9.
-Śpisz?- spytał Vic wchodząc do pokoju.
Chwilę temu przebrana w stary, czarny t-shirt z logo jednego
z ulubionych anime, czarne spodenki w czerwoną kratę i frotowe, czerwone
skarpety ocierałam swoją skórę nawilżoną chusteczką stercząc przed lustrem.
Odwróciłam się do niego plecami.
-Jackie, chcemy żebyś zeszła na dół.
-Ale ja nie zejdę.
Chłopak podszedł do łóżka i pogłaskał moje ramię.
-NIE DOTYKAJ MNIE!- wzdrygnęłam się i odskoczyłam. Usiadłam
na łóżku kurczowo przytulając kolana do piersi.
-Jaskass… Nigdy, przenigdy nie zrobię ci krzywdy. Wiem,
przez co dzisiaj przeszłaś.
-Nie, nie wiesz. Nigdy nie zostałeś zgwałcony-załkałam.
Znowu łzy. Czy nie za dużo ich jak na … no nie wiem… CAŁE ŻYCIE?
-Lola zabije mnie jak cię nie przyprowadzę.
-Kupię ci ładną wiązankę na pogrzeb.
Chłopak zaśmiał się po czym wziął mnie na ręce.
-Błagam, zostaw mnie. Nie dotykaj, boję się- wyjęczałam
przez łzy.
-Nic ci nie zrobię, obiecuję. Jesteś ze mną bezpieczna.
Zaufałam mu. Zniósł mnie po schodach. W salonie była Lola,
Sky, Nate, Mike, Alexis, Molly i Kellin.
Vic posadził mnie na fotelu z dala od reszty i sam usadowił
się na oparciu.
-Gdzie pozostali?- wydukałam.
-Tony i Jaime pracują przed komputerem. Szukamy kryjówki, w
której byłyście przetrzymywane… - odparła Lola. Na samą myśl zaczęłam drżeć-
Sky, skończyłaś na tym co się działo jak się przebudziłaś.
-Tak, wtedy przyszło kilku z nich. Ten blondyn z akcji rok
temu- Horan, Tomlinson, Payne, Jax, Malik i kilku nowych. No i Tomlinson
rozpoznał Linton z tamtej akcji. To był on. To on chciał strzelić jej w głowę
tamtej nocy. Była dalej nieprzytomna, to się do niej dobrali- wydukała- nigdy
nie widziałam niczego potworniejszego.
Ukryłam twarz w dłoniach. Gorączkowo szukałam po kieszeniach
spodenek papierosów. Cale szczęście miałam je przy sobie.
Wyciągnęłam jednego włożyłam do ust i już miałam iść na
dwór, kiedy Lola powiedziała:
-Zostań w środku, przynieś jej ktoś popielniczkę - Nate
wstał i poszedł do kuchni, po czym wrócił ze szklanym naczynkiem i usiadł przy
mnie na fotelu obejmując ramieniem. Vic uradowany wolnym miejscem pohasał na
kanapę i wskoczył na nią jakby była tym, co daje mu szczęście.
-Nie dotykaj… -powiedziałam do Nathaniel’a, ale ten mi
przerwał:
-Nie zrobię ci krzywdy, przysięgam.
Westchnęłam głęboko i włożyłam tytoń do ust.
-Ta żeńska płeć psa, Perrie udawała siłacza, kiedy byłyśmy
przywiązane. To ona zrobiła nam te paskudne rysunki na twarzach i ramionach. To
ona kastetem podbiła oko Jackass- kontynuowała rudowłosa- ale Jackie i ja
dałyśmy jej do wiwatu. Rzuciłam się z krzesłem na ziemię łamiąc je i sprzedałam
jej z bańki. Uwolniłyśmy się z Linton, nasza blond anarchistka wzięła żyletkę i
wyryła jej SiBiTiVi tak mocno, że chyba nie ma już biedna skóry na czole, co
nie, kochana?
Uśmiechnęłam się do niej.
-Złapali nas podczas ucieczki. Jak się ocknęłam na ziemi w
porcie myślałam, że już po nas i…
-Który z nich mnie zgwałcił?- przerwałam jej.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze współczuciem.
-Malik… i Tomlinson…
-Zabiję ich- mruknął Nate.
Spojrzałam na niego zszokowana. Jego oczy znowu były puste,
jak tamtej nocy. Ścisnęłam jego rękę co przywołało go do porządku.
-Ja zabiję Perrie- warknęłam.
-A ja zamorduję Jax’a- dodała Sky.
-Potem ustalimy kto kogo sprzątnie. Teraz powinniśmy
nacieszyć się tym, że wyszłyście z tego cało- przerwała Lola.
-Cało to pojęcie względne- pokreśliłam.
Spojrzałam na cięcia i siniaki na rękach i nogach. Podeszłam
do lustra, żeby obejrzeć twarz. Na lewym policzku widniała szkaradna szrama z
wizerunkiem Blue Devils. Pod prawym okiem miałam jeszcze bardziej widoczny
znak. Zielono- fioletowo-czerwony ślad układający się w ząbki kastetu. Na
szczęście dziewczyna nie potrafi celować, bo prawdopodobnie byłabym teraz
ślepa.
Usłyszałam swoją melodię, oznaczającą połączenie.
Pobiegłam pędem do góry i oddzwoniłam na numer siostry.
Schodziłam po schodach i usłyszałam jej głos.
-Jackass…
-Słucham?
-Może przyjedziesz do nas na weekend?
Zbladłam. Nie mogłam pokazać się im w moim obecnym stanie.
-Wiesz… niezbyt dobry pomysł- odkaszlnęłam teatralnie- ostatnio
coś mnie bierze i nie chcę zarazić dziewczynek. Ale obiecuję, że was odwiedzę
niedługo.
-Wiem, że jest późno, ale wcale się nie odzywasz. Martwimy
się.
-Jestem po prostu… zajęta.
-Okej, dobranoc.
-Dobranoc.
Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco. Spojrzałam na nich ze
łzami w oczach. Co za mięczak ze mnie.
-Co jest? – spytała Sky zatroskanym głosem.
-Dzwoniła siostra. Chcą się ze mną widzieć.
-Dlaczego ją okłamałaś?
Oburzyłam się.
-JAK TO DLACZEGO? Moja twarz wygląda jakby wpadła do
niszczarki!
Rudowłosa podniosła ręce w geście rezygnacji z dalszej
wymiany zdań.
Skryłam się w kącie fotela odsuwając się od Buzzolic’a i
owinęłam kolana dłońmi. Dalszą część spotkania przemilczałam. Kiedy wszyscy się
rozeszli zostałam sama i biłam się z myślami. W natłoku myśli wyciągnęłam
telefon i wystukałam sms’a do starszej siostry o dosyć zastanawiającej treści:
„Spodziewajcie się nas na dniach”. Wyrzuciłam komórkę w kąt i spojrzałam przed
siebie.
Odskoczyłam jak poparzona.
-Mike! Jezu! Nie strasz mnie!
-Spokojnie, skarbie- powiedział odpalając papierosa.
Siedzieliśmy w milczeniu. Nagle poczułam niemiłosierną
potrzebę wygadania się komuś. Komukolwiek.
-Michael…
-Co jest?- spytał klękając nade mną.
Słowa z moich ust zaczęły wypływać niczym piosenka.
-Chciałam ich powstrzymać, sama, ale było ich więcej… A
Malik… on jest większy ode mnie, wyższy ode mnie i jest starszy ode mnie i
silniejszy ode mnie i presja, którą wywierał na mnie tłum i życie Sky położone
na szali. Czuję się jak słabeusz, jakbym nie mogła sama sobie z niczym
poradzić. Czuję, że jedyne co potrafię to płakać.
Mike na to położył dłoń na moim kolanie. Ale tym razem nie
wzdrygnęłam się. Nie bałam. To wszystko… po prostu zniknęło. Stałam poddając
się hipnozie jego czekoladowych oczu.
- Spójrz, nigdy nie myślałem, że mógłbym przejść przez
ogień. Nigdy nie myślałem, że mógłbym znieść poparzenie. Nigdy nie miałem siły,
aby wznieść się wyżej, dopóki doszedłem do sytuacji bez wyjścia… I po prostu
nie było powrotu, kiedy moje serce znalazło się pod ostrzałem zacząłem walczyć. Więc teraz mam świat w swojej dłoni.
-Czyli co muszę zrobić?
-Przestać płakać, a zacząć
walczyć. W przeciwnym razie zginiesz.
Zatrzasnęłam drzwi auta za sobą i podeszłam do drzwi. To
była długa droga. Zabrałam ze sobą Nathaniel’a, który od wczoraj nie odstępował
mnie na krok, Sky oraz Lolę. Reszta miała swoje zadania i zajęcia, które nie
cierpiały zwłoki. Costa okazała się być prawdziwym mistrzem w dziedzinie
makijażu. Co prawda przez cały czas miałam ochotę zdrapać z siebie pudrową
maskę, wiedziałam, że nie mogę. W innym wypadku moja rodzina będzie mogła
podziwiać moje rany.
Nate złapał mnie za rękę i ścisnął ją mocno przywołując mnie
na ziemię.
-Nic nie widać? – spytałam próbując przejrzeć się w
szklistym kwadraciku w drzwiach.
-Nie- pokręcił głową – wyglądasz pięknie.
Uśmiechnęłam się do niego niepewnie.
Drzwi otworzyła Lauren i od razu rzuciła mi się na szyję.
Podniosłam ją i okręciłam wokół mojej własnej osi.
-Jackie! Jackie!- wyśpiewała dziewczynka chowając twarz w
moim ramieniu.
Po chwili zmierzyła wzrokiem moich przyjaciół. Postawiłam ją
na ziemi, a ta pochylając głowę i nie spuszczając wielkich oczu z Nate’a
cofnęła się o krok.
-Hej Lauren, jestem Nathaniel- odparł chłopak uśmiechając
się do niej ciepło i wyciągając zza placów misia, który był niewiele mniejszy
od dziewczynki.
Blondyneczka pisnęła tupiąc nóżkami w miejscu i wtuliła się
w pluszaka, po czym odparła:
-Jesteś chłopakiem mojej siostry? Jesteś bardzo ładny.
Zaczerwieniłam się delikatnie i potrząsnęłam głową by ukryć
twarz za wachlarzem włosów.
-To twoja siostra Jack? Matko, jaki z niej słodziak!-
przerwała Sky za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.
Weszliśmy do domu. Sophie od razu złapała wspólny język z
Lolą. Fakt, moja siostra jest fryzjerką i kocha nietuzinkowe pomysły, a zielonowłosa
wprawiła ją w niemałą euforię. Anne siedziała w fotelu wymachując nogami w
powietrzu, kiedy przywarłam do niej tak mocno, że gwałtownie wzięła oddech,
kiedy już ją puściłam.
-Jak matka? – spytałam dziewczyny jak już wszyscy
rozgościliśmy się w salonie.
-Mam się dobrze- odparła kobieta wchodząc do salonu z tacą
ciasteczek.
Oniemiałam.
ONA MÓWI?!
Dobra, to było głupie, ale ostatnimi czasy bardzo rzadko się
odzywała. Czyżby mieszkanie ze mną zduszało ją w sobie, a pomoc ze strony
Sophie pozwalała jej rozkwitnąć?
Miała nieco zapadnięte oczy i wypłowiałe włosy, ale
najważniejsze było to, że po odstawieniu przekąsek od razu zbliżyła się do mnie
i przytuliła. Byłam nieco zdezorientowana i dopiero po chwili oddałam uścisk
owijając się matczynym kokonem. Brakowało mi tego od kilku dobrych lat.
Jednak największym szokiem było dla mnie to, że nie czułam
od niej alkoholu.
-Nie piję odkąd tu mieszkam- przyznała mi na ucho.
-To dobrze- odparłam.
Uśmiechnęłam się do Sky z nadzieją, że zrozumie.
Tak, opowiadałam jej o mamie.
Po jej wyrazie twarzy widać było, że zorientowała się o co
chodzi. Podniosła kciuki w górę.
Odkleiłyśmy się od siebie i zajęłyśmy miejsca.
Rozmawialiśmy w sumie o wszystkim.
Anne ułożyła się przy mnie jak kociak i oparła się głową o
moje ramię. Tak, że jej włosy ocierały się o mój policzek.
Tak. Policzek.
Odskoczyłam gwałtownie przypominając sobie o delikatności
dzieła Loli. Anne spojrzała na mnie zdziwiona. Po chwili zdziwienie ustąpiło
miejsca przerażeniu. Dziewczynka odskoczyła, przez co spadła z kanapy. Wskazała
palcem na mój policzek i wycedziła:
-Diabeł! MASZ NA POLICZKU DIABŁA!- blondynka zaczęła dławić
się łzami- Dlatego nie chciałaś przyjechać?! Jesteś jedną z nich?!
Lola drgnęła w miejscu.
Zerwałam się na równe nogi, podbiegłam do siostry i
chwyciłam ją za ramiona.
-Spójrz na mnie- syknęłam.
Zero reakcji.
-Anne, spójrz na mnie- ponowiłam.
Nic.
-Nigdy, przenigdy nie zostałabym jedną z nich. Musisz mi
zaufać.
Dziewczynka dalej na mnie nie patrząc warknęła:
-To dlaczego masz ich znak na twarzy?
Spojrzałam na Sky i Lolę. Zmarszczyłam czoło w zdziwieniu
interpretując co oznacza ich kiwanie głową.
-Czysty przypadek, jakaś dziewczyna uderzyła mnie czymś w
barze. Była pijana. Chyba był to pierścionek- skłamałam.
-Dlaczego cię uderzyła?
-Bo była pijana i nad sobą nie panowała. Pewnie mnie z kimś
pomyliła.
-Oddałaś jej?
-Nie skarbie, nie hańbię się przemocą.
To zdanie najtrudniej było mi
wypowiedzieć.
Wieczorem siedziałam sama na ganku willi. Sky chwilę temu
poszła do Oliver’a, ale Cris zapewne znowu jej nie wpuścił.
Położyłam się na hamaku, kiedy ktoś wyłonił się z krzaków.
Vic, Jaime, Tony, Kellin, Harry i Nate wracali ze strzelnicy. Mike obejmował
zmianę w barze razem z Lolą. Chłopcy zatrzymali się przed wejściem i żegnali
mnie z uśmiechem znikając w budynku. Nate postawił krok za próg i krzyknął:
-Zaraz do was dołączę, chłopaki!
Na co odezwał się Kellin:
-Tylko nie róbcie tego na dworze, bo zmarzniecie!
Zaśmiałam się marszcząc nos i siadając na zachwianym
materiale. Buzolic dołączył do mnie jak zawsze odbierając mi przy tym
równowagę. Złapał mnie za ramię, żebym nie spadła.
-Czemu siedzisz sama?
-Lubię być sama… czasami.
Chłopak prychnął pod nosem. Szturchnęłam jego ramię swoim
tak, że stracił równowagę. W następstwie ja również. Zaśmialiśmy się równocześnie.
Nate przygryzł wargę.
-Jak się trzymasz po tym wszystkim?- spytał niepewnie.
-Wiesz… ktoś, kogo niezbyt podejrzewa się o krztę
dojrzałości powiedział, że mam przestać płakać, a zacząć walczyć. W przeciwnym
razie zginę.
-MIKE!- powiedział bez zastanowienia Buzolic.
-Ale z ciebie cham!- skomentowałam.
-Nie, nie, poczekaj. Mi kiedyś powiedział to samo.
-Aha- pacnęłam się w głowę.
-Przeproś.
-Co?- zakpiłam- Za co?
-Co?- zakpiłam- Za co?
-Za nazwanie mnie chamem.
-Chyba śnisz!
Nate zaczął mnie łaskotać, więc w napływie paniki zaczęłam
gorączkowo wymieniać literki.
Kiedy przestał mogłam zacząć swobodnie oddychać. Wtedy
wyprostował się i spojrzał na mnie przelotnie, po czym ponownie odwrócił wzrok.
Zaczął nucić jakąś melodię stukając palcami o kolana do rytmu, po czym dołączył
słowa:
I need you right here, by my
side
You're everything I'm not in my life.
We're indestructable, we are untouchable
Nothing can take us down tonight
You are so beautiful, it should be criminal
that you could be mine.
And we will make it out alive
I'll promise you this love will never die!
No matter what, I got your back
I'll take a bullet for you if it comes to that
I swear to God that in the bitter end
We're gonna be the last ones standing
You're everything I'm not in my life.
We're indestructable, we are untouchable
Nothing can take us down tonight
You are so beautiful, it should be criminal
that you could be mine.
And we will make it out alive
I'll promise you this love will never die!
No matter what, I got your back
I'll take a bullet for you if it comes to that
I swear to God that in the bitter end
We're gonna be the last ones standing
Patrzyłam wtedy na niego
zdumiona, próbując nie okazywać szoku w jakim byłam. Nie miał najpiękniejszego
głosu na świecie, ale był taki… hmm… kojący.
Kiedy skończył, spojrzał na mnie
i wzruszył ramionami:
-Więcej nie pamiętam – podrapał
się w tył głowy i ukazał szereg białych zębów.
Mimowolnie położyłam głowę na jego
kolanach i zamrugałam zalotnie, by zaśpiewał coś jeszcze.
Nic nie mówiąc uśmiechnął się
zawadiacko i zaczął:
You’ve got that smile,
That only heaven can make.
I pray to God everyday,
That you keep that smile.
That only heaven can make.
I pray to God everyday,
That you keep that smile.
***
One day when the sky is falling,
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
Nothing will ever come between us,
'Cause I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
Nothing will ever come between us,
'Cause I’ll be standing right next to you,
Right next to you.
Leżałam tak I nawet nie
zauważyłam kiedy skończył.
-Czyżbyś śpiewał to mi z
premedytacją, Nate? – pomyślałam na głos.
Speszył się.
-Mhm- mruknął.
Usiadłam i odsunęłam się od
niego.
Co ja robię? Co się dzieje?
Spojrzałam na delikatnie
zachmurzone niebo i starałam się nie myśleć o niczym. Zamknęłam oczy, po czym
gwałtownie je otworzyłam.
Dlaczego nie?
Jednak sama zbyt wiele nie
musiałam robić. Złapałam Buzolic’a za kark i przysunęłam do siebie. Złączyliśmy
swoje usta. Tym razem było to z mojej inicjatywy, więc brunet poczuł się pewnie
i naparł na mnie tak, że upadłam na hamak, który zachwiał się mocno powodując
upadek chłopaka tuż obok mnie. Zaśmialiśmy się i postanowiliśmy potkwić chwilę
w bezruchu obserwując nocne zjawiska.
Następnego wieczora zabrałam się
z resztą SiBiTiVi na wieczór karaoke.
Nie muszę wspominać, że wcześniej
Lola zabrała mnie, Sky, Molly i Alexis na zakupy, żeby moja garderoba wypełniła
się na zielono?
Otóż, miałam na sobie czarne,
wąskie spodnie, czarną podkoszulkę, zieloną koszulę w ciemnoszarą kratę i
oczywiście bandamkę. Zieloną.
Bar był pełen ludzi, czyżby
wszyscy chcieli spróbować swoich sił na wokalu?
Otóż nie. Byli tu dla występu.
Stanęłam pod sceną, kiedy wyszły gwiazdy wieczoru. Lola zaprosiła jakieś sławy?
Tu również się myliłam. Tłum zaczął gwizdać, poklaskiwać i krzyczeć mi do ucha,
kiedy na podniesieniu, przy mikrofonach stanęli Vic i Kellin, gitarę
elektryczną przytachał Tony, a z basem wielkim susem wkroczył Jaime. Przy
garach, zwanych perkusją usiadł Mike. Bez koszulki, w krótkich spodenkach,
tylko z czapką na głowie i chustką na szyi.
Przywitali się z publiką i
zaczęli grać.
-Nie śliń się- wyszeptała Sky
rechocząc jak żabka.
Zachichotałam, ale taka prawda,
byłam pełna podziwu. Piosenka nazywała się „King for a Day”.
-Kiedy oni mają czas pisać teksty?
– spytałam.
-Nie mam pojęcia! – wyznała
płomiennowłosa i wzruszyła ramionami.
Większym zdziwieniem było dla
mnie, kiedy moja towarzyszka wdrapała się na scenę i podniosła ręce, przez co
wprawiła publikę w euforię, chwyciła jeden z mikrofonów i wykonała
prawdopodobnie swoją część piosenki.
Po tym, jak chłopcy zeszli ze
sceny zaczęła śpiewać kawałek Lady Gagi „You and I”. Stałam jak wryta i
starałam się nie ponieść emocjom godnym fana. Po zakończeniu utworu
powiedziała:
-Przepraszam was, ale Oliver
dzisiaj nie wystąpi- tu spojrzała na mnie, ale dlaczego akurat na mnie?
Dziewczyna przekrzywiła głowę i z chytrym uśmieszkiem spojrzała na ludzi
stojących za mną- wiecie, mamy dla was małe zastępstwo - „O NIE.” – Nasza nowa
przyjaciółka mogłaby zaśpiewać. Ciekawe czy ma głos tak dobry, jak, gdy wyje
pod prysznicem- tu zaczęły się ochrypłe ryki publiki – Tylko czy chcecie jej
posłuchać?- Odwróciłam się za siebie i ujrzałam las rąk uniesionych ku górze. O
hałasie jaki usłyszałam nie wspominając – Jackass, właź na scenę!
Pokręciłam głową przecząca i
wybałuszyłam oczy. Zaczęłam się cofać. CO ONA ROBI! PRZECIEŻ JA BRZMIĘ JAK RURY
SPADAJĄCE PO SCHODACH! Albo jak chomiki w okresie godowym… W każdym razie nie
było mowy o jakimkolwiek występie. Ujrzałam Molly, która zwijała się ze śmiechu
przy jednym ze stolików. Mój wzrok na niej mówił jedno. „POMOCY”. Dziewczyna
zorientowała się o co mi chodzi, więc z uśmiechem pokręciła przecząco głową.
Sky zawołała mnie jeszcze raz, a wtedy poczułam, że muszę się stamtąd jak
najszybciej ulotnić. Skręciłam w prawo i zaczęłam się przepychać. Nie patrzyłam
nigdzie indziej jak w lukę między ludźmi, a kiedy się wydostałam, poczułam
ulgę. Nie na długo. Ktoś przewiesił mnie sobie przez ramię trzymając rękę na
moich udach. Jego plecy były lepkie od potu.
- Mike, dupku, puszczaj mnie
natychmiast!
-Nie ma mowy. Sky cię wywołała,
nie kompromituj dziewczyny- zarechotał.
Minęliśmy Vic’a, który ze śmiechu
przewrócił się i wpadł do jakiegoś pudła, Jaime’go z kamerą i Alex, która
uderzywszy się otwartą dłonią w czoło usiłowała wyciągnąć meksykańczyka z
walizki na sprzęt muzyczny.
Młodszy Fuentes postawił mnie
dopiero na samym środku sceny, a Sky podała mi mikrofon.
-To jest tylko karaoke, skarbie,
nie masz się co denerwować- odparła rudowłosa spoglądając na mnie jak na
dziecko.
-Zaraz zwymiotuję- przyznałam.
-Co chcesz zaśpiewać?
-Najlepiej pacierz.
Płomiennowłosa odwróciła się do
mnie plecami i pomaszerowała do Harry’ego, który zajmował się sprzętem i
podyktowała mu jakiś kawałek.
Pierwsze nuty piosenki Lany Del
Rey „Blue Jeans” rozbrzmiewały mi w głowie jak echo, nie wiedziałam kiedy mam
się wpasować z tekstem. Gdy tylko otwarłam usta zrozumiałam, że na gardle mam
jedną wielką gulę, więc odchrząknęłam wprawiając publiczność w rozbawienie. I
zaczęłam śpiewać. Nie widziałam tych ludzi. Robiłam to, co naprawdę lubię.
Pierwszy raz poza łazienką. Weszłam w refren i spojrzałam przed siebie, a
widząc tłum gorączkowo zmieniłam pole widzenia odwracając wzrok w lewo.
Widziałam Nate’a, który tym nieczęsto spotykanym, pustym wzrokiem rozmawiał z
Michael’em. Mike coś mu tłumaczył wymachując rękoma. Kiedy skończyłam, nawet
nie usłyszałam reakcji ludzi, zeszłam ze sceny i ulotniłam się na górę budynku.
Po chwili wróciłam na dół i
usiadłam przy ladzie barowej. Alex postawiła mi drinka. Wypiłam łyka i
spojrzałam ukradkiem na scenę. Molly i Styles stworzyli całkiem zgrany, uroczy
duet.
-Uhm… Jack? – zaczął młodszy
Fuentes siadając tuż przy mnie- sorki, że zabrałem cię siłą na scenę – mruknął
brązowowłosy i zniknął.
Sekundę później podbiegł do mnie
Kellin i objął ramieniem, po czym cmoknął w policzek.
-Co tam dziecino?- spytał.
Poczułam zapach, jakbym
znajdowała się w pobliżu gorzelni.
-Nic, mam zamiar się nawalić.
Chłopak nic więcej nie
powiedział, tylko wziął z baru butelkę szkockiej i zapełniał nam szklanki, gdy
tylko zostały opróżnione. Później dołączyli do nas Sky i Jaime.
Kiedy już kręciło mi się w głowie
i powoli miałam wszystko w głębokim poważaniu, przyszedł Nate. Również nie był
trzeźwy. Podchodząc do mnie uśmiechnął się niewinnie. Chwycił mnie za talię i
pociągnął w swoją stronę, po czym agresywnie pocałował. Sky zrobiła skwaszoną
minę.
Trzymałam ręce na jego klatce
piersiowej, jakbym zaraz miała go odepchnął.
-Chcesz ze mną być? – spytał
patrząc mi w oczy i uśmiechając się szeroko.
Jego nienaturalny akcent wbijał
mi się głęboko w myśli.
Pokiwałam głową twierdząco, więc
ponownie przyciągnął mnie do siebie.
Potem dziewczyny wyciągnęły mnie
na parkiet. Tańczyłyśmy w kole z Jaime’m i Vic’em, którzy udawali, że są w
klubie dla panów. Co chwila jeden klepał drugiego po tyłku i wychodził na środek
parkietu wijąc się jak wąż.
Sky porwała Tony’ego, który
samotnie sączył drinka i zaczęła z nim tańczyć, Alexis wyrwała Nate’a,a Molly
Mike’a. Ja zostałam sama z dwójką szaleńsów. Obydwoje rozbawiali mnie swoim
wyrazem twarzy, gdy pokazywali mi taniec irlandzki. Nauczyłam ich mambo, ale
typowy dla mężczyzn brak bioder utrudniał sprawę.
Kiedy skończyliśmy zabawę, Harry
podjechał po nas van’em, po którego musiał pójść na tyły budynku. Usiadłam pomiędzy dwiema
blondynkami i zasnęłam.
*2 TYGODNIE PÓŹNIEJ*
Po kolejnym zakrapianym wieczorze
karaoke obudziłam się o 4 nad ranem z potwornym bólem głowy. Otwarłam oczy i
ujrzałam Nate’a. Spokojny oddech upewniał mnie w tym, że śpi. Tylko co on tu
robił?
Wstałam ostrożnie i na palcach
wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i zastałam Lolę myjącą naczynia. Nalałam do
szklanki wody i oparłam się o blat.
-Co ty wyprawiasz?- spytałam
jakby robiła najbardziej niedorzeczną rzecz na świecie.
-Na kaca najlepsza praca-
skwitowała płucząc talerz.
Po chwili wtargnęła Sky tanecznym
krokiem i wyrwała mi szklankę by wziąć sowitego łyka. Spojrzałam na nią
wydymając dolną wargę.
-Oli już prawie całkiem
wyzdrowiał, ale ten psychol Criz nie chce go wypuścić.
-Gdyby nie Suarez, to nie
odratowalibyśmy ani Jaden’a, ani Oliver’a- skomentowała zielonowłosa.
Ciekawe jak miał się mały,
ciemnoskóry koleżka.
Usiadłam na kanapie i rozmyślałam
o mojej byłej pracy. Dla bezpieczeństwa mojej rodziny musiałam jak najszybciej
z niej zrezygnować. Szef nie był z tego tytułu zbyt zadowolony, ale
przynajmniej moje miejsce zajęła kobieta, która naprawdę potrzebowała stałej,
dobrze płatnej pracy.
-Hej, skarbie, dlaczego nie
śpisz? – spytał Nate schodząc z Vic’em i Mike’m ze schodów.
Victor trzymał się za głowę i
wkładał pod kran, a Lola biła go ścierką i wyzywała, Nate usiadł przy mnie, a
Michael chwycił półmisek czereśni i pochłaniał je jedna po drugiej.
5 nad ranem, a prawie całe SBTV siedziało na dole i
zajadało się czereśniami. Dobre.
Wrzucałam okrągłe, małe owoce do
buzi Jaime’go.
-Jesteście sławni- zauważyłam teatralnie
wymachując ręką.
Przypomniałam sobie ostatni
koncert chłopaków. Lokal tym razem wypełniony był po brzegi.
-Trochę jest, nie? – uradował się
Mike- wczoraj jakaś dziewczyna chciała się ze mną przespać.
-Chciała, czy to zrobiła? –
spytałam.
- A co? Zazdrosna?- zachichotał
Fuentes i wrzucił do ust owoc razem z ogonkiem i zrobił skupioną minę-
Patrzcie!- krzyknął, po czym pokazał język z supełkiem splątanym idealnie
pośrodku ogonka czereśni- Jestem mistrzem, chcecie przetestować ten szalony
język, kobietki?
-She tied a cherry stem for me with Her tong! Ej, to może być dobre! – stwierdził Vic klaszcząc w
dłonie.
-Czy ty właśnie skojarzyłeś mnie
z dziewczyną?
Zachichotaliśmy wszyscy.
Siedziałam na ziemi z głową na
kolanach Buzolic’a. Nurtowała mnie jedna sprawa, więc uniosłam głowę i
upewniając się czy nikt nas nie usłyszy szepnęłam:
_Nate, czy my…
-Urwał mi się film, Jackie-
odparł.
Na to Sky pochyliła się nad nami
i powiedziała:
-A myślicie, że dlaczego
ulotniłyśmy się z Costą z pokoju?- wyszczerzyła zęby, a Lola zafundowała jej
mocne trzepnięcie ścierką w plecy. Rudowłosa zaczęła się krztusić śliną.
-I ja tego nie pamiętam? – załkał
Buzz – chodź na powtórkę, może sobie przypomnę.
Jęknęłam zażenowana.
Pisałam sms’a do matki, kiedy
Lola powiadomiła nas, iż idzie na basen.
To tutaj mamy basen?
Poszłam na górę i zastałam na
moim łóżku starannie złożone bikini. Lola Costa- pedantyczna przydówdczyni
gandu – pomyślałam.
-Zawiążesz mi stanik? – spytała
Sky podchodząc do mnie.
-Ja mogę! – wypalił Tony
wepchnięty do pokoju przez Vic’a.
-Sio, bo utnę ci ucho!- zagroziła
płomiennowłosa.
Chłopak zrezygnowany, ale i
wystraszony wybiegł z pokoju na korytarz, po czym odwrócił się i pokazał język.
Pod garażami znajdował się dosyć
spory basen, głęboki na 2-3 metry.
Zakryłam swoje ciało białą,
halkową, długą koszulą, bo nie lubię pokazywać ciała.
Jaime właśnie skakał do wody na
bombę, opryskując Alexis i Molly, Mike biegł do dziewczyn, przewrócił się, a
potem wstał i łapiąc obie, kruche blondynki pod pachy wskoczył wraz z nimi.
Lola właśnie powoli wchodziła do
wody, a Tony wbiegł mijając nas i bez zastanowienia dał nura.
-Co za dzieciaki- jęknęła Sky.
Usiadłyśmy na brzegu i
zanurzyłyśmy nogi w wodzie. Poczułam gęsią skórkę. Brr. Zimno.
-Ja rezygnuję – oznajmiłam.
-Nie ma mowy- przerwał Harry
siadając pomiędzy nami z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Tknij mnie, to cię zabiję-
mruknęłam.
Jednak Alex i Molly podpływając
do nas pociągnęły mnie za obie nogi i podtopiły w lodowatej cieczy.
Wieczorem siedziałam na kanapie z
Molly, Lexi i Harry’m. Nate gdzieś
zniknął kilka godzin temu.
-Hej, wy jeszcze tutaj? – spytał
Tony zeskoczywszy ze schodów i drapiąc się w tył głowy.
-Co to za pytanie? – skomentowała
Lola wychylając się znad kuchennego blatu.
-Nathaniel mówił, że zaraz się
tym zajmiecie- odparł meksykańczyk blednąc.
-CZYM ZAJMIEMY? – ponagliłam go.
-Daliśmy mu z Preciado
lokalizację, kryjówkę, w której chowają się Blue Devils.
-CO?!- krzyknęli wszyscy zebrani
chórem.
Martyna.