3.
Internet nie pomógł mi zbytnio w poszukiwaniach owego
diabelskiego tatuażu. Był on w sumie jedynym tropem jaki miałam. No i te
ubrania. Cholera, musiałam coś zrobić.
Siedziałam w swoim pokoju napawając się ciepłem
wydobywającym się z rozgrzanego laptopa na moich kolanach. Zapach cytrynowej
świeczki rozchodził się po pomieszczeniu. Był dosyć chłodny wieczór. Lauren
razem z Anne spały na moim łóżku. Wyglądały jak dwa, małe, blondwłose aniołki.
Takie niewinne. Czym jedna z nich zasłużyła sobie na taką tragedię? Dlaczego to
musiało spotkać akurat moją siostrę? Czy
nasze rodzinne problemy nie wystarczyły? Co złego wydarzy się jeszcze w życiu
tego dziecka? Zbyt dużo pytań, za mało odpowiedzi. Ale nie mogę tego tak
zostawić. To nie leży w moim zwyczaju.
Od czegoś trzeba zacząć.
Postanowiłam zrobić mały rekonesans w jednej z gorszych
dzielnic miasta.
Ubrałam kurtkę i po
cichu, nikogo nie budząc wyszłam ze starego mieszkania.
Zajechałam w znane mi już miejsce. Zajęłam to samo,
niedozwolone parkingowe stanowisko i wysiadłam z auta. Ulica była pusta,
latarnie świeciły rażąc moje oczy. Stary migoczący szyld z napisem „White
Dragon” mienił się w mojej głowie. Przed wejściem zawahałam się przez moment w
obawie, że rozpoznają mnie z ostatniej wizyty. Ale moje zadanie było
ważniejsze.
Wkroczyłam pewnie nie patrząc na boki, mijając zatłoczone
stoliki pełne podejrzanych ludzi. Minęło mnie kilka osób, które mierzyły mnie
złowrogim wzrokiem. Na samą myśl o tym mam dreszcze.
Podeszłam do baru i usiadłam na jednym z czerwonych,
skórzanych krzeseł.
- Jest Maddie? – spytałam barmana, który właśnie rozlewał
całą butelkę do kilku kieliszków.
Cóż za niedbałość. Wylał bardzo dużo alkoholu na ladę nic
sobie z tego nie robiąc. Cholera, brzmię jak mama.
Mężczyzna zerknął na mnie dyskretnie i uśmiechnął się pod
nosem. Dziwak. Skinął głową ukazując duży tatuaż na szyi. Ruszyłam za jego
wzrokiem, po czym wstałam i skierowałam się we wskazane miejsce.
Przy ostatnim stoliku siedziała barmanka ze stadem pijanych,
młodych chłopaków. Śmiali się w niebogłosy. Jeden z nich obmacywał dziewczynę,
która nie czuła się przy tym zbyt komfortowo. Jednym płynnym ruchem zdjęłam
jego rękę z jej uda i powiedziałam:
-Musisz być naprawdę zdesperowany, skoro nie masz lepszych
zajęć jak dotykanie kelnerki w klubie,
żeby się zabawić. Wracaj do szkoły, chłopczyku.
Pociągnęłam koleżankę za rękaw koszuli i wyciągnęłam w
ustronne miejsce nie zważając na zrzedłą minę dzieciaka.
-Dałaś mu do wiwatu! Zawsze pojawiasz się w takich
momentach, Spicy- podsumowała brunetka.
- Nie mów tak na mnie. W sumie, tym razem to tylko zbieg
okoliczności. Mam do ciebie sprawę.
Dziewczyna klasnęła w dłonie i wydała z siebie dźwięk
zażenowania oznaczający „ No oczywiście…”. Nie miałam ani czasu ani ochoty
bawić się z nią w gierki mimiki ciała i zapytałam:
- Co wiesz o gangach w naszym mieście?
Maddeline spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma.
-W co ty się wpieprzyłaś?
- Jeszcze w nic. Dalej nie uzyskałam satysfakcjonującej odpowiedzi,
a mam mało czasu.
- Nie odpowiem, dopóki się nie dowiem, co cię skłoniło do
poszukiwania wiadomości o naszych gangach?
Zrezygnowana osunęłam się po ścianie.
- Słyszałaś o mojej siostrze?- Brunetka przyjrzała mi się
uważnie i przysiadła obok mnie. Pokiwała przecząco głową, więc kontynuowałam-
Została zgwałcona. Udało mi się ustalić, że osoby, które jej to zrobiły, miały
charakterystyczne barwy i znaki na rękach. Podejrzewam jeden z miejskich.
Barmanka rozdziawiła usta, a potem zamknęła je i szepnęła mi
na ucho: Idż do klubu Hell i tam zapytaj o to dziewczynę o imieniu Sky, więcej
nie mogę ci powiedzieć.
Podziękowałam jej i wybiegłam z lokalu. W GPS’ie wpisałam
nazwę, którą wcześniej podyktowała mi koleżanka i ruszyłam we właściwym
kierunku.
Cóż, w porównaniu do tamtej, ta ulica była pełna życia.
