. No bo tego...- zaczęła siostra.
-Wdziałam, że z tęsknotą nie ma to nic wspólnego. Wal.
-No bo... rozmawiałyśmy z mamą o pewnej sprawie...
zadecydowałyśmy, że dla Lauren najlepiej będzie odizolować się od tego miasta
na jakiś czas...
-OSZALAŁYŚCIE!!- rzuciłam zbulwersowana.
-Daj mi dokończyć i nie rób scen. Mieszkam sama w ogromnym
mieszkaniu, mam dwa pokoje do zagospodarowania, małe poszłyby do szkoły, która
jest kilka kroków od domu, miałabym mamę na oku...
-Czekaj, co?- myślałam,
że się przesłyszałam.
-Chcę ci powiedzieć, że doskwiera mi samotność, a ty jesteś
pracoholiczką i nie masz twardej ręki do matki i zamieszka ze mną na próbę na
ten rok.
-Jasne- odparłam. To, co o mnie powiedziała puściłam mimo
uszu. Najważniejsze było, że bez zbędnych wyjaśnień mogłam zapewnić
bezpieczeństwo rodzinie- muszę kończyć- dodałam.
Pożegnałam się z Soph i rozłączyłam.
Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco:
- O co chodziło? – spytała Sky.
-Nie interesuj się, jej sprawa- odparł Oliver przytulając ją
do siebie i całując w policzek, żeby się nie obraziła.
-Spokojnie, to nic ważnego. Tyle, że jestem uwolniona od
rodziny i nie muszę się o nich martwić. Siostra podświadomie mnie wyręczyła.
Zabrała ich daleko z miasta- wyjaśniłam.
-No to super!- krzyknął Kellin wyjrzawszy zza framugi drzwi.
-Jak Jaden? – spytałam poprawiając włosy.
-Trzyma się. No, w zasadzie… na razie śpi, ale Doktorek,
mówi, że będzie okej.
Siedzieliśmy tak jakiś czas, nudząc się i rozmawiając.
Opowiedziałam im historię siostry. O tym jak poprzysięgłam sobie, że będzie to
REWANŻ, który zatrzęsie dzielnicą, że nie boję się konsekwencji. Podkreśliłam
też historię swojego życia.
-Czyli policja cię lubi- podsumował Harry, który dołączył do
nas jakiś czas temu, po zamknięciu baru.
-W sumie to tak. Przecież Porucznikowi Hanks’owi ukradłam
pistolet. Nie wiem jak się wytłumaczył komendantowi, ale wiedział o tym.
-Niedługo przestaną cię lubić, a zaczną obserwować,
złociutka- dodała Molly oglądając swoje dłonie.
-Chodźcie na strzelnicę- zaproponował nagle Mike.
Wszyscy jęknęli w geście niezgody. Co za nieroby!
-Z chęcią się przetestuję- odparłam uśmiechając się do meksykanina.
Chłopak machinalnie klasnął w dłonie i pokierował mnie do
tylnych drzwi delikatnie obejmując mnie w pasie.
Wyszliśmy na tył domu, który był ogromnym terytorium.
Znajdowało się tu więcej garaży i ogromny ogród pełen róż. Czerwonych, chabrowych,
różowych, herbacianych, czarnych, zielonych.
- Jakim cudem macie tutaj takie kolory kwiatów?- spytałam
Mike’a zauroczona klimatem. Przechodziliśmy właśnie przez różany zagajnik.
-Cris, nasz doktorek bawi się genetyką- odparł beznamiętnie
i skierował mnie w prawo.
Weszliśmy w tunel drzew, trochę przerażający, ale również
pełen czaru. Korytarz rozciągał się jakieś 50 metrów. Rozglądałam się
podziwiając strukturę drzew, która zawsze działała na mnie kojąco, kiedy ktoś
złapał mnie za ramię. Odskoczyłam jak poparzona i ogromnie zszokowana,
odruchowo schowałam się za Mike’m. Ktoś ryknął zabójczym śmiechem, okazało się,
że to mój mur obronny. Zdenerwowana uderzyłam go w plecy i pchnęłam przed
siebie.
-Co cię tak bawi, kretynie? –warknęłam.
-Przepraszam, że cię wystraszyłem, Linton- odezwał się ktoś
za moimi plecami.
Odwróciłam się i ujrzałam Nathaniela.
-JAK ON TO ROBI!- pomyślałam na głos.
-Nie bez powodu dostaję najbardziej ryzykowne zadania,
kotku- odparł z uśmiechem, a potem dodał- postanowiłem do was dołączyć, bo Lola
mnie szuka. Najprawdopodobniej ukręci mi łeb.
Nie pytałam o co chodzi. Wolałam nie wiedzieć. Wyszliśmy z
roślinnego tunelu prosto na strzelnicę. Co tu dużo opisywać. Była na świeżym powietrzu,
znajdowało się wiele stanowisk i celów.
Stanęłam przy jednym z nich, a wtedy Kol rzucił mi pistolet.
Był to mały, ciemnoszary Glock 9mm. Po obydwu ścianach bocznych i tej naprzeciw nas znajdowały się mury, które miały na celu zagłuszać huk. Mike wskazał mi cel i
powiedział, że kto lepiej go uszkodzi, wygrywa. Nathaniel już wystrzelił,
trafił kawałek nad środkiem manekina. Potem moja kolej, wycelowałam dokładnie i
trafiłam w szyję.
-Dobrze- klasnął Buzolic.
Kolej na Mike’a. Chłopak odwrócił się plecami do celu i
przykładając sobie Glock’a do ramienia, nacisnął spust i spojrzał, gdzie
trafił. Zaśmiałam się, gdy sama nie mogłam wyszukać wydrążonej w manekinie
dziury spowodowanej jego strzałem. Nathaniel zachichotał. Fuentes złapał mnie
za nadgarstek i poprowadził do ostrzelanego celu. Stanęliśmy za nim. Mike
wskazał na dziurę po moim naboju.
-No i co? To moja zasługa- odparłam szczerząc się do
chłopaka.
-Przyjrzyj się uważnie- mruknął.
Faktycznie. Mój traf był przestrzelony. Mike trafił w to
samo miejsce co ja.
-FART! – krzyknęłam, po czym zaczęłam się śmiać.
-FART? KOCHANA, ja po prostu jestem najlepszy. Przyznaj to.
-Nigdy w życiu- zaparłam się i skrzyżowałam ręce na piersi.
Chłopak uśmiechnął się podstępnie i przerzucił mnie sobie
przez ramię.
-Puszczaj mnie! – wrzeszczałam i kopałam go po brzuchu.
Bezskutecznie. Chłopak przystanął przy koledze, który strzelał jako pierwszy i
naradzali się co ze mną zrobić. Wtedy doszły do nas krzyki. Z leśnego tunelu
wyłoniła się Lola z nożem w ręku, a za nią biegła Sky i śmiała się jak opętana.
Kol nic nie mówiąc czmychnął za drzewo.
-Nate! NIE CHOWAJ SIĘ ZA TYM GŁUPIM KLONEM! Jak śmiałeś
rozwalić kolejny samochód?! Wyłaź!- krzyczała zielonowłosa- Nie mogę uwierzyć w
to, że jesteś aż tak nieodpowiedzialny! Mój nowiuteńki Chevrolet! Po prostu cię
potnę!
Dziewczyna rzuciła sporym nożem w drzewo. Nathaniel wychylił
się i krzyknął:
-Nie trafiłaś! Ha!
-Następnym razem trafię. Bój się dzisiaj zasnąć!
Za rozchichotaną Sky pojawił się Oliver, który złapał ją za
rękę i pociągnął w stronę domu. Dołączyłam do Loli, która podirytowana
zniknięciem przyjaciółki westchnęła:
- Jak oni mnie denerwują!
Wchodząc do domu zastałyśmy Oli’ego i rudowłosą leżących
na gankowym hamaku. Obejmowali się i coś do siebie mówili.
Kiedy wróciłyśmy do salonu, wszyscy rozeszli się po
pokojach. Lola wytłumaczyła mi, że od dzisiaj będę mieszkać z nią i Sky w
pokoju. Siedziałam sama oglądając telewizję, kiedy pojawił się Vic.
-Nie śpisz?- spytał siadając obok mnie.
-Raczej nie dam rady- odparłam nie odrywając wzroku od serialu
„Bones”.
-Dlaczego?
-Za dużo się dzisiaj wydarzyło- prychnęłam- dzisiaj… W TYM
TYGODNIU!
-Przyzwyczaisz się- skwitował chłopak, po czym
nachylił się nade mną i szepnął- musisz być bardzo ostrożna. Nigdy
nie chodź sama. Od dziś śmierć będzie ci bliższa niż cokolwiek innego.Mam nadzieję, że na razie nie zawodzę :D
Martyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz