' .. Zawsze będę tuż za tobą. ' 3
‘ … zawsze
będę tuż za tobą’ 3
Blondyn wiedział, że stoję gdzieś obok niego. Szepnął tylko ‘ jestem z
ciebie dumny, walcz ‘. Zachciało mi się płakać. Moja psychika nie wytrzymywała
tego nacisku, napływu wydarzeń.
Nie zastanawiając się dłużej wybiegłam ze szpitala zostawiając Nialla
samego w poczekalni. Ruszyłam znaną już na pamięć ścieżką. Po drodze
obserwowałam mijanych ludzi, którzy biegli szukając schronienia cali
przemoknięci popołudniowym deszczem. Udałam się do domu. Chciałam zobaczyć w
jakim jest stanie. Zajmowała się nim sąsiadka, sprzątając i zaglądając co jakiś
czas zanim matka wróci z Nowej Zelandii. Nie było mnie w nim tak krótko, a już
zdążyłam zapomnieć o wszystkim co się w nim znajdowało. Weszłam do pokoju
babci. Mimo braku większości zmysłów przejechałam opuszkami palców po
zakurzonych książkach, które ta starsza kobieta uwielbiała czytać i od razu
‘poczułam’ zapach babcinych obiadów. Usiadłam na jej bujanym fotelu i zamknęłam
oczy. Zawsze kiedy wchodziłam do tego pokoju, czułam jej obecność, a teraz nic.
Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek.
Wróciłam do domu chłopaków przygnębiona i zrezygnowana.
W drzwiach minęłam się z Liamem. Wsiadł do samochodu i odjechał . W środku
zastałam Nialla zdejmującego buty. Pewnie wrócił parę sekund przede mną.
Z impetem wskoczył na kanapę uderzając w nogę jednego ze swoich przyjaciół.
- Au! – syknął Harry podkurczając obolałe kolano.
- Przepraszam – szepnął Niall w nadziei, że nie obudził śpiącego Louisa.
Podeszłam do bruneta. Siedział na fotelu naprzeciw kominka jak wczoraj,
tyle że miał zamknięte oczy i cicho posapywał. Wpatrywałam się w niego chwilę
opierając się o kanapę, a z moich dumań wyrwał mnie Zayn, który okrył Lou
kocem.
- Mam do was dziwne, może nawet idiotyczne pytanie. – odrzekł blondyn
wpijając się wygodnie w sofę.
- Tak? – Harry spojrzał w jego stronę z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Wierzycie w duchy?
Przeszedł mnie dreszcz. No w co ja wierzyłam. Zaufałam chłopakowi, który
ledwo mnie zna. Z resztą nie miałam mu tego za złe. Nawet ja bym nie wytrzymała
tego psychicznie.
- Nie wiem, ale o co ci chodzi?
- Wierzycie czy nie? – warknął zdenerwowany Niall.
Wtedy poczułam, że słabnę. Ale nie dlatego, że nie chciałam tego słuchać.
Coś działo się w szpitalu. Louis wstał jak oparzony z fotela i zostawiając
komórkę na podłodze wybiegł z kluczykami od samochodu.
- Gdzie on jest?! – zaczął wrzeszczeć na cały dom o mało nie zabijając się
o framugę drzwi.
- Liam pojechał do Danielle.
- Matko ratuj ! Harry, mógłbym pożyczyć samochód? – spytał łapiąc się za
obolałe ramię, które miało randkę drzwiami.
- Pewnie, ale jedziemy z tobą. Co się dzieje?
- Lekarz mówi, że mam natychmiast przyjechać.
- …
Więcej nie usłyszałam. Obudziłam się na łóżku szpitalnym. Do otwarcia oczu zmusił mnie przepiękny
zapach męskich perfum ulatniający się po pokoju.
Wokół mnie siedzieli chłopcy. Nie miałam siły nic powiedzieć. Po prostu na
nich patrzyłam.
- Musisz się oszczędzać. Dzielna dziewczyna. – szepnął Niall.
Lou patrzył na mnie z rozdziawionymi ustami. Harry uderzył go w biodro, by
ten coś powiedział.
- Tęskniłem – wydukał.
Po policzku spłynęła mi łza. Ktoś otarł ją delikatnie, ale to spowodowało
napływ kolejnych. Moje oczy przeszkliły się. Z chwili na chwilę czułam się
coraz gorzej. Czułam przeszywający ból w kręgosłupie.
Blondyn spoglądał na mnie wyczekując jakichś wyjaśnień. Mogłam wypowiedzieć
tylko jedno zdanie, bo na więcej nie starczyło mi sił. Po głębokim
zastanowieniu wysiliłam się by coś powiedzieć. Złapałam Lou za rękę, patrząc na
każdego po kolei rzucałam im przelotny uśmiech. Wydałam z siebie więcej niż
potrafiłam.
- Tęsknię – zwróciłam się do mojego bruneta –Pozdrów Liama – wydukałam do
Harrego – Zayn, wyluzuj. Opiekuj się nimi – a na koniec przyszła pora na
blondyna – Duchy istnieją.
Potem nastała ciemność.
Gdy się ocknęłam, nie byłam już sobą. Ja leżałam na łóżku. Wybiegłam na
korytarz, gdzie siedzieli chłopcy w oczekiwaniu na lekarza. Gdy ten się pojawił
odrzekł do nich sucho:
- To jest najsilniejsza dziewczyna jaką widziałem. Na to, co wam
powiedziała, normalny człowiek potrzebowałby tygodnia, żeby zebrać siły. Akcja
ratownicza nie pobiegła już tak pomyślnie, niestety. Zapadła w śpiączkę.
Tak jak na początku, kiedy pierwszy raz byłam w tym szpitalu jako ta
rozmyta postać, osunęłam się po ścianie.
Lou zrobił tak samo, tuż obok mnie.
- Ale żyje, ona z tego wyjdzie, zobaczysz – pocieszał go Zayn opatulając
przyjaciela ramionami.
- Jedźmy do domu – westchnął Niall. – jestem zmęczony.
- Horan ! Ona mnie potrzebuje. – wrzasnął mój brunet.
- Ale Louis, nie rozumiesz, że siedzeniem tutaj i tak jej nie pomożesz? Ona
pragnie żebyś teraz się nie zamartwiał i żył dalej.
Byłam mu wdzięczna za to, co powiedział. Spędziliśmy tutaj już dosyć czasu.
Pora wracać.
Postanowiłam znów położyć się na łóżku blondyna. W sypialni znalazłam się
wcześniej niż wszyscy. Ułożyłam się na posłaniu i zaczęłam snuć swoje
refleksje. Nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Niestety, śnić mogłam tylko dzięki
Niallowi, przez to, że w jakiś cudowny sposób, kiedy jego ciało dotyka mojej
duszy mogę widzieć co on widzi, słyszeć co on słyszy. Nie miałam zamiaru tego
nadużywać, ale nocne rozmowy przecież nie zużywają jego energii.
- Hej – krzyknął do mnie z oddali.
Dzisiejszy jego sen był o lesie lub jakimś ogromnym parku. Podbiegłam do
niego.
- Cześć.
- Jak się czujesz? – spytał poklepując ławkę w celu zachęcenia mnie do zajęcia
miejsca obok niego.
- Jakbym znowu umarła . – rzuciłam ironicznie, ale zaraz tego pożałowałam.
Usiadłam na zdrapanej zielonej farbie pokrywającej stare zmiękłe od deszczu
drewno. Chłopak posmutniał.
- Przepraszam, nie wiedziałem co powiedzieć.
- Nie, to ja przepraszam. A ty jak się czujesz?
- Teraz, kiedy śnię, czuję się fantastycznie. Tylko mam mały problem z
potworami.
- Eh… co za dzieciak – uśmiechnęłam się blado. – sen to to, co się dzieje w
twojej głowie, nawet kiedy wyłączasz myślenie, możesz nad tym zapanować, możesz
sprawić, by każde senne opowiadanie było jak twoja własna sztuka. Wystarczy
nauczyć się nad tym panować, Niall.
- Serio?
Nasze ręce chwilowo się spotkały, ale blondyn zaraz zabrał swoją i zrobił
się czerwony.
- To nic takiego . – odrzekłam powrotem chwytając jego dłoń i rzucając
mu jeden z moich uśmiechów.
- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Skoro jesteś duchem, niby niczego nie
czujesz, ale malujesz obrazy na zaparowanych lustrach, wchodzisz do mojej głowy
i mi w niej zawracasz.- powiedział spoglądając w przeciwną stronę.
- Też tego nie rozumiem.
- A najgorsze dla mnie było to, że pomimo widziałem te zjawiska, słyszałem
cię w mojej głowie, nie wierzyłem, że to prawda. Chciałem sam siebie zawieźć do
psychologa. Dopiero, kiedy w szpitalu powiedziałaś mi te dwa słowa,
zrozumiałem, że wcale nie jestem chory.
- Nawet nie wiesz jak okropnie się czuję. Nie mogę nikogo dotknąć. Nikt nie
może mnie słyszeć, nie czuję ciepła, zimna, deszczu, nawet smaku owoców.
Tęsknię za tym. Jestem cały czas sama. – zmieniłam temat.
- Przyrzekam ci, że już niedługo porwę cię na spacer.. Razem z chłopakami
zabierzemy cię do naszego domku nad jeziorem. Poczujesz chłodne noce, upalne
dnie, smak letnich jabłek, zapach słoneczników, tulipanów .Poznasz Danielle i
Eleanor. Obie są wspaniałe. Nie zostawimy cię. Zobaczysz.
Wstałam z nową determinacją do przeżywania tych chwil. Z daleka usłyszałam
dźwięk wody odbijającej się o plastik. Blondyn brał prysznic. Weszłam do
łazienki przez ścianę i poczekałam, aż chłopak wyjdzie i okryje się ręcznikiem.
Stanął przed lustrem i czekał jakby wiedział, że coś dla niego szykuję. Wzięłam
się do pracy.
‘ Dzień dobry. ‘ udało mi
się nagryzmolić na zaparowanym lustrze.
Uśmiechnął się szeroko, ale zaraz po tym na jego twarzy pojawił się grymas.
- To lustro wita się tylko ze mną. – zachichotał Malik wyganiając
przyjaciela z łazienki.
- Możesz już wyjść? Chciałbym się ubrać – mruknął Niall do mulata.
Chłopak zniknął za drzwiami. Ruszyłam za nim. Zaprowadził mnie na dół,
gdzie znajdował się pół przytomny Louis sączący swoją ulubioną herbatę.
- Hej, jak się czujesz? – spytał Zayn.
Lou wzdrygnął się na dźwięk głosu przyjaciela.
- Nie najlepiej. Jednak to nie znaczy, że dziś nie wystąpię.
- Jak nie chcesz, to nie musisz.
- Ale chcę.
Siedziałam i wsłuchiwałam się w ich konwersację. Z czasem na dół przybyła
reszta. Po drodze na koncert Niall wiedząc, że jetstem z nimi szepnął :
- Zaraz wejdziemy do dżungli. Trzymaj się mnie – chłopcy puścili to mimo
uszu udając, że nie zauważyli tego, co dzieje się z ich przyjacielem.
Jakimś cudem manager chłopców przechytrzył fanki i dotarliśmy na halę bez
większych problemów.
Zanim zespół wyszedł na scenę ruszyłam na nią kierowana ogromną
ciekawością.
Piski, krzyki, śpiewy musiały rozchodzić się po całym mieście. Jednak zanim
dziewczyny doczekały się swoich ulubionych piosenek z wielką uwagą wsłuchiwały
się w słowa płynące z ust Zayna.
- Tę piosenkę dedykujemy naszej przyjaciółce – mówił.
Harry i Niall położyli dłonie na ramionach Louisa, a wtedy brunet się
odezwał:
- Życzymy ci powroty do zdrowia, jesteś silna, pamiętaj, kochamy cię.
Po tym usłyszałam melodię do naszej ulubionej piosenki Train ‘This’s Aint
Goodbye’
Nie mogłam uwierzyć, że Louis pamiętał ten kawałek, to musiało oznaczać
tylko jedno. Nie porzucił całej przeszłości. Mój dawny przyjaciel jeszcze tam
gdzieś siedzi, w tej powłoce nowego Lou. Nie byłam zła, że się zakochał w tej
dziewczynie, z resztą nie mogłabym być. Człowiek przecież nie ma na to wpływu.
Stałam na scenie i płakałam. Bardzo pragnęłam być teraz w swoim ciele, ale
nie mogłam. Wtedy stało się coś dziwnego. Jedna z uronionych przeze mnie łez
wpadła z głośnym ‘chlup’ na podłogę i pozostawiła po sobie ślad, tak jak każda
kolejna. Stojący najbliżej Liam zauważył rozrastającą się kałużę i dyskretnie,
dalej dzielnie wykonując swoją solówkę zawołał blondyna. Ten podszedłszy bliżej
przyjrzał się zjawisku, spojrzał przyjacielowi w oczy i powiedział:
- Ona tu jest.
Wyszłam. Denerwował mnie hałas. Pragnęłam się wyciszyć, a wtedy wpadłam na
pewien pomysł. Ruszyłam ścieżką rowerową, która prowadziła prze park. Po ok. 20
minutach dotarłam pod mały domek, który znajdował się niedaleko mojego. Od
razu, nie bawiąc się w przechodzenie przez drzwi wparowałam do znajomego
pokoju. Ale wszedłszy uznałam, że jest tu inaczej. Coś się zmieniło. Może to
dlatego, że nie czułam tego charakterystycznego zapachu malin, jaki za każdym
razem zastawałam. Przypomniałam sobie, jak wspaniale było mi w tym domu, wśród
tych niesamowitych ludzi. Zawsze, gdy moi rodzice się kłócili, schodziłam po
drewnie utrzymującym różnobarwne kwiaty na murach mojego domu i zaszywałam się
w tymże pomieszczeniu na długie godziny, a czasem nawet i dni. Na szczęście nie
byłam z tym sama. Ona zawsze wiedziała, że ja i Louis mamy się ku sobie, nawet jeżeli ja tego nie wiedziałam. To ona
razem ze mną potrafiła przepłakać calusieńkie noce, przez te całe, przeklęte
trzy tygodnie zanim postanowiłam jechać do Lou. To właśnie do niej powinnam
była pobiec zaraz po przebudzeniu się właśnie w takiej postaci, jaką teraz
jestem. Z moich dumań wyrwał mnie trzask. Nie sądziłam, że o tej porze zastanę
tu kogoś, aczkolwiek, szczerze mówiąc miałam taką nadzieję. Rozglądałam się po
pokoju by móc zlokalizować źródło owego dźwięku. Ruszyłam w stronę łazienki. Po
drodze wspominałam to, jak moja przyjaciółka wyciągnęła mnie z nałogu palenia
papierosów, czy trawki. Pomagałyśmy sobie nawzajem. Dwukrotnie przyłapałam ją z
żyletką w dłoni. Zanim się zaprzyjaźniłyśmy uchodziła w szkole za dziwaczkę, bo
na jej nadgarstkach wiecznie widać było nowe blizny. Jednak dzięki mnie
wyzdrowiała, więcej się nie okaleczała.
To, co zastałam w łazience wywołało u mnie histerię.
- Carmen ! – krzyczałam w niebogłosy.
Moja przyjaciółka ubrana tylko w zwiewną sukienkę leżała bezwładnie w wannie
pełnej wody zmieszanej z jej krwią. Jedna ręka opadała z wanny na podłogę, co
spowodowało strużkę czerwonej kałuży na kafelkach. Na podłodze leżała żyletka.
Dziewczyna była blada, wręcz biała i nie wykazywała żadnych znaków życia.
Słyszałam, że ktoś jeszcze jest w domu. Nie miałam pojęcia co robić. W
ogromnej furii uderzyłam w lustro. Rozsypało się.
Zobaczyłam Carmen, a raczej jej ducha. Uśmiechnęła się blado.
- Cześć skarbie, już jesteś?
- Co ty zrobiłaś?!
Spojrzała na ciało. Posmutniała.
- Przepraszam. Dasz sobie radę, obiecuję ci, zawsze będę tuż za tobą.
Kocham cię mała.
Zniknęła, nie było jej już. Do pomieszczenia wbiegła jej mama. Reszty tego momentu nie pamiętam.