Złowrogiego, ale zawsze. Pod każdą latarnią stała Panna do towarzystwa. Wszystkie
ubrane podobnie. Albo nie, rozebrane podobnie. Wokoło kręciło się kilka grupek
wytatuowanych chłopaków. Zauważyłam na jednym z budynków napis „Hell” i
odczułam ulgę. Ruszyłam w tamtą stronę. Minęło mnie dwóch chłopaków. Jeden z
nich był drobniuteńki. Typowa afroamerykańska karnacja, duże czarne oczy,
zmarszczone brwi, warkoczyki na całej długości włosów. Miał zieloną chustę tak
jak jego kompan przewiązaną na szyi. Drugi- biały, bezapelacyjnie wyższy,
potężniej zbudowany. Miał kasztanowe loki, zielone oczy i trądzik. Wyglądał na
mniej więcej 20 lat, nie jak jego młodszy kolega. Czarna skórzana kurtka
idealnie opinająca jego ciało dodawała mu do wyglądu więcej mrocznego uroku,
niż można by się tego spodziewać. Obydwaj zmierzyli mnie zdziwieni, ten młodszy
odwrócił się i powiedział:
-Co tu robisz, mała?
Spojrzałam na niego i zauważyłam, że obydwaj przystanęli.
-Smith, zamknij się i chodź- warknął ten wyższy i pociągnął
chłopaka za bandamkę.
-Stul pysk, nie widzisz, że dziewczyna się chyba zgubiła?
Prychnęłam prowokacyjnie i skierowałam się ku melince.
Najwyraźniej murzynek nie uzyskał satysfakcjonującej odpowiedzi, bo pobiegł za
mną i szarpnął za ramię.
-Ogłuchłaś?! – wrzasnął. W jego oczach widać było ogień i
przerażającą chęć do wszczęcia bójki.
-Nie dotykaj mnie – pisnęłam.
-Po co taka dobra dziewczynka przychodzi do tej dzielnicy?
Jego kolega zaczął się niecierpliwić i mruknął:
-Jaden, rusz tu to dupsko, bo zaraz sam się do ciebie
przejdę.
-Cicho, Harry.
-Mam tu swoje interesy do załatwienia- odparłam.
Chłopak obdarował mnie uśmiechem z kolekcji „jeszcze się zobaczymy” i pobiegł za kolegą.
Weszłam do lokalu i rozejrzałam się w poszukiwaniu lady
barowej. Dostrzegłam ją na końcu pokoju i od razu ruszyłam w jej stronę.
Nieciekawy zapach potu i wody kolońskiej mieszał się z tytoniem i dziwnym
zapachem klimatyzacji. Nie było tu tak
tłoczno jak w Białym Smoku, ale z całą pewnością wiele bym dała, żeby zamienić
tych podejrzanych typów na wcześniejszych. Tamci w porównaniu do teraźniejszych
mogliby być wzorowymi studentami.
Usiadłam na krzesełku i zawołałam jednego z barmanów. Po
plakietce wydedukowałam, że ma na imię Kellin. Brawa dla mnie, to na pewno najważniejsze odkrycie, jakiego dzisiaj dokonałam.
-Co podać?- spytał przeczyszczając kufelek od piwa.
Miał czarne, dłuższe włosy, które, jak się wcześniej wydawało,
jednak nie opadały na ramiona. Czarne
oczy wpatrywały się we mnie badawczo, pełne usta wydął w geście niecierpliwości,
na ladzie podpierał się rękoma uwidaczniając liczne tatuaże.
-Szukam Sky.
Chłopak zdziwił się, o czym świadczyły zmarszczki na czole
spowodowane uniesieniem brwi. Spojrzał na dziewczynę stojącą kawałek dalej,
niską, rudowłosą istotę rozmawiającą z odrobinę wyższym chłopakiem o
meksykańskich rysach twarzy i odparł:
-Masz do niej jakąś sprawę? Teraz niestety jej nie ma. Coś
przekazać?
-Właściwie to tak… - mruknęłam wyczuwszy kłamstwo z jego
ust. Z kieszeni spodni wyciągnęłam pomiętą, małą kartkę z rysunkiem. Widniał na
niej ‘rysopis’, który sporządziłam, kiedy Anne opisywała mi tatuaż jednego z
oprawców. Pokazałam mu, a potem dodałam – gang. Niebieskie ciuchy i ten oto
tatuaż na dłoni.
Kellin spojrzał na mnie spod byka, jakbym żartowała. Był
zszokowany. W sumie to mu się ani trochę nie dziwię.
Obok mnie zwolniło się krzesło. Za moimi plecami przemknął
chłopak. Odwróciłam się, bo coś przykuło moją uwagę. Miał naciągnięty na głowę
kaptur, więc nie mogłam się mu dokładnie przyjrzeć, i ręce w kieszeni. Bardziej
jednak zwróciłam uwagę na jego ubrania. Kolor jego ubrań. Były niebieskie.
Ciemnoniebieskie. Obserwowałam go jak zahipnotyzowana, a w moim ciele zaczęło
wrzeć.
-Już… nieważne…- odparłam do barmana, który spoglądał na tą
samą osobę co ja. Zerknął na mnie
zdziwiony i próbował zatrzymać, ale zeskoczyłam z krzesła zanim zdążył złapać
mnie za ramię.
-Hej! Dziewczyno!- krzyknął za mną, ale to zignorowałam.
Ruszyłam za chłopakiem, którego obrałam na cel. Pchałam się
pomiędzy ludźmi byle tylko nie stracić go z oczu. Zdenerwowana wyszłam z baru i
od razu skręciłam w prawo. Niebieski szedł sam, mozolnie stawiając kroki.
-Hej maleńka- powiedział ktoś, kto mnie dogonił. Wyrwał mnie
z obmyślania morderczego scenariusza.
Był to ten sam czarnoskóry chłopak co wcześniej.
-Coś tak myślałem, że jeszcze się spotkamy.
-Aha- odparłam wcale go nie słuchając i skupiając się na
obiekcie przede mną. Delikatnie zaczął przyspieszać. Zrobiłam tak samo, tyle,
że najdyskretniej jak tylko mogłam.
-Przychodząc na tę dzielnicę pakujesz się w kłopoty-
powiedział Jaden ze złowrogim błyskiem w oku.
-Daj mi spokój- mruknęłam, a potem dodałam:- bądź cicho.
Chłopak przystanął, po czym prychnął i chyba odszedł, bo nie
dołączył do mnie.
Dziwny dzieciak, dziwna rozmowa, dziwna okolica. Czyli
wszystko się zgadza. Moja przyszła ofiara skręciła w zaułek, w którym było
potwornie ciemno. Ani żywego ducha. „Idiota” pomyślałam. W pewnym momencie
chłopak odwrócił się. Nie widziałam jego twarzy, ale słaba latarnia w oddali
umożliwiła mi przeanalizowanie tego, co właśnie miało się stać. Blask stali oślepił
mnie na momencik. Nóż. Trzymał go w ręku gotów zaatakować. W tym momencie znalazłam
się na straconej pozycji. Na nic mogły zdać się moje lekcje Kung Fu z
podstawówki. Tak pewnie sobie pomyślał. Głupia małolata, która śledzi
uzbrojonego chłopaka w bliżej nieokreślonym celu.
-Czego chcesz?- spytał.
-Rewanżu- odpowiedziałam.
Chyba zrozumiał o co mi chodzi, choć nikłe były szanse by
mnie kojarzył. Najwyraźniej jego grupa miała na koncie niejedną sprawę tego
typu. Ruszył na mnie przestępując z nogi na nogę jak bokser i wymierzył
pierwszy cios. Był bardzo precyzyjny i przemyślany. Pewnie pomyślał „Musi być
praworęczna, bo Noe chowa jej w kieszeni w przeciwieństwie do lewej, jak ją
uszkodzę straci 70% szans”. Chwała mu za strategię, ale najzwyczajniej w
świecie miał pecha. Jestem oburęczna. Odskoczyłam chroniąc prawe ramię, lewą
ręką złapałam jego nadgarstek i z całej siły kopnęłam jego łokieć. Nie zwrócił
na to uwagi i wyciągnął drugi nóż. Jego lewa ręka nie była tak precyzyjna jak
prawa, ale uśpił moje zmysły na tyle, że zdołał zadrasnąć mój policzek, po czym
kopnął mnie w klatkę piersiową. Wpadłam z impetem na blaszany garaż. Na sekundę
zabrakło mi tchu, ale w tym samum momencie musiałam zrobić unik. Gdybym nie
posłuchała zdrowego rozsądku, byłoby już po mnie. „DZIĘKUJĘ CI TATO Z CAŁEGO
SERCA ZA WYSŁANIE MNIE DO MISTRZA SEKIGAWY” pomyślałam w duchu. W stalowej
ścianie pojawiła się ogromna bruzda spowodowana cięciem. Wystraszyłam się nie
na żarty i postanowiłam się ratować. Z tyłu spodni wyciągnęłam podwędzony
kiedyś z kabury porucznika Hanks’a pistolet. Wymierzyłam nim w chłopaka, który stanął
jak wryty. Wystrzeliłam. Jednak mój pocisk obrał inny tor. Poleciał daleko w
chmury. Zszokowana spojrzałam w lewo. Obok mnie stał chłopak w granatowej
kurtce. Miał na twarzy bandamkę tego samego koloru, która prawdopodobnie miała na celu ukryć
bliznę pod okiem. Był opanowany, ręce trzymał kurczowo w kieszeni. Zanim
zdążyłam zareagować kopnął mnie w brzuch. Skuliłam się i odbiłam w prawo, a
wtedy nóż ugodził mnie łamiąc żebra z prawej strony. Nie mogłam nic powiedzieć.
Nie potrafiłam. Skuliłam się jeszcze bardziej, a wtedy spojrzałam na chłopaka
po lewej. Właśnie odbijał się od ziemi i sunąc w powietrzu nakierował na mnie
jedną nogę. Uderzył mnie w kark. Upadłam i poczułam jak tracę świadomość.
Mam nadzieję, że się podoba. Zaczynamy się rozkręcać, co :D.
Martyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz