‘ … zawsze będę tuż za tobą. ‘
Lubię wracać do wspomnień, do tych złych jak i dobrych. Nie mam nic do
roboty, nie dlatego że mi się nie chce, po prostu. Posłuchajcie mojej
retrospekcji, może zrozumiecie jak ja interpretuję : YOLO (You Only Live
Once ).
Był chłodny jesienny dzień. Różnobarwne liście tańczyły do piosenek,
które grał im wiatr. Siedziałam na dachu mojego domu jak to robiłam
zawsze kiedy byłam smutna. Wchodziłam przez moje okno dachowe i
siadałam na ciepłym obiciu. Czułam się jakbym była w moim prawdziwym
domu, tym o którym śnię, tym w którym są moi najukochańsi na świecie
babcia i tata. Niestety, nie ma ich tu. Zginęli w wypadku samochodowym
wioząc mojego psa Amuka z lecznicy.
Od tamtej pory zbliżyłam się do mojego przyjaciela. Przychodził do mnie
codziennie, wspinając się po wiklinie, która przytrzymywała pnącza
kwiatów na murze mojego domu przynosił lody, nachosy i colę.
Potrafiliśmy siedzieć godzinami. Pocieszał mnie i mówił, że zawsze mogę
na niego liczyć. Uwielbiał powtarzać mi do ucha słowa jednej piosenki
‘ osłaniam cię, jestem tuż za tobą, idź sama do przodu,
jestem tuż za tobą, byłem w tych chwilach, które już za tobą i będę na
zawsze … ‘ . Swoimi kawałami zawsze poprawiał mi humor. Nasza przyjaźń
kwitła, aż do pewnego letniego wieczoru. Siedzieliśmy na tym samym
dachu, wcinając wszystko co udało mi się wynieść z lodówki. Jednak Louis
zachowywał się inaczej niż zwykle. Stwierdziłam, że może ma zły dzień,
ale nie dało się ukryć, że coś go gryzie. Po kilkunastu minutach udało
mi się wycisnąć to, co mu leży na sercu.
- Bo… No… - zaczął się jąkać. – Sam nie wiem od czego zacząć…
- Powiedz mi, przecież to nie boli – szepnęłam uśmiechając się do niego zawadiacko.
- A mógłbym … wolałbym zademonstrować, okej? – spojrzał na mnie przerażony.
Kiwnęłam głową. Wtedy chłopak westchnął szepnął sam do siebie ‘raz kozie śmierć’.
Siedział dosyć blisko, więc nie musiał się zbytnio nagimnastykować. Po
prostu zmniejszył odległość między nami do zera. Delikatnie, ale
subtelnie dotknął moich warg. Byłam zszokowana . Nie wiedziałam co
zrobić. Po prostu siedziałam i patrzyłam na niego. Nigdy bym nie
pomyślała, żeby się w nim zakochać. Jednak nagle poczułam takie ciepło
na sercu. Nie dało się tego opisać. Sama się sobie dziwiłam. Narząd
odpowiadający za główne funkcje życiowe w ciągu kilku sekund postanowił
oddać siebie jednemu chłopakowi, który zawsze był uważany za
przyjaciela, brata. Posłałam mu delikatny uśmiech i oddałam pocałunek
tak delikatnie jakbym się czegoś obawiała. Bo tak było. Bałam się, że
przez to runęło wszystko, co wspólnie tworzyliśmy przez dwa lata pełniąc
rolę najlepszych kompanów.
Mijały tygodnie. Układało nam się dobrze. Nie zmieniło się nic,
praktycznie. Nadal spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu na dachu twojego
domu, nadal śmialiśmy się razem, płakaliśmy i wcinaliśmy nasze
ulubione nachosy. Wszystko było takie samo poza tym, że za każdym razem
Louis mocno mnie do siebie przytulał i śpiewał mi piosenki. Jego głos rozbrzmiewał
w całej okolicy, ludzie lubili sobie go posłuchać i siadali na
ławce pod moim domem. Ktoś namówił go, żeby poszedł zaśpiewać przed
większą publicznością. Wybrał sobie jakieś show, gdzie będzie to robił
przed kamerami. Siedziałam na widowni . Bardzo się stresował, ale wśród
publiczności znalazł mnie i od razu się uspokoił. Wszyscy byli
oczarowani jego barwą głosu. Przeszedł dalej.
[Do tego polecam posłuchać http://www.youtube.com/watch?v=d_juDGu1BQA]
Poznał tam chłopaków, czterech narwańców, zrobili z nich zespół. Nie
było mi dane ich poznać. Nie widziałam Lou ok. 3 tygodnie. Bardzo się
zmienił. Dojrzał, zwracał się do mnie jak do gówniary, ale nie
przestawałam go kochać. W jego oczach nasza miłość była cenna, ale
widziałam jak gasła. Próbowałam ją ratować.
Postanowiłam wybrać się do niego bez uprzedzenia. Ubrałam różową
skórzaną kurtkę, czarne trampki, czerwone rurki i wzięłam kask. Wsiadłam
na mój motor.
Dotarłam do kompleksu, gdzie chwilowo mieszkał z nowymi przyjaciółmi.
Nikogo nie było. Pomyślałam, że gdzieś wyjechał. Zawróciłam. Jechałam
autostradą. W pewnym momencie tir zaczął wyprzedzać małe czarne Audi.
Nie zauważył mnie i wypadł zza zakrętu. Nie zapanowałam nad motorem.
Wstałam jakby nigdy nic. Wszędzie była policja i straż pożarna.
Posterunkowy przeprowadzał z kierowcą cysterny dochodzenie. Zajrzałam mu
przez ramię. Na karteczce miał napisane 180 km/h – motor. Cieszyłam
się, że nic mi nie jest. Zobaczyłam, że obok wielkiego pojazdu stoi
audi, czarne audi. Nieopodal zauważyłam czwórkę stojących chłopaków.
Pewien mulat wydzierał się do słuchawki od telefonu, drugi chłopak –
miał burzę loków na głowie dyskutował o czymś z blondynem, kolejny łapał
się za głowę i płakał. Podbiegłam do nich zaciekawiona. Nie zwrócili na
mnie uwagi. Obok nich klęczał Louis. Zaraz zaraz, co on tu robił?! .
Udzielał komuś pierwszej pomocy wydając przy tym jęki.
- Obudź się ! – krzyczał.
Podeszłam bliżej. Zamarłam. Na ulicy widziałam siebie. Leżałam bezwładnie z zamkniętymi oczyma .
- Ale przecież ja jestem tutaj ! Tutaj ! - Krzyczałam.
Nie słyszał. Z kieszeni postaci, która leżała na ziemi wyleciał zwitek
papieru. Chłopak przeczytał go. Pamiętam, ja go napisałam ‘ Louis, wiem
że spełniasz swoje marzenia, ale zachowujesz się bardzo nie fair w
stosunku do mnie. Kocham Cię, Louis. Nie zmienię tego od tak.
Przepraszam, choć nie wiem za co. ‘ . Nie wiedziałam dlaczego nie
zostawiłam tego pod drzwiami.
Mój ukochany ukrył twarz w dłoniach i opadł na jezdnię.
- Też cię kocham. Zawsze kochałem. – zaczął nucić – osłaniam cię, jestem
tuż za tobą, idź sama do przodu, jestem tuż za tobą, byłem w tych
chwilach, które tuż za tobą i będę na zawsze. Jak ja mogłem być taki
głupi i zostawić cię choć na moment? Tak mi przykro.
Próbowałam go przytulić, ale nic nie poczuł.
Przyjechała karetka. Zabrała ciało ze sobą.
Czyli nie żyje ;"
OdpowiedzUsuńmhmm :)
OdpowiedzUsuńJakie to piękne <33
OdpowiedzUsuń;* kocham to ;**
Cudowne! I nawet się popłakałam !! :'T
OdpowiedzUsuńNie no ryczę przy czytaniu tego słuchałam Moments i jeszcze bardziej się rozkleiłam :'( ale świetne pisz dalej! :D
OdpowiedzUsuńTa historia jest bardzo wzruszająca. Chwyta za serce. Martyna, jestem pełen podziwu dla Ciebie. ;)
OdpowiedzUsuń