8.
- Nie mogliśmy się doczekać, aż was spotkamy – mruknął facet
z podstępnym uśmieszkiem na twarzy.
Był odrażający pod każdym względem.
Za nim wyłonił się drugi. Zdecydowanie drobniejszy i niższy.
Był całkiem przystojny. Wyglądał trochę jak Turek albo Pakistańczyk. Ciemna
karnacja, brązowe, puste oczy, dobrze zarysowana szczęka okalana zarostem,
duże, łososiowe usta. Niezbyt wysoki, bardzo chudy z licznymi tatuażami na
rękach.
-Witam, moje drogie panie- mruknął i wycelował we mnie z
pistoletu- nie spodziewałyście się nas?
Sky przełknęła ślinę i spojrzała na mnie, po czym warknęła:
-Malik… nie widzę cię, bo twój burakowaty mięśniak zasłania
cię swoim wielkim cielskiem. Dalej chowasz się za silniejszymi?
Chłopak prychnął i rzucił w jej stronę:
-Uważaj na słowa, kochaniutka.
-Skończ chrzanić i powiedz mi po co tu jesteście.
Facet, który chwilę temu trzymał nóż przy jej gardle kopnął
ją w plecy. Dziewczyna syknęła z bólu.
-Cóż, ostatnio miała miejsce niemiła sytuacja. Zaginął jeden
z naszych. Podobno włączyliście się w sprawę, która nie miała z wami żadnego
związku. Nieciekawie to rozegraliście. Na swoją niekorzyść, oczywiście.
-Wasz człowiek znalazł się na naszym terytorium, więc jasne
jest, że dotyczyło to nas- odcięła się rudowłosa.
-Widzę, że waszym nowym nabytkiem jest chuchrowata lala,
której uratowaliście tyłek, nie mylę się? – powiedział patrząc na mnie z
pogardą.
-Twoje źródła informacji jak zwykle pełne fałszu i kłamstw.
-Zobaczymy. Jax, wiesz co robić.
Kulturysta kiwnął głową i przyłożył Sky do ust ścierkę. Dziewczyna
po chwili wyrywania się opadła na dywan. Chloroform. Cofnęłam się o krok.
-Umiesz mówić, kobieto? – zwrócił się do mnie Malik.
Pokiwałam głową.
-Dobrze, zatem trochę się zabawimy.
Jego podwładny podszedł do mnie. Cofnęłam się jeszcze
odrobinę i upadłam. Mięśniak zaczął się śmiać. Tak odrażająco, że miałam
dreszcze. Złapał mnie za włosy i pociągnął w górę. Kopnęłam go w brzuch, ale
ani drgnął. Przyłożył mi do ust chustkę. Próbowałam się ratować. Wstrzymałam
oddech, wbiłam paznokcie w jego ramię tak, że delikatnie puścił moje włosy,
wtedy czułam się trochę oswobodzona, więc kopnęłam go w krocze. Jak facet
zwijał się z bólu podbiegł Malik i tak mocno przycisnął mi do nosa materiał z
chloroformem, że powoli straciłam równowagę i upadłam. Widziałam jeszcze przez
chwilę, jak Jax wstaje i poczułam ostry ból. Kopnął mnie w brzuch. Potem
widziałam już tylko jak zbiera Sky z ziemi i straciłam przytomność.
Ciemność jest dobra. Przyjemna. Kojąca. Mogłabym spędzić tak
wieczność. W bezruchu. Bez zmartwień. Bez wszechobecnego niebezpieczeństwa. Bez
bólu. Bez strachu. Kiedy trwałam w tym względnym złudzeniu usłyszałam głos,
który mnie wzywał. „Jackie, Jackie!” wołała jakaś kobieta. Jej ton nie był
jednak miękki i kojący. Był gwałtowny, zdesperowany.”NIE! NIE! NIE! PROSZĘ!”
krzyczałam w myślach.
Ocknęłam się.
Chciałam wstać, ale uświadomiłam sobie, że siedzę. Że jestem
przywiązana do krzesła. Światło małej żarówki nie dawało więcej obrazu niż na 3
metry kwadratowe. Obok mnie siedziała Sky. Była zapłakana tusz spływał jej po
policzkach Spojrzałam na nią otępiale. Jej głowa skierowana była w dół.
Szlochała.
-Jackie- szepnęła- nie chcę być tu sama, proszę, obudź się…
Poczułam się okropnie. Co tu się właściwie działo? Dlaczego
Sky płakała?
-Nie śpię, skarbie – szepnęłam i szarpnęłam krzesłem tak, że
uniosłam się i podskoczyłam bliżej przyjaciółki. Tak. Przyjaciółki.
Ona odwróciła głowę w moją stronę.
-Jackie, wybacz mi. Nie mogłam nic zrobić…
Uniosłam brwi do góry.
-Co się stało?- spytałam.
Chciałam ją przytulić. Tak bardzo, że od pocierania rękoma o
sznur zrobiłam sobie rany. Krew zaczęła spływać po moich nadgarstkach, palcach
i kapać na podłogę.
-Sky, CO SIĘ STAŁO? – ponowiłam pytanie.
Jej wzrok był pusty.
Po jej policzku spłynęła kolejna fala łez.
-Ten jeden… on cię rozpoznał. Ten co cię prawie zastrzelił
tamtej nocy. On cię rozpoznał. Nie pamiętasz tego? Krzyczałam, ty też
krzyczałaś, prosiłaś. Nie pamiętasz?
Uświadomiłam sobie, że moje krzyki w urojonej ciemności były
prawdziwe, że tamta kobieta to Sky.
-Nie pamiętam…- stwierdziłam.
-Oni… zrobili ci to… na moich oczach… przyjdą tu zaraz.
Przepraszam. Starałam się, ale… nie pozwolili mi dalej krzyczeć.
Zdałam sobie sprawę z tego co chwilę temu miało miejsce. Nie
będę mówić o tym głośno. Zaczęłam się trząść, ale musiałam się uspokoić, bo
usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Kilka osób weszło do pokoju.
-Widać, że się obudziła nasza droga koleżanka- Malik wszedł
w obszar, w którym mogłam go zobaczyć. Za nim stanęło dwóch chłopaków.
Niższych, ale trochę potężniejszych niż on. Obydwaj byli ubrani na granatowo z
chustami zawieszonymi na nosach.
Mulat podszedł do mnie i pogłaskał po policzku.
-Nie dotykaj jej! – warknęła Sky.
-Kochana, chciałabyś, żebyśmy zapewnili ci taką samą
rozrywkę jak blondyneczce chwilę temu? Zamknij się.
-Nie boję się was! – krzyknęła.
Jeden z bocznych Malika podszedł do niej i przejechał jej
nożem po policzku.
-Czy teraz będziesz cicho? Mamy znowu zrobić ci krzywdę?
ZNOWU? Spojrzałam na Sky ukradkiem. Na rękach miała mnóstwo
fioletowych siniaków i cięć. Były prawie całe we krwi.
-Zostaw ją. Czy to nie o mnie ci chodzi? Zabicie tego
dzieciaka było dla mnie czystą frajdą- mruknęłam do niego by odwrócić uwagę.
Chłopak przekrzywił głowę i spojrzał na mnie z nienawiścią.
Uderzył mnie w twarz. Poczułam pieczenie na policzku. Z tylnej kieszeni
wyciągnął duży nóż i przejechał nim po mojej nodze. Rozciął mi nogawkę i
przebił skórę.
-Sprawię, że cała wasza krew wypłynie na tą podłogę.
Z cienia wyłoniła się dziewczyna. Granatowe szorty, stanik,
na niego narzucona siatkowana koszulka. Na szyi granatowa bandama. Tlenione
blond loki do ramion, upudrowana twarz i niebieskie, fałszywe oczy.
-Zobacz, Jackie, ta blondzia chyba zderzyła się z tirem
Astor’a- zadrwiła Sky.
Zaczęłam się śmiać. Wyprowadziłyśmy ją z równowagi. Przechyliła
głowę i podeszła najpierw do Sky, potem do mnie. Po kolei wbijała nam swoje
naostrzone obcasy w żebra. Potem wróciła do mulata i wtuliła się w niego.
-Co z nimi zrobimy, skarbie? – spytał blondynkę i pocałował
ją agresywnie w usta.
-Hmmm… nasze pieski ostatnio nie wychodziły do portu-
uśmiechnęła się do niego- ale trzeba się upewnić, że nasze drogie dziewczynki
nie wywiną numeru. Co powiesz na to bym chwilę z nimi została sam na sam?
-Oczywiście, to my już wyjdziemy, chodźcie chłopaki-
pokierował mulat i wyszedł.
-Sam na sam to znaczy jeden na jednego, ty pusta formo
życia- skomentowała ją Sky.
Nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam.
-Zaraz nie będzie ci do śmiechu. Odwdzięczę ci się za
zabicie jednego z naszych.
-Wiesz chociaż jak miał na imię?- zadrwiła rudowłosa.
Matko, co za nieulękniona kobieta.
Dziewczyna z kieszeni spodenek wyciągnęła kastet, nałożyła
na palce i z całej siły przyłożyła mi w klatkę piersiową. Splunęłam krwią.
Sky oberwała kopniaka w głowę.
-Dalej będziecie takie cwane?- spytała uśmiechając się
podle.
-Rozwiąż mnie, to skopię ci dupę ty pusta szmato- warknęła
Landon.
Zaczęłam gorączkowo kombinować, by wyplątać się z więzów.
Wpadłam na pewien pomysł. Postanowiłam odczekać, aż blondynka opuści pokój.
Dziewczyna jednak nie dawała za wygraną i wyryła mi żyletką
na ramieniu demona. Znak ich gangu. Ze Sky zrobiła do samo. Po chwili
odpoczynku podeszła do mnie i z całej siły przywaliła mi w oko. Odwróciłam
głowę. Całe moje ciało się trzęsło.
Usłyszałam pisk przyjaciółki jak przyłożyła jej żyletkę do
policzka i narysowała to samo co na ramieniu. Jak podeszła do mnie naplułam na
nią. Oberwałam kolejny raz w twarz i poczułam potworne pieczenie na twarzy.
-Ty… ty… zemszczę się – wydukałam przez zęby.
-Nie będziesz miała okazji, złociutka. Dzisiaj otrzymałyście
wyrok. Zginiecie nad ranem- odparła.
-Tylko ją tknij jeszcze raz to wydłubię ci oczy!- krzyknęła
Sky i odepchnęła się do tyłu. Upadla na podłogę roztrzaskując tylne nogi krzesła.
Przeturlała się tak, że była twarzą do ziemi, po drodze łamiąc kolejną podporę
mebla. Oparcie odpadło uwalniając jej ręce. Uwolniła się tak szybko, że
blondynka przyglądała się temu dezorientowana. Nie wiem jak Sky czytała w moich
myślach, ale zrobiła to dokładnie jak ja chciałam. Wstała ze związanymi rękoma
i przyłożyła blondynce głową. Podeszła do mnie szybko od tyłu żebym ją
rozwiązała. Obolałe dłonie odmawiały posłuszeństwa. Plątałam linę tak bardzo,
że zdarłam opuszki palców. Uwolniłam ją. Potem ona uwolniła mnie. Nasza
oprawczyni leżała na ziemi nieprzytomna. Wyciągnęłam żyletkę z jej dłoni i na
jej czole wyryłam bardzo widoczny napis „SBTV”, po czym kopnęłam ją w brzuch.
Sky napluła na blondynkę i szepnęła: -Uciekajmy.
Otworzyłyśmy drzwi i zostałyśmy oszołomione. Obie
straciłyśmy przytomność.
Ocknęłam się przed Sky. Byłam cała we krwi od poprzednich
męk w ciemnym pokoju. Czułam słoną morską wodę. Znajdowaliśmy się nad portem.
Opuszczonym. Noc spowiła horyzont. Wszędzie słyszałam startujące motory.
Usiadłam na betonie. Zatrzęsłam się z zimna. Rozejrzałam się wokół. W kręgu
okalając nas było pełno ludzi. Ludzi poubieranych na granatowo. Krzyczeli. Nie,
wrzeszczeli. Gwizdali. Podeszłam do Sky na czworaka i położyłam jej ciało na
sobie. Nie chciałam, żeby się wyziębiła. Nad nami pojawił się Malik. Kopnął
mnie w twarz. Za nim stała Perrie. Czyżby ścięła grzywkę? Zakrywała cale jej
czoło. Pomimo bólu na całym ciele włącznie z twarzą zaśmiałam się szyderczo:
-Jak tam czółko, kochana?
-Zamknij się, szmato- warknął mulat- zaraz tego pożałujecie.
Rudowłosa otworzyła oczy.
-Gdzie my jesteśmy? – spytała ochryple.
-Nie wiem- wydyszałam i poczułam jak łza spływa mi po
policzku- Sky… Tak bardzo cię przepraszam. Za wszystko.
Dziewczyna usiadła obok mnie i złapała moją twarz w dłonie.
Wzdrygnęłam się i podskoczyłam. Moje ciało dzisiaj zbyt
wiele wycierpiało.
-Wyjdziemy z tego, Jackass. Obiecuję!- powiedziała
rozglądając się dokoła.
Coś przykuło jej uwagę. Rozdziawiła usta. Spojrzałam w tamtą
stronę. Tłum zaczął się rozrzedzać. Z trzech stron nadeszli silni mężczyźni z
łańcuchami. Na końcu tych metalowych sznurów były psy. Warczały przerażająco.
Piana leciała z ich pysków. Szczekały wygłodniale patrząc na nas.
Mulat wyszedł na środek kręgu stając przy nas:
-Drodzy Blue Devils! Nadszedł dzień sądu! Od dzisiaj Zieloni
zaczną się nas bać. Od dzisiaj wojna rozpocznie się na dobre. Ale wygrana leży
po naszej stronie. Jest nas więcej. Jesteśmy silniejsi. W naszych rękach leży
życie Sky Landon. Największej rozbójniczki SiBiTiVi. Niech ziemia zadrży, kiedy
ostatnia kropla jej krwi uleci z jej ciała na tym tu betonie. Niech nasze psy
wrosną w siłę oddając ją nam by wybić wszystkich Zielonych i całe ich rodziny.
Niech cały świat zacznie się bać naszej potęgi!
Wszyscy zaczęli krzyczeć i wiwatować.
-Potwory- syknęłam wstając.
Sky zrobiła to samo, a potem powiedziała tak, by wszyscy
usłyszeli:
-Blue
Devils. Nigdy nie dogonicie siłą Sirens Behind The Veil! Jesteście tylko
naszym pokarmem. Jemy was na śniadanie. Tak jak to zrobiliśmy z małym Kaspar’em
Hollywood’em!
Blondynka spojrzała na nią i chciała podejść, żeby ją
uderzyć, ale tego nie zrobiła. Tłum zaczął gorączkowo uciekać w różne strony.
Kilka osób zniknęło pod kołami ogromnego Hammera. Z niego wyskoczyły 4 osoby w
zielonych bandamach. Moje ciało napotkało opór. Otrzymałam potworny cios w
kręgosłup, nie mam pojęcia czym. Upadłam na kolana i zaczęłam pluć krwią.
Usłyszałam strzały. Podniosłam głowę. Nade mną i Sky rozpoczęła się bitwa.
Malik i jego dziewczyna zniknęli. Rozpoznałam Alexis i Molly, które kryjąc się
za drzwiami auta strzelały do Blue Devili.
-Jest ich zbyt wielu!- krzyknęła jedna do drugiej.
Sky od jednego z naszych otrzymała Glock’a i również zaczęła
strzelać. Jeden z niebieskich po otrzymaniu kulki w żebra spadł z krawędzi do
morza. Wstałam ciężko dysząc. Pod moimi nogami znalazł się mały pistolecik.
Jeden z zakapturzonych sprzymierzeńców stanął na dachu auta wyszukując Malik’a.
Prawdopodobnie.
Spojrzałam w prawo. Jax, ten mięśniak wyszedł z tłumu
panikujących niebieskich ze spluwą w ręku. Celował we mnie. Stałam jak wryta czekając
na śmierć. Po moim policzku spłynęła łza. Usłyszałam strzał. Kule leciały
prosto na mnie. Otrzymałam jednak tylko jedną. W ramię. Pod moimi stopami leżał
Oliver. Jego ciało drżało. Patrzył na mnie ciepło i wysyczał:
-Nie mogłem mu pozwolić.
Uklękłam przed nim i zaczęłam gorączkowo tamować krew. Ujrzałam
Sky, która biegiem puściła się w naszą stronę. Kilka ostatnich centymetrów
przejechała do nas na kolanach zdzierając je sobie doszczętnie ze skóry.
Złapała go za głowę i usadowiła na swoich kolanach. Łzy pojawiły się w jej
oczach tak nieopanowanie, że nawet tego nie zauważyła:
-Skarbie! Ty nie umierasz! Nie pozwalam Ci! Oliver, powiedz
coś. Nie możesz teraz odejść! Potrzebuję cię!- krzyczała. Jej jęki przykuły
uwagę wielu osób.
Chłopak tylko spojrzał na swoją ukochaną i stracił
przytomność.
-Nie zostawimy go. Sky, Bierzemy go do Suarez’a! –
wrzasnęłam, ale chyba do niej nie dotarło.
Zaczęła zawodzić w niebogłosy. Ocuciłam ją uderzeniem
otwartą dłonią w policzek.
Złapałam rękę Oliver’a i przerzuciłam sobie przez ramię.
Płomiennowłosa zrobiła to samo. W drugą rękę chwyciłam pistolet i strzelałam na
oślep. Podeszłyśmy do auta osłaniane przez dwie blondynki. Wpakowałyśmy Sykes’a
na tylne siedzenia. Landon uklękła przy nim i starała się zatamować krew. Molly
i Alexis wskoczyły do bagażnika, ja do przodu na miejsce pasażera. Na siedzeniu
kierowcy znajdował się Nate. Odpalił samochód i z piskiem opon ruszyliśmy.
-Co zrobimy jak pojadą za nami? – spytałam przyciskając
ramię, żebym nie straciła zbyt dużo BRH-.
-Samochód jest kuloodporny – odparł Nathaniel.
Jak dotarliśmy do leśnej willi wszyscy na nas czekali.
Harry, Kellin, Tonny i Jaime zabrali Oliver’a do doktorka. Sky pobiegła za
nimi. Usiadłam na podłodze w salonie żeby nie zabrudzić kanap. Kiedy wszyscy
dołączyli do mnie wchodząc do pokoju Mike zamarł.
Podbiegł do mnie i zawołał do reszty:
-Przynieście pensetę, igłę, nitkę, alkohol i resztę
potrzebnych rzeczy! Matko, kochana, co tam się działo?
Spojrzałam na niego otępiała. Zaczęłam płakać.
-Ratujcie Oliver’a. Błagam.
-Oliver jest w dobrych rękach. LOLA ONA MA RANĘ POSTRZAŁOWĄ
RUSZ TU TEN ZADEK BO NAM UMRZE NA PODŁODZE! Jak dużo krwi straciłaś?
-Dużo. Sky też. ZAJMIJCIE SIĘ SKY! NATYCHMIAST!- oburzyłam
się i odepchnęłam ich od siebie- SKY! SKY! Ratujcie Sky i Oliver’a!
-Ciiii- uspokajał mnie Nate. Wtulił mnie w siebie – oni są w
dobrych rękach. Vic i Alexis znają się na opatrywaniu ran, są z Landon i już
jej pomagają. Daj też pomóc sobie.
-Nie!- wrzasnęłam- Nie dotykaj mnie! – wstałam i zbiegłam do
piwnicy.
Sky siedziała na ławce w korytarzu. Nad nią klęczał Vic i
Alexis zszywała jej policzek.
-Oliver, Oliver… - mruczała patrząc w podłogę. Na kafelkach
było pełno krwi zmieszanej z jej łzami.
-Prosiłam ich, żeby cię opatrzyli!- wrzasnęła Alex ujrzawszy
mnie w takim stanie.
-Ja się nią zajmę- powiedział Vic i stanął nade mną –
spokojnie, kochanie, poboli tylko przez chwilę- zaczął mi się przyglądać, po
czym zbladł i spytał:
-Lexi, jak się wyjmuje kulę?
-KULĘ?!
-Jackass dostała w ramię.
Po wszystkim, drapałam się po policzku. Oko
najprawdopodobniej było fioletowe. Siedziałam na ławce ze Sky. Majaczyła coś do
siebie. Przytuliłam ją i szepnęłam:
-Wybacz mi.
Dziewczyna spojrzała na mnie i jakby oprzytomniała:
- Od kiedy się tu przypałętałaś, co chwila ktoś z naszych
obrywa, żeby cię ratować. Wszyscy skoczylibyśmy za tobą w ogień, czego
przykładem jest... Jest Oli. I wiesz co? Powinnam cię nienawidzić za to, że on
teraz walczy o życie, a ciebie nawet nie drasnęło. Ale nie umiem, bo jesteś
jedną z nas. Jesteś naszą siostrą. I jeśli będzie trzeba, to oddam za ciebie
swoje życie.
Obydwie zaczęłyśmy płakać. Pomimo tego wszystkiego, wciąż
miałam jej wsparcie. Cholernie pokochałam tą rudowłosą, pyskatą dziewczynę.
Chwilę potem wyszedł Cris. Przyznam, że pomimo, iż pierwszy
raz widziałam tego faceta na oczy, nie miałam siły ani ochoty mu się
przyglądać.
Wyszedł tylko i powiedział, kierując słowa do nas obydwu:
-Sykes to silny chłopak. Ale miał też wiele szczęścia. Żadna
kula nie weszła na tyle głęboko by uszkodzić jego serce. Dojdzie do siebie.
Cóż, ósemka za nami :)
Martyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz