piątek, 20 grudnia 2013

Rewanż 4

4.

Obudziłam się odrobinę otępiała. Obraz przed oczami mi się rozmazywał. Po chwili wreszcie mogłam się przyjrzeć. Biały sufit, ledowa lampa, jasne pomieszczenie, wiele metalowych łóżek i śnieżnobiałych pościelach. Jestem w szpitalu?! Podniosłam się do pozycji siedzącej i ujrzałam ojca. Spał na krześle. Tato tutaj? Może mi się to tylko śni? Trzymał mnie za rękę. Nie chciałam go budzić, ale moja nagła zmiana pozycji sprawiła, że ten otworzył oczy.
-Jackie… - zaczął. Miał zatroskany wyraz twarzy. Bardzo długo się z nim nie widziałam. Chciałam go przytulić, ale jakaś blokada w głowie zakazała mi to zrobić.
-Tato… -wydukałam i usłyszałam, jak głos mi się załamał. Po moim policzku spłynęła łza. Od razu to zauważył i przetarł ją kciukiem.
-Coś ty robiła w tamtej dzielnicy, skarbie?- spytał.
-Gdzie mama i dziewczynki?- zignorowałam jego pytanie.
-W domu, przykro mi, nie mogły przyjechać…
-Żadna nowość- prychnęłam i położyłam się na boku.
Dalsza część rozmowy polegała na tym, że tata tłumaczył mi jak gówniarze, że mama ma problemy z alkoholem. Jakbym tego nie wiedziała. Poza tym dowiedziałam się, że moja siostra, Sophie przyjechała bo Lauren i Anne, żeby zabrać je na kilka dni do siebie. To dobra wiadomość. No i poza tym dalej mówił o tym, że zbliża się sprawa o rozwód, że zabierze moje siostrzyczki i tak dalej. Chrzanić. Pielęgniarki były wredne i podczas zmiany opatrunku sprawiały mi okropny ból. Kiedy poskładali mi żebra wróciłam do domu i zadzwoniłam do szefa, z prośbą o miesiąc wolnego. Wiem, że nie było mu to na rękę, ale zgodził się po części ze względu na mój wypadek i po części ze względu na wcześniejszą sprawę. Byłam przesłuchiwana przez obcego policjanta, ale nie wniosłam żadnego sensownego zeznania, więc wypuścili mnie do domu ze świadomością, że będą mnie obserwować. Zamontowałam w swoim pokoju worek treningowy, który tego wieczora dostał porządne lanie. Raz oddał mi tak mocno, że przez godzinę miałam na twarzy czerwony ślad.
Postanowiłam, że pójdę na spacer. Ubrałam się odpowiednio na tę chłodną pogodę i wyszłam z mieszkania. Przemierzałam ulice w ciszy, myśląc o barze „Hell” i o tym, czego mogłabym się dowiedzieć o Niebieskich od tej dziewczyny, Sky. Ktoś dogonił mnie i zrównał nasze kroki. Poznałam go po głosie, na co jęknęłam z odrazą.
-No hej, mała. Jak zdrówko?- spytał Jaiden z sarkazmem w głosie.
-Nie powinno cię to obchodzić- odparłam buntowniczo.
Chłopak szarpnął mnie za ramię i przywarł do ściany.
-Grzecznie cię zapytałem, nie powinnaś być wobec mnie taką rebeliantką, powinnaś to wiedzieć od początku.
-Gdzie twój przydupas Harry?- spytałam opryskliwie wiedząc, że nie zrobi mi krzywdy. Czegoś ode mnie chciał.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Pewnie uznał to za komplement, bo normalny człowiek stwierdziłby, że to on jest podporządkowany chłopakowi w lokach, nie na odwrót.
-Nieważne. Ktoś z moich chce się dowiedzieć, po co śledziłaś Blue Devila.
-Blue Devila? – spytałam zdziwiona, a potem do mnie dotarło- mówisz o tym niebieskim frajerze? Cóż, prywatna sprawa.
-Właśnie, że się mylisz. Odkąd wkopałaś się w naszą akcję to już nie jest prywatna sprawa.
-Jaką akcję?- zdałam sobie sprawę jak ja mało wiem.
Chłopak zrozumiał, że powiedział za dużo. Zbliżył do mnie swoją twarz i powiedział:
-Pójdziesz ze mną. Żadnych krzyków, bo inaczej będę musiał cię zabić, a to chyba nie leży w twoim interesie, skoro jak na razie nie nakopałaś Devilom tylko sama oberwałaś.
Chwycił mnie za nadgarstek i ciągnął za sobą. Wpakował mnie do auta, na siedzenie pasażera i ruszył.
-Kto by pomyślał, że taki gówniarz ma prawo jazdy- prychnęłam- czyżbyś jeździł nielegalnie?
-Wolne żarty. Mam osiemnaście lat.
No tym to mnie zaskoczył. Postanowiłam, że więcej nic nie powiem aż do końca drogi. Kiedy dojechaliśmy pod bar „Hell’ wysiadłam sama i weszłam do lokalu nie czekając na Jadena.
W środku nie było ani żywej duszy. Już odwróciłam się w celu wyjścia, kiedy przed  sobą spostrzegłam jakąś postać. Był to ten sam chłopak, który rozmawiał w barze z płomiennowłosą, zanim ruszyłam za Blue Devilem. Miał brązowe włosy opadające na ramiona, na głowie czapkę z daszkiem. Meksykańskie rysy twarzy trochę złagodniały i wydawały się być bardziej pomieszane. Miał ciemną karnację, duże, pełne usta, ogromne, brązowe oczy i kolczyk w nosie. Był niski, ale trochę wyższy ode mnie. Miał zieloną bandamkę przewiązaną na nadgarstku.
-Nie zgubiłaś przypadkiem drogi, dziewczynko?
-YYY… no… - zaczęłam się jąkać, kiedy spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się szelmowsko.
-Nie, Vic, ona jest tutaj na wezwanie Sky- wytłumaczył Smith i wskazał mi drogę.
Ruszyłam za nim pospiesznie. Przeszliśmy przez kuchnię barową i znaleźliśmy się na korytarzu. Pokonaliśmy schody i weszliśmy do pierwszego pokoju po prawej. Był to salon. Szare ściany, nieskazitelnie biały dywan, wiele brązowych foteli i kanap pośrodku, kominek i inne tego typu rzeczy. Prawie wszystkie miejsca siedzące były zajęte. Trochę się zdenerwowałam widząc taką liczbę obcych mi osób. Każda z nich miała zieloną chustkę albo na nadgarstku albo na szyi.
-Sky, to jest… - zaczął Jaden, a wtedy zdał sobie sprawę z tego, że nie zna mojego imienia.
-Jackass… Linton… - pomogłam niepewnie.
-No właśnie, to ona. Dziewczyna, która pomogła nam złapać jednego z Blue Devili.
Wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę. Zatrzęsłam się mimowolnie.
-Jak to? To chyba pomyłka – zaprotestowałam nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Cofnęłam się o krok, a wtedy spotkany w barze chłopak pchnął mnie do przodu -Nie dotykaj mnie! – wrzasnęłam odwracając się do niego- Przysięgam, jeszcze raz mnie dotkniesz, to oberwiesz.
W pokoju rozległ się chichot. CO ICH TAK CIESZY DO CHOLERY?! Czułam się jak bokser przed walką. Wszędzie pełno ludzi, którzy życzą ci źle. Stałam rak wryta wiedząc, że nie mogę wykonać zbyt gwałtownego ani prowokacyjnego ruchu. W końcu nie byłam na swoim terytorium.
-Pozwól, że wyjaśnię ci twój wkład w naszą sprawę.  Osoba, która była u nas w barze i ta sama osoba, którą postanowiłaś śledzić to Blue Devil. Jeden z członków wrogiego gangu. Chcieliśmy go schwytać i wydostać z niego po co przyszedł do naszej siedziby. Kiedy Jaden otrzymał rozkazy, okazało się, że w jednym z zaułków toczy się bójka. Kiedy Vic i Tony dotarli na miejsce zauważyli, jak jeden z nich celuje w twoją głową pistoletem. Uratowali cię. Moim pytaniem jest: Dlaczego zaczęłaś z nimi walczyć, skoro z góry wiadome było, że nie masz szans?
Westchnęłam i pokiwałam głową przecząco. Nie chciałam o tym mówić. Nie przy tych wszystkich ludziach.
Nie spodobał im się mój protest. Jedna dziewczyna wstała. Była chyba najbardziej charakterystyczna osobą z całego towarzystwa. Miała rażąco zielone włosy, szare oczy, mały, zadarty nosek i wąskie usta. Powieki prawie całe pokryte czarnym eye-linerem, a usta czerwoną szminką. Miała na sobie czarne legginsy, szarą tunikę w kratkę, opinającą się na biodrach i dekolcie i czarną, skórzaną kurtkę. Na nadgarstku zielona chustka, a na szyi czarna, ćwiekowana obroża. Podeszła do mnie tanecznym krokiem i kiedy nasze oczy się spotkały, powiedziała:
-Nie zrobimy ci krzywdy. Powiedz nam tylko jaki masz interes do niebieskich.
-Ymmm… tak więc… - nie wiedziałam od czego zacząć, a potem stwierdziłam, że dam upust emocjom- Szukam zemsty. Chcę znaleźć zgraję, która porwała i zgwałciła moją małą siostrę i odegrać się za to. Ten w nocy wydawał się doskonałym celem do mojej „wiadomości” dla nich. Nie wiedziałam czy to jeden z tych, ale byłam pewna, że należy do tego gangu. Poszłam za nim, a kiedy się zatrzymał i zaatakował, zyskałam nad nim przewagę. Wtedy pojawił się ten drugi. Zabrał mój pistolet…
-Zaraz zaraz…- zaczął Vic – potrafisz strzelać?
-Co w tym dziwnego? – spytałam, a wtedy padło kolejne pytanie, tym razem z ust Sky.
-Jak się dowiedziałaś, że to oni zgwałcili twoją siostrę?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo wtrącił się Kellin:
-Kiedy podeszła do baru pokazała mi rysunek z namalowanym ich tatuażem, to nie mogła być pomyłka.
-A kiedy tylko go zobaczyłam, postanowiłam, że dorwę go, przepytam, a potem zabiję.
-Zabiję, powiadasz?- zdziwił się Harry.
Zapadła cisza. Vic szepnął mi na ucho, żebym usiadła na jednej z kanap. Kiedy zajęłam miejsce, na oparcie wdrapał się Jaden.
-Musisz pokazać, że możemy ci ufać- powiedziała Sky przyglądając się swoim paznokciom.
-Jak to zrobić?- zapytałam niepewnie.
-Jakieś sugestie?- Sky postanowiła skonsultować się z resztą grupy, ale odezwał się tylko Mike:
-Jak jest dobra w łóżku to można jej zaufać. Mogę ją przetestować!- krzyknął wymachując rękoma i uśmiechając się na samą myśl.
-I widzisz z jakimi idiotami muszę się teraz użerać?- jęknęła rudowłosa.
Zaśmiałam się. Reszta również rechotała, ale trochę ciszej niż ja.
-Mam pomysł- odezwała się jedna z blondynek siedzących w kącie. Przypominała mi kogoś z mojej dawnej szkoły. Wszystkie pary oczu zwróciły się w jej stronę, więc kontynuowała- zabierzmy ją do piwnicy.
Zadrżałam.
-Po co?
-Zobaczysz- Oznajmił Jaden.
Wszyscy wstali i skierowali się ku drzwiom. Zostałam zmuszona by iść z nimi.
W niewielkim pomieszczeniu, do którego weszliśmy była tylko jedna lampka naświetlała ona centrum pokoju, na którym stało krzesło. Do niego przywiązany był człowiek. Był niewiele młodszy ode mnie. Pomimo, że wcześniej nie mogłam zidentyfikować jego twarzy, wiedziałam, że to ten chłopak, z którym spotkałam się owej nocy. To on dźgnął mnie nożem. Stałam naprzeciw niego i obserwowałam krew kapiącą po jego brodzie. Odgryzł sobie język. Wiedziałam, co mam zrobić, ale najpierw chciałam się upewnić. Podeszłam do niego, choć był związany, na bezpieczną odległość. Uklękłam i powiedziałam:
-Anne Linton.
Chłopak patrzył na mnie tylko tępym wzrokiem.
-Czy to ty byłeś jednym z tych, którzy porwali i zgwałcili dwunastoletnią Anne Linton jakiś czas temu?
Wtedy zauważyłam zmianę w jego postawie. Wyprężył się dumnie jak lew, a na jego twarzy pojawił się bezczelny uśmieszek. Jak on śmiał!
Wtedy podszedł do mnie wysoki, bardzo chudy chłopak i podał pistolet. Zanim nacisnęłam spust powiedziałam tylko:
-Spokojnie, reszta tych gnojków dołączy do ciebie lada dzień.

Jego krew rozbryznęła się po całej ścianie. Wyrzuciłam spluwę w kąt i minęłam całą grupkę praktycznie obcych mi ludzi. Usiadłam na fotelu w ich salonie i powiedziałam sobie „Jeden z głowy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz