czwartek, 17 maja 2012

'...Zawsze będę tuż za tobą' 3





' .. Zawsze będę tuż za tobą. ' 3




‘ … zawsze będę tuż za tobą’ 3


Blondyn wiedział, że stoję gdzieś obok niego. Szepnął tylko ‘ jestem z ciebie dumny, walcz ‘. Zachciało mi się płakać. Moja psychika nie wytrzymywała tego nacisku, napływu wydarzeń.
Nie zastanawiając się dłużej wybiegłam ze szpitala zostawiając Nialla samego w poczekalni. Ruszyłam znaną już na pamięć ścieżką. Po drodze obserwowałam mijanych ludzi, którzy biegli szukając schronienia cali przemoknięci popołudniowym deszczem. Udałam się do domu. Chciałam zobaczyć w jakim jest stanie. Zajmowała się nim sąsiadka, sprzątając i zaglądając co jakiś czas zanim matka wróci z Nowej Zelandii. Nie było mnie w nim tak krótko, a już zdążyłam zapomnieć o wszystkim co się w nim znajdowało. Weszłam do pokoju babci. Mimo braku większości zmysłów przejechałam opuszkami palców po zakurzonych książkach, które ta starsza kobieta uwielbiała czytać i od razu ‘poczułam’ zapach babcinych obiadów. Usiadłam na jej bujanym fotelu i zamknęłam oczy. Zawsze kiedy wchodziłam do tego pokoju, czułam jej obecność, a teraz nic. Zabolało  mnie to bardziej niż cokolwiek. Wróciłam do domu chłopaków przygnębiona i zrezygnowana.
W drzwiach minęłam się z Liamem. Wsiadł do samochodu i odjechał . W środku zastałam Nialla zdejmującego buty. Pewnie wrócił parę sekund przede mną.
Z impetem wskoczył na kanapę uderzając w nogę jednego ze swoich przyjaciół.
- Au! – syknął Harry podkurczając obolałe kolano.
- Przepraszam – szepnął Niall w nadziei, że nie obudził śpiącego Louisa.
Podeszłam do bruneta. Siedział na fotelu naprzeciw kominka jak wczoraj, tyle że miał zamknięte oczy i cicho posapywał. Wpatrywałam się w niego chwilę opierając się o kanapę, a z moich dumań wyrwał mnie Zayn, który okrył Lou kocem.
- Mam do was dziwne, może nawet idiotyczne pytanie. – odrzekł blondyn wpijając się wygodnie w sofę.
- Tak? – Harry spojrzał w jego stronę z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Wierzycie w duchy?
Przeszedł mnie dreszcz. No w co ja wierzyłam. Zaufałam chłopakowi, który ledwo mnie zna. Z resztą nie miałam mu tego za złe. Nawet ja bym nie wytrzymała tego psychicznie.
- Nie wiem, ale o co ci chodzi?
- Wierzycie czy nie? – warknął zdenerwowany Niall.
Wtedy poczułam, że słabnę. Ale nie dlatego, że nie chciałam tego słuchać. Coś działo się w szpitalu. Louis wstał jak oparzony z fotela i zostawiając komórkę na podłodze wybiegł z kluczykami od samochodu.
- Gdzie on jest?! – zaczął wrzeszczeć na cały dom o mało nie zabijając się o framugę drzwi.
- Liam pojechał do Danielle.
- Matko ratuj ! Harry, mógłbym pożyczyć samochód? – spytał łapiąc się za obolałe ramię, które miało randkę drzwiami.
- Pewnie, ale jedziemy z tobą. Co się dzieje?
- Lekarz mówi, że mam natychmiast przyjechać.
- …
Więcej nie usłyszałam. Obudziłam się na łóżku szpitalnym.  Do otwarcia oczu zmusił mnie przepiękny zapach męskich perfum ulatniający się po pokoju.
Wokół mnie siedzieli chłopcy. Nie miałam siły nic powiedzieć. Po prostu na nich patrzyłam.
- Musisz się oszczędzać. Dzielna dziewczyna. – szepnął Niall.
Lou patrzył na mnie z rozdziawionymi ustami. Harry uderzył go w biodro, by ten coś powiedział.
- Tęskniłem – wydukał.
Po policzku spłynęła mi łza. Ktoś otarł ją delikatnie, ale to spowodowało napływ kolejnych. Moje oczy przeszkliły się. Z chwili na chwilę czułam się coraz gorzej. Czułam przeszywający ból w kręgosłupie.
Blondyn spoglądał na mnie wyczekując jakichś wyjaśnień. Mogłam wypowiedzieć tylko jedno zdanie, bo na więcej nie starczyło mi sił. Po głębokim zastanowieniu wysiliłam się by coś powiedzieć. Złapałam Lou za rękę, patrząc na każdego po kolei rzucałam im przelotny uśmiech. Wydałam z siebie więcej niż potrafiłam.
- Tęsknię – zwróciłam się do mojego bruneta –Pozdrów Liama – wydukałam do Harrego – Zayn, wyluzuj. Opiekuj się nimi – a na koniec przyszła pora na blondyna – Duchy istnieją.
Potem nastała ciemność.
Gdy się ocknęłam, nie byłam już sobą. Ja leżałam na łóżku. Wybiegłam na korytarz, gdzie siedzieli chłopcy w oczekiwaniu na lekarza. Gdy ten się pojawił odrzekł do nich sucho:
- To jest najsilniejsza dziewczyna jaką widziałem. Na to, co wam powiedziała, normalny człowiek potrzebowałby tygodnia, żeby zebrać siły. Akcja ratownicza nie pobiegła już tak pomyślnie, niestety. Zapadła w śpiączkę.
Tak jak na początku, kiedy pierwszy raz byłam w tym szpitalu jako ta rozmyta postać, osunęłam się po ścianie.
Lou zrobił tak samo, tuż obok mnie.
- Ale żyje, ona z tego wyjdzie, zobaczysz – pocieszał go Zayn opatulając przyjaciela ramionami.
- Jedźmy do domu – westchnął Niall. – jestem zmęczony.
- Horan ! Ona mnie potrzebuje. – wrzasnął mój brunet.
- Ale Louis, nie rozumiesz, że siedzeniem tutaj i tak jej nie pomożesz? Ona pragnie żebyś teraz się nie zamartwiał i żył dalej.
Byłam mu wdzięczna za to, co powiedział. Spędziliśmy tutaj już dosyć czasu. Pora wracać.
Postanowiłam znów położyć się na łóżku blondyna. W sypialni znalazłam się wcześniej niż wszyscy. Ułożyłam się na posłaniu i zaczęłam snuć swoje refleksje. Nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Niestety, śnić mogłam tylko dzięki Niallowi, przez to, że w jakiś cudowny sposób, kiedy jego ciało dotyka mojej duszy mogę widzieć co on widzi, słyszeć co on słyszy. Nie miałam zamiaru tego nadużywać, ale nocne rozmowy przecież nie zużywają jego energii.
- Hej – krzyknął do mnie z oddali.
Dzisiejszy jego sen był o lesie lub jakimś ogromnym parku. Podbiegłam do niego.
- Cześć.
- Jak się czujesz? – spytał poklepując ławkę w celu zachęcenia mnie do zajęcia miejsca obok niego.
- Jakbym znowu umarła . – rzuciłam ironicznie, ale zaraz tego pożałowałam.
Usiadłam na zdrapanej zielonej farbie pokrywającej stare zmiękłe od deszczu drewno. Chłopak posmutniał.
- Przepraszam, nie wiedziałem co powiedzieć.
- Nie, to ja przepraszam. A ty jak się czujesz?
- Teraz, kiedy śnię, czuję się fantastycznie. Tylko mam mały problem z potworami.
- Eh… co za dzieciak – uśmiechnęłam się blado. – sen to to, co się dzieje w twojej głowie, nawet kiedy wyłączasz myślenie, możesz nad tym zapanować, możesz sprawić, by każde senne opowiadanie było jak twoja własna sztuka. Wystarczy nauczyć się nad tym panować, Niall.
- Serio?
Nasze ręce chwilowo się spotkały, ale blondyn zaraz zabrał swoją i zrobił się czerwony.
- To nic takiego . – odrzekłam powrotem chwytając jego dłoń i rzucając mu jeden z moich uśmiechów.
- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Skoro jesteś duchem, niby niczego nie czujesz, ale malujesz obrazy na zaparowanych lustrach, wchodzisz do mojej głowy i mi w niej zawracasz.- powiedział spoglądając w przeciwną stronę.
- Też tego nie rozumiem.
- A najgorsze dla mnie było to, że pomimo widziałem te zjawiska, słyszałem cię w mojej głowie, nie wierzyłem, że to prawda. Chciałem sam siebie zawieźć do psychologa. Dopiero, kiedy w szpitalu powiedziałaś mi te dwa słowa, zrozumiałem, że wcale nie jestem chory.
- Nawet nie wiesz jak okropnie się czuję. Nie mogę nikogo dotknąć. Nikt nie może mnie słyszeć, nie czuję ciepła, zimna, deszczu, nawet smaku owoców. Tęsknię za tym. Jestem cały czas sama. – zmieniłam temat.
- Przyrzekam ci, że już niedługo porwę cię na spacer.. Razem z chłopakami zabierzemy cię do naszego domku nad jeziorem. Poczujesz chłodne noce, upalne dnie, smak letnich jabłek, zapach słoneczników, tulipanów .Poznasz Danielle i Eleanor. Obie są wspaniałe. Nie zostawimy cię. Zobaczysz.
Wstałam z nową determinacją do przeżywania tych chwil. Z daleka usłyszałam dźwięk wody odbijającej się o plastik. Blondyn brał prysznic. Weszłam do łazienki przez ścianę i poczekałam, aż chłopak wyjdzie i okryje się ręcznikiem. Stanął przed lustrem i czekał jakby wiedział, że coś dla niego szykuję. Wzięłam się do pracy.
‘ Dzień dobry.  ‘ udało mi się nagryzmolić na zaparowanym lustrze.
Uśmiechnął się szeroko, ale zaraz po tym na jego twarzy pojawił się grymas.
- To lustro wita się tylko ze mną. – zachichotał Malik wyganiając przyjaciela z łazienki.
- Możesz już wyjść? Chciałbym się ubrać – mruknął Niall do mulata.
Chłopak zniknął za drzwiami. Ruszyłam za nim. Zaprowadził mnie na dół, gdzie znajdował się pół przytomny Louis sączący swoją ulubioną herbatę.
- Hej, jak się czujesz? – spytał Zayn.
Lou wzdrygnął się na dźwięk głosu przyjaciela.
- Nie najlepiej. Jednak to nie znaczy, że dziś nie wystąpię.
- Jak nie chcesz, to nie musisz.
- Ale chcę.
Siedziałam i wsłuchiwałam się w ich konwersację. Z czasem na dół przybyła reszta. Po drodze na koncert Niall wiedząc, że jetstem z nimi szepnął :
- Zaraz wejdziemy do dżungli. Trzymaj się mnie – chłopcy puścili to mimo uszu udając, że nie zauważyli tego, co dzieje się z ich przyjacielem.

Jakimś cudem manager chłopców przechytrzył fanki i dotarliśmy na halę bez większych problemów.
Zanim zespół wyszedł na scenę ruszyłam na nią kierowana ogromną ciekawością.
Piski, krzyki, śpiewy musiały rozchodzić się po całym mieście. Jednak zanim dziewczyny doczekały się swoich ulubionych piosenek z wielką uwagą wsłuchiwały się w słowa płynące z ust Zayna.
- Tę piosenkę dedykujemy naszej przyjaciółce – mówił.
Harry i Niall położyli dłonie na ramionach Louisa, a wtedy brunet się odezwał:
- Życzymy ci powroty do zdrowia, jesteś silna, pamiętaj, kochamy cię.
Po tym usłyszałam melodię do naszej ulubionej piosenki Train ‘This’s Aint Goodbye’
Nie mogłam uwierzyć, że Louis pamiętał ten kawałek, to musiało oznaczać tylko jedno. Nie porzucił całej przeszłości. Mój dawny przyjaciel jeszcze tam gdzieś siedzi, w tej powłoce nowego Lou. Nie byłam zła, że się zakochał w tej dziewczynie, z resztą nie mogłabym być. Człowiek przecież nie ma na to wpływu.
Stałam na scenie i płakałam. Bardzo pragnęłam być teraz w swoim ciele, ale nie mogłam. Wtedy stało się coś dziwnego. Jedna z uronionych przeze mnie łez wpadła z głośnym ‘chlup’ na podłogę i pozostawiła po sobie ślad, tak jak każda kolejna. Stojący najbliżej Liam zauważył rozrastającą się kałużę i dyskretnie, dalej dzielnie wykonując swoją solówkę zawołał blondyna. Ten podszedłszy bliżej przyjrzał się zjawisku, spojrzał przyjacielowi w oczy i powiedział:
- Ona tu jest.
Wyszłam. Denerwował mnie hałas. Pragnęłam się wyciszyć, a wtedy wpadłam na pewien pomysł. Ruszyłam ścieżką rowerową, która prowadziła prze park. Po ok. 20 minutach dotarłam pod mały domek, który znajdował się niedaleko mojego. Od razu, nie bawiąc się w przechodzenie przez drzwi wparowałam do znajomego pokoju. Ale wszedłszy uznałam, że jest tu inaczej. Coś się zmieniło. Może to dlatego, że nie czułam tego charakterystycznego zapachu malin, jaki za każdym razem zastawałam. Przypomniałam sobie, jak wspaniale było mi w tym domu, wśród tych niesamowitych ludzi. Zawsze, gdy moi rodzice się kłócili, schodziłam po drewnie utrzymującym różnobarwne kwiaty na murach mojego domu i zaszywałam się w tymże pomieszczeniu na długie godziny, a czasem nawet i dni. Na szczęście nie byłam z tym sama. Ona zawsze wiedziała, że ja i Louis mamy się ku sobie,  nawet jeżeli ja tego nie wiedziałam. To ona razem ze mną potrafiła przepłakać calusieńkie noce, przez te całe, przeklęte trzy tygodnie zanim postanowiłam jechać do Lou. To właśnie do niej powinnam była pobiec zaraz po przebudzeniu się właśnie w takiej postaci, jaką teraz jestem. Z moich dumań wyrwał mnie trzask. Nie sądziłam, że o tej porze zastanę tu kogoś, aczkolwiek, szczerze mówiąc miałam taką nadzieję. Rozglądałam się po pokoju by móc zlokalizować źródło owego dźwięku. Ruszyłam w stronę łazienki. Po drodze wspominałam to, jak moja przyjaciółka wyciągnęła mnie z nałogu palenia papierosów, czy trawki. Pomagałyśmy sobie nawzajem. Dwukrotnie przyłapałam ją z żyletką w dłoni. Zanim się zaprzyjaźniłyśmy uchodziła w szkole za dziwaczkę, bo na jej nadgarstkach wiecznie widać było nowe blizny. Jednak dzięki mnie wyzdrowiała, więcej się nie okaleczała.
To, co zastałam w łazience wywołało u mnie histerię.
- Carmen ! – krzyczałam w niebogłosy.
Moja przyjaciółka ubrana tylko w zwiewną sukienkę leżała bezwładnie w wannie pełnej wody zmieszanej z jej krwią. Jedna ręka opadała z wanny na podłogę, co spowodowało strużkę czerwonej kałuży na kafelkach. Na podłodze leżała żyletka.
Dziewczyna była blada, wręcz biała i nie wykazywała żadnych znaków życia.
Słyszałam, że ktoś jeszcze jest w domu. Nie miałam pojęcia co robić. W ogromnej furii uderzyłam w lustro. Rozsypało się.
Zobaczyłam Carmen, a raczej jej ducha. Uśmiechnęła się blado.
- Cześć skarbie, już jesteś?
- Co ty zrobiłaś?!
Spojrzała na ciało. Posmutniała.
- Przepraszam. Dasz sobie radę, obiecuję ci, zawsze będę tuż za tobą. Kocham cię mała.
Zniknęła, nie było jej już. Do pomieszczenia wbiegła jej mama. Reszty  tego momentu nie pamiętam.

poniedziałek, 7 maja 2012

'... zawsze będę tuż za tobą' 2


‘ … zawsze będę tuż za tobą’ Part 2.

Usiadłam na ulicy. Nie czułam powiewu wiatru, nie czułam zimnej podłogi. Doprowadzało mnie to do szału. Kiedy widziałam, jak wynoszą mnie na noszach do karetki wpadłam w rozpacz. Postanowiłam, że muszę się dowiedzieć co ze mną będzie, bo nie wiem jaka jest śmierć. Nie pojmowałam dlaczego wszystko widziałam. Pobiegłam w stronę karetki i władowałam się z tyłu. Ktoś udzielał mi pierwszej pomocy, inna osoba szukała czegoś w szufladzie. Kiedy dojechaliśmy, z przyzwyczajenia usiadłam w poczekalni. Nie wpadłam na to żeby wejść bezpośrednio na blok operacyjny. Po około 15 minutach zauważyłam pięciu chłopców. Razem z nimi był Louis. Niall, ten blondyn usiadł na moim krześle, ale kiedy tylko jego ciało zetknęło się z moim duchem od razu odskoczył.
- Co jest? – spytał go mulat.
- Nic… - blondyn podrapał się po głowie – poczułem jakby chłód, zupełnie jakby… nie ważne, postoję.
Chłopcy spojrzeli na niego jak na wariata. Cóż, pewnie właśnie w myślach rozważali wysłanie go do psychiatryka, ale ja wiedziałam, że poczuł moją obecność.
Siedzieli i rozmawiali o mnie, robiło mi się cieplej na sercu, ale do pewnego momentu.
- Była moją najlepszą przyjaciółką. Miała wtedy rację, wahała się, czy nie zniszczymy tego wszystkiego. Jestem w pełni odpowiedzialny za to, że zmarnowałem naszą przyjaźń… - powiedział Louis wbijając wzrok w ziemię.
Obok niego siedział Harry, który obejmował go ramieniem i szeptał do ucha : ‘ starałeś się’.
- Biedna dziewczyna, po co ten tir nas wyprzedzał? Nie dała rady zapanować nad tą maszyną.
- Upierała się żeby ją mieć. Odradzałem jej tego, ale kochała motory.
- Wiemy, mówiłeś. – odezwał się Liam.
Chciałabym teraz podbiec do niego i powiedzieć, że nadal kocham motory, że jeszcze żyję, ale przecież nie byłam tego pewna. Próbowałam kopać podłogę, ale nic nie czułam, zero.
W tej chwili na korytarz wyszła jakaś długonoga brunetka [ Eleonor Calder ] . Minęła Liama i Nialla nie zwracając na nich uwagi i przywitała się z Lou. Przytuliła go. On ciepło się do niej uśmiechnął i pocałował w policzek.
- Taa… ładnie się zachowuje wobec dziewczyny, którą kocha, która leży na bloku operacyjnym – szepnął Niall do Liama.
Brunet kiwnął głową i spojrzał powrotem na dziewczynę .
Osunęłam się po ścianie tak, że wylądowałabym z hukiem na podłodze. Ale tak się nie stało. Krzyczałam: ‘ Ty idioto ! Jak mogłeś ! ‘. Wiedziałam, że mnie nie usłyszał. Jęki jakie z siebie wydawałam rozbrzmiewały się echem po korytarzu.
Blondyn wzdrygnął się i podskoczył.
- Cholera ! – wrzasnął.
Wszystkie oczy skierowane były na niego. Tym razem na pewno go wyślą do psychiatry. On normalnie ma nierówno pod sufitem .
Podeszłam do niego. Wyraźnie stanęłam naprzeciw niego. Łapał się za głowę i wtedy usłyszałam jego myśli.
‘ Co robisz w mojej głowie?! ‘
Wrzeszczałam, ale za nic nie mogłam się z nim ponownie skontaktować.
Wpadłam w szał. Płakałam i kopałam wszystko co napotkałam na swojej drodze.
Jednak nie trwało to zbyt długo, bo wszedł lekarz.
- Jej stan jest krytyczny. Na razie jest w śpiączce. Teraz możecie się z nią pożegnać. Jej szanse na przeżycie tej nocy są minimalne. Po prostu pójdźcie z nią porozmawiać, może was usłyszy. Nie czekajcie na cud, bo… szczerze mówiąc nie ma tu na co liczyć. Nie będę przed wami ukrywał. Ona odejdzie jeszcze dzisiaj. – nie mogłam dalej słuchać tego wywodu.
Pobiegłam do sali . Mimo tego, że niczego nie czułam, mogłam otwierać drzwi.
Odwróciłam się nie mogąc wyjść z podziwu. Mogę sprawić,  że drzwi się otworzą !
Spojrzałam na ludzi zebranych w poczekalni. Spojrzeli trochę dziwnie na to zjawisko. Lekarz zaskoczony odrzekł:
- Może chce wam powiedzieć, że możecie już wejść.
Co za idiota.
Dziewczyna chciała iść razem z Lou, ale Liam zatrzymał ją w drodze i warknął : ‘ i tak jej nie znałaś ‘.
Wróciłam na salę. Louis klęczał nad moim bladym ciałem. Dotknął mojej ręki. Jako duch poczułam jak to robi. Poczułam na przejrzystym niewyraźnym zarysie swojej duszy, że mnie dotknął. Mimo wszystko nie chciałam by to robił. Przypomniało mi to nasze wspólne chwile. Musiałam coś zrobić, by mnie usłyszał, musiał wiedzieć, że tu jestem, najgorsze było to, że nie wiedziałam jak.
Zaczął płakać, nie tak jak chciał to zrobić. Jego łzy leciały po policzkach tak nieopanowanie, że na pościeli widać było ogromną plamę. Wtulił głowę w pościel i chlipał. Po około 10 minutach wydusił z siebie.
- Nie chciałem cię skrzywdzić. Eleanor chciała się przy mnie wybić. Paul, nasz manager mówił, że to będzie dobre dla zespołu. Nie zauważyłem kiedy zacząłem do niej coś czuć. Nie chciałem niszczyć naszego związku. Nie zostawiaj mnie. Odrzuciłem dawne życie, ale nie pogodziłem się z tym, że straciłem ciebie. To co nas łączyło było o wiele silniejsze niż miłość. Po prostu ja dokonałem złego wyboru. Nie powinienem wtedy narzucać ci tego, żebyśmy byli razem. A potem nie powinienem ciebie zostawiać. Nienawidzę siebie za to. Kocham cię. Wybacz mi.
Siedziałam w kącie pokoju i zerkałam na całą tę akcję ukradkiem. Mówił szczerze. Najgorsze było to, że nie może mnie usłyszeć. Byłam samotna, cholernie samotna na całym tym zapiździałym świecie byłam sama, widziałam i słyszałam ludzi, ale oni nie słyszeli mnie.
Poczułam zmęczenie. Kiedy lekarz wyprosił Louisa z sali, ten poprosił kolegów by zabrali go do domu. Mieszkali razem. Dziewczyna pojechała do siebie, a ja wpakowałam się do ich dużego samochodu. Było jedno miejsce wolne, a ja nie chciałam nikogo straszyć.
Jechali w milczeniu. Patrzyłam jak mijamy różne domy. Wiał mocny wiatr. Zanosiło się na burzę. Co ja bym dała za to by móc poczuć kroplę deszczu, powiew tego cholernego wiatru. Skoro miałam odejść tej nocy, chciałam się chociaż pożegnać. Pragnęłam powiedzieć Louisowi:
‘ Hej, ale ja nie przestałam cię kochać. Nie zmarnowałeś naszej przyjaźni, ona będzie wieczna. To wszystko, te chwile spędzone z tobą były najlepsze w moim życiu. Po prostu… stało się. Masz prawo się zakochać. Nigdy  nie stanęłabym ci na drodze do spełnienia twoich marzeń. Jesteś dla mnie najważniejszy. Pamiętaj, tam na górze będę cię pilnować ‘ osłaniam cię, jestem tuż za tobą, idź sam do przodu, jestem tuż za tobą, byłam w tych chwilach, które już za tobą i będę na zawsze ‘ Będę, Louie, zobaczysz. Zawsze jakaś cząstka mnie zostanie przy tobie. Kocham cię . ‘
Weszłam do salonu. To mieszkanie było dosyć przytulne. Naprzeciw wejścia znajdował się ogromny kominek z czerwonej cegły, w którym żarzyły się małe, delikatne iskierki. Na półce nad kominkiem postawione były zdjęcia. Na jednym pierwszy wspólny występ zespołu, na drugim Zayn z rodziną, na trzecim Louis z rodziną, na czwartym Niall i jego rodzice, na piątym Harry z mamą i siostrą a na szóstym Liam, z rodzicami i Danielle –jego dziewczyną. Na środku pokoju stały dwie sofy i trzy fotele w kolorze ciemnego brązu. Pod nimi leżał beżowy frędzlowaty dywan na połowę podłogi. Musiał być mięciutki. Ściany koloru jasno-brązowego pokryte były obrazami . W jednym rogu stała lampka.
Niall siedział na kanapie i wcinał chipsy-pringlesy cebulowe krusząc i rozsypując po podłodze. Liam, Zayn i Harry dyskutowali o czymś, chyba o koncercie, a Louie siedział na fotelu wbijając wzrok w małe palenisko. Nie ruszał się, wyglądał jakby nawet nie oddychał. Po policzku nie spływały mu już łzy, ale widać było jego podpuchniętą twarz w okolicach oczu oraz to, że w duchu ze sobą walczył.
- Starałem się. Próbowałem jej pomóc. To na nic się nie zdało. Nigdy się z tym nie pogodzę, chłopcy. – odrzekł w końcu.
- Ważne jest to uczucie, które do niej żywisz. Zawsze je takim zapamięta. – odezwał się chłopak w lokach (Harry).
- Ale ja ją zostawiłem. Jechała do nas pewnie po to, żeby mi wygarnąć. Za to co jej zrobiłem, nienawidziła mnie, jestem pewien. Zapamięta mnie jako sukinsyna. – westchnął i pobiegł do góry.
Nie miałam siły biec za nim do pokoju. Ułożyłam się na kanapie i wsłuchiwałam się w rozmowy chłopaków. Szkoda, że ich nie poznałam.
- Pojutrze jest koncert. Lou się nie pozbiera – stwierdził jeden z nich, chyba Zayn, ale nie jestem pewna.
- Odpuścimy mu? – spytał wiecznie głodny blondyn wcinając banana.
- Niall, nie mówi się z pełną buzią. Zobaczymy. Miejmy nadzieję, że z tego wyjdzie. – powiedział Liam wbijając wzrok w przestrzeń.
- Szczerze? Wierzę, że jej się uda. Zrobi to dla niego.
Miło, że tak o mnie myśleli. Szkoda, że ja nie mam nic do gadania. To mój organizm toczy wojnę, nie ja. Ja jestem tutaj, mimo tego wszystkiego swoje ostatnie chwile, nawet jako duch pragnę spędzić u boku tego, którego kochałam. Nie u boku matki, która jest w Nowej Zelandii i pewnie o niczym nie wie, nie przy swoim ciele modląc się bym z tego wyszła, nie u siebie w domu podziwiając ten budynek ostatni raz, nie w swoich ulubionych pamiętnych miejscach. Tu, właśnie tu, u jego boku, obserwując go. Nie wiem kiedy zniknę, ale na pewno nadejdzie to niespodziewanie. A może taki już jest los duszy?  Wieczna tułaczka podczas gdy inni cieszą się życiem. Jeszcze jakiś czas temu, moja koleżanka mówiła ‘chciałabym umrzeć by zobaczyć jak zareagują na to ludzie’.
Zrezygnowanym krokiem ruszyłam na piętro. Zaglądałam do każdego pokoju po kolei, aż w końcu znalazłam do w ostatnim pokoju, który należał do niego i Nialla.
Leżał na łóżku spoglądając na trzymany w ręku papierek. Podeszłam bliżej. Było to nasze zdjęcie. Moja mama zrobiła je przed wyjazdem do Nowej Zelandii.  Przedstawiało mnie i Louisa na dachu mojego domu. Pamiętam jak mama wspinała się po płocie na sam dach, a po pstryknięciu zdjęcia spadła w krzaki. Śmialiśmy się z niej przez miesiąc.
Twarz Louisa nie wyrażała żadnych emocji. Po prostu patrzył. Może sobie próbował przypomnieć nasze wspólne chwile? Nie wiem, nie mogłam czytać w jego głowie.
Zrobiło się późno. Słońce schroniło się za horyzontem, by dać innym światło, ciepło, natomiast tutaj robiło się coraz chłodniej i ciemniej. Pragnęłam usnąć i obudzić się wiedząc, że przeżyłam. To mogła być moja ostatnia noc na tym świecie.
Myślałam długo nad tym wszystkim co się działo. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Dziwne, że mogłam to zrobić, ale tak. Spałam na łóżku Nialla. Późno w nocy, kiedy blondyn przyszedł się położyć stało się coś dziwnego. Obudziłam się słysząc krzyk. Jednak w pokoju było ciemno, wszyscy spali. Pędem pobiegłam sprawdzić pozostałe pokoje, jednak tam też nic nie znalazłam. Tak samo na dole. Wróciłam na łóżko. Chciałam powrotem zasnąć, jednak kiedy moja dusza zetknęła się z ciałem blondyna, znów usłyszałam krzyki. Przerażona otworzyłam oczy.
Już nie byłam w pokoju. Znajdowałam się we śnie Nialla, a tak właściwie to w jego koszmarze. Stał w kącie jakiegoś pokoju. Był w połowie nagi, co trochę mnie zawstydziło. Przeraźliwie wrzeszczał, co wywoływało u mnie zdziwienie. Jego marą senną okazała się wielka kanapka, która chodzi i mówi, że chce go zjeść. Pędem ruszyłam mu na pomoc. Rozwiałam dwa kawałki chleba niczym chmurkę dymu papierosowego. Podbiegłam do przerażonego chłopaka i nie wiedząc czemu, przytuliłam go.
- Już go nie ma – szepnęłam.
To, że mogłam wejść do głowy tego chłopaka totalnie mnie zszokowało, ale istotniejsze dla mnie było to, że on mnie słyszał.
- Ej, ja cię już gdzieś widziałem! – powiedział siadając na podłodze.
- Tak, ze szpitala, albo z ulicy, leżałam obok mojego motora – posmutniałam.
- To ty? Co robisz w moim śnie?
- Ja sama nie wiem. Jestem świadoma tylko tego, że za chwilę pewnie umrę, więc chciałam jakoś przekazać Louisowi wiadomość. Jeżeli zechciałbyś, mógłbyś być tzw. łącznikiem. Ale to potem. Wracając do tematu. Jestem duchem, ale moje serce jeszcze bije. Wiem tyle, że  widzę wszystko od momentu wypadku, ale nie mogę nic czuć. Słyszę was, ale wy nie słyszycie mnie. To się chyba nazywa ‘śmierć kliniczna’ . Nie wiem jakim cudem się to wszystko dzieje. Nie wiem, kiedy nadejdzie mój czas, ale wolę pożegnać się teraz, niż zwlekać i nie mówić nic. Powiesz mu moje pożegnanie dopiero, kiedy lekarz zadzwoni, że nie żyję okej? Tak to ani słowa. Powiedz Lou, że dowiedziałam się o nim i tej dziewczynie. Chcę jego szczęścia. Niczego nie zniszczył i zawsze będzie w moim sercu. Powiedz, że zawsze będę go kochać i nie zapamiętam go jako sukinsyna. W mojej pamięci będzie moim bratem, najlepszym przyjacielem. Bez względu na wszystko.
- Okej, obiecuję. Przepraszam, że to mówię, ale jako że jesteś w moim śnie i wątpię, żeby to co teraz się dzieje, było naprawdę. Jesteś piękna. Serio. Nie patrz tak na mnie. Po prostu… eh. Mniejsza. I tak to tylko sen.
Przytuliłam go. Ledwo co poznanego chłopaka. I tak już zostaliśmy.
 Obudziłam się przed nim. Byłam w ogromnej euforii, ponieważ jeszcze nie zniknęłam.
  Wpadłam na genialny pomysł. Nie miałam zamiaru marnować tego cennego czasu, który mi pozostał.
Blondyn wstał z dziwną miną. Chyba nadal uważał, że ja mu się tylko śniłam. Wszedł pod prysznic. Zgadłam, że lubił gorący prysznic. Lustro migiem pokryła fala parującej wody. Wkradłam się do łazienki i poczekałam aż wyjdzie. Starałam się nie patrzeć na jego nagie ciało. Spojrzałam na niego powrotem, kiedy był owinięty ręcznikiem. Wycierał włosy i postanowił zabrać się za wycieranie zaparowanego lustra.
Wtedy ja wzięłam się do roboty. Nie miałam pojęcia czy to wypali, ale warto spróbować. Bardzo mocno koncentrowałam się na tym co robię. Powoli stawiałam kreskę za kreską.
W końcu udało mi się dokonać tego, co chciałam. Jednak tylko ja byłam z siebie dumna. Biedny chłopak odskoczył jak oparzony i pośliznął lądując na podłogę. Na lustrze było napisane: ‘ Niall, nadal wierzysz, że to był sen ?’
- To, to prawda?! Jeej, przepraszam, że cię przytuliłem… Tak jakoś. Czyli… To oznacza, że nadal … Jesteś…
Znów zabrałam się do pracy. Tym razem wymalowałam ‘ Przytulaj. Czułam to. Tak, chyba. Jedź i sprawdź ‘ .
- Z kim ty do cholery gadasz? – wrzasnął Zayn zaglądając przez drzwi. – coś ty wymalował na tym lustrze?
- Nic, nic… - chłopak czym prędzej zmazał wszystko i pobiegł do pokoju.
Piętnaście minut później był już w szpitalu. U mnie. Sam.
- Gdzie masz kolegów? Mniejsza o to. Chłopie. Nie wiem jak mocno się modliliście, ale to podziałało. Przeżyła kolejny dzień. Za dwie godziny ma zabieg, który osądzi o wszystkim. To jest cud, zaczynam wierzyć. Naprawdę dzielna z niej dziewczyna. Silna. Mało powiedziane. Jej wola życia, jej organizm przezwyciężył to, ale nie mogę dawać ci nadziei, że tak będzie z kolejnym dniem.



Jestem w cholernej euforii, że Asia uważa, że tego nie spieprzyłam. Danke ty mała wieśniaro ! :* :D

czwartek, 3 maja 2012

' ... zawsze będę tuż za tobą' 1.

‘ … zawsze będę tuż za tobą. ‘
Lubię wracać do wspomnień, do tych złych jak i dobrych. Nie mam nic do roboty, nie dlatego że mi się nie chce, po prostu. Posłuchajcie mojej retrospekcji, może zrozumiecie jak ja interpretuję : YOLO (You Only Live Once ).
Był chłodny jesienny dzień. Różnobarwne liście tańczyły do piosenek, które grał im wiatr. Siedziałam na dachu mojego domu jak to robiłam zawsze kiedy byłam smutna. Wchodziłam przez moje okno dachowe i siadałam na ciepłym obiciu. Czułam się jakbym była w moim prawdziwym domu, tym o którym śnię, tym w którym są moi najukochańsi na świecie babcia i tata. Niestety, nie ma ich tu. Zginęli w wypadku samochodowym wioząc mojego psa Amuka z lecznicy.
Od tamtej pory zbliżyłam się do mojego przyjaciela. Przychodził do mnie codziennie, wspinając się po wiklinie, która przytrzymywała pnącza kwiatów na murze mojego domu przynosił lody, nachosy i colę. Potrafiliśmy siedzieć godzinami. Pocieszał mnie i mówił, że zawsze mogę na niego liczyć. Uwielbiał powtarzać mi do ucha słowa jednej piosenki ‘ osłaniam cię, jestem tuż za tobą, idź sama do przodu, jestem tuż za tobą, byłem w tych chwilach, które już za tobą i będę na zawsze … ‘ . Swoimi kawałami zawsze poprawiał mi humor. Nasza przyjaźń kwitła, aż do pewnego letniego wieczoru. Siedzieliśmy na tym samym dachu, wcinając wszystko co udało mi się wynieść z lodówki. Jednak Louis zachowywał się inaczej niż zwykle. Stwierdziłam, że może ma zły dzień, ale nie dało się ukryć, że coś go gryzie. Po kilkunastu minutach udało mi się wycisnąć to, co mu leży na sercu.
- Bo… No… - zaczął się jąkać. – Sam nie wiem od czego zacząć…
- Powiedz mi, przecież to nie boli – szepnęłam uśmiechając się do niego zawadiacko.
- A mógłbym … wolałbym zademonstrować, okej? – spojrzał na mnie przerażony.
Kiwnęłam głową. Wtedy chłopak westchnął szepnął sam do siebie ‘raz kozie śmierć’.
Siedział dosyć blisko, więc nie musiał się zbytnio nagimnastykować. Po prostu zmniejszył odległość między nami do zera. Delikatnie, ale subtelnie dotknął moich warg. Byłam zszokowana . Nie wiedziałam co zrobić. Po prostu siedziałam i patrzyłam na niego. Nigdy bym nie pomyślała, żeby się w nim zakochać. Jednak nagle poczułam takie ciepło na sercu. Nie dało się tego opisać. Sama się sobie dziwiłam. Narząd odpowiadający za główne funkcje życiowe w ciągu kilku sekund postanowił oddać siebie jednemu chłopakowi, który zawsze był uważany za przyjaciela, brata. Posłałam mu delikatny uśmiech i oddałam pocałunek tak delikatnie jakbym się czegoś obawiała. Bo tak było. Bałam się, że przez to runęło wszystko, co wspólnie tworzyliśmy przez dwa lata pełniąc rolę najlepszych kompanów.

Mijały tygodnie. Układało nam się dobrze. Nie zmieniło się nic, praktycznie. Nadal spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu na dachu twojego domu, nadal śmialiśmy się razem, płakaliśmy i wcinaliśmy nasze ulubione nachosy. Wszystko było takie samo poza tym, że za każdym razem Louis mocno mnie do siebie przytulał i śpiewał mi piosenki. Jego głos rozbrzmiewał w całej okolicy,  ludzie lubili sobie go posłuchać i siadali na ławce pod moim domem. Ktoś namówił go, żeby poszedł zaśpiewać przed większą publicznością. Wybrał sobie jakieś show, gdzie będzie to robił przed kamerami. Siedziałam na widowni . Bardzo się stresował, ale wśród publiczności znalazł mnie i od razu się uspokoił. Wszyscy byli oczarowani jego barwą głosu. Przeszedł dalej.

[Do tego polecam posłuchać http://www.youtube.com/watch?v=d_juDGu1BQA]

Poznał tam chłopaków, czterech narwańców, zrobili z nich zespół. Nie było mi dane ich poznać. Nie widziałam Lou ok. 3 tygodnie. Bardzo się zmienił. Dojrzał, zwracał się do mnie jak do gówniary, ale nie przestawałam go kochać. W jego oczach nasza miłość była cenna, ale widziałam jak gasła. Próbowałam ją ratować.
Postanowiłam wybrać się do niego bez uprzedzenia. Ubrałam różową skórzaną kurtkę, czarne trampki, czerwone rurki i wzięłam kask. Wsiadłam na mój motor. Dotarłam do kompleksu, gdzie chwilowo mieszkał z nowymi przyjaciółmi. Nikogo nie było. Pomyślałam, że gdzieś wyjechał. Zawróciłam. Jechałam autostradą. W pewnym momencie tir zaczął wyprzedzać małe czarne Audi. Nie zauważył mnie i wypadł zza zakrętu. Nie zapanowałam nad motorem.
Wstałam jakby nigdy nic. Wszędzie była policja i straż pożarna. Posterunkowy przeprowadzał z kierowcą cysterny dochodzenie. Zajrzałam mu przez ramię. Na karteczce miał napisane 180 km/h – motor. Cieszyłam się, że nic mi nie jest. Zobaczyłam, że obok wielkiego pojazdu stoi audi, czarne audi. Nieopodal zauważyłam czwórkę stojących chłopaków. Pewien mulat wydzierał się do słuchawki od telefonu, drugi chłopak – miał burzę loków na głowie dyskutował o czymś z blondynem, kolejny łapał się za głowę i płakał. Podbiegłam do nich zaciekawiona. Nie zwrócili na mnie uwagi. Obok nich klęczał Louis. Zaraz zaraz, co on tu robił?! . Udzielał komuś pierwszej pomocy wydając przy tym jęki.
- Obudź się ! – krzyczał.
Podeszłam bliżej. Zamarłam. Na ulicy widziałam siebie. Leżałam bezwładnie z zamkniętymi oczyma .
- Ale przecież ja jestem tutaj ! Tutaj ! - Krzyczałam.
Nie słyszał. Z kieszeni postaci, która leżała na ziemi wyleciał zwitek papieru. Chłopak przeczytał go. Pamiętam, ja go napisałam ‘ Louis, wiem że spełniasz swoje marzenia, ale zachowujesz się bardzo nie fair w stosunku do mnie. Kocham Cię, Louis. Nie zmienię tego od tak. Przepraszam, choć nie wiem za co. ‘ . Nie wiedziałam dlaczego nie zostawiłam tego pod drzwiami.
Mój ukochany ukrył twarz w dłoniach i opadł na jezdnię.
- Też cię kocham. Zawsze kochałem. – zaczął nucić – osłaniam cię, jestem tuż za tobą, idź sama do przodu, jestem tuż za tobą, byłem w tych chwilach, które tuż za tobą i będę na zawsze. Jak ja mogłem być taki głupi i zostawić cię choć na moment?  Tak mi przykro.
Próbowałam go przytulić, ale nic nie poczuł.
Przyjechała karetka. Zabrała ciało ze sobą